Krzysztof Łapiński

„Uczta”, czyli polskie dialogi z Platonem

W języku polskim ciągle brakuje przekładów Platona, które plasowałyby się gdzieś pomiędzy „egalitaryzmem” Witwickiego a „elitarnością” Zwolskiego. Czy tłumaczenie „Uczty” autorstwa Andrzeja Serafina wypełnia tę lukę? Jaką stylistykę przybiera? Do jakiego czytelnika się zwraca?

W dwudziestym wieku powstały dwa diametralnie różne tłumaczenia „Uczty” na język polski. Pierwsze wyszło spod pióra Władysława Witwickiego, który realizację swojego śmiałego i nieomal urzeczywistnionego marzenia o przełożeniu całego Platona rozpoczął od tego właśnie dialogu. Drugie, będące owocem wieloletnich przemyśleń nad Platonem, zaproponował Edward Zwolski („Biesiada”, 1993). W tym roku pojawił się trzeci przekład, Andrzeja Serafina, do którego dodano kilka wartościowych artykułów takich autorów, jak Benjamin, Gadamer, Nehamas czy Piotr Nowak. Każde nowe spolszczenie Platońskiego dialogu należy witać z wdzięcznością, daję bowiem dobrą okazję do dyskusji nad próbami zmierzenia się kolejnych tłumaczy z dziełami ateńskiego filozofa. Nieodłącznym wątkiem takich dyskusji, poruszonym również we wstępie do najnowszej edycji „Uczty”, jest skandaliczny brak przekładów Platona w Polsce.

 Pomiędzy Witwickim a Zwolskim

Witwicki chciał, żeby ateński filozof przemówił potoczną polszczyzną. Sokrates przecież zaczepiał na ulicach Aten przechodniów, a w swoich rozmowach sięgał po trywialne przykłady rzemiosł czy zwierząt jucznych („Uczta” 221e). Trochę jak Cyceron dwa tysiące lat wcześniej pragnął Witwicki upowszechniać filozofię grecką na gruncie własnego języka i kultury. Konsekwentnie stosował polszczyznę literacką, która imitowała język potoczny. Jednak tam, gdzie Witwicki próbował osiągnąć zbyt dużą naturalność, dziś wypada szczególnie irytująco i sztucznie. Kolejny problem wiąże się z jego komentarzami do tłumaczonych dialogów. Ponieważ przekłady te miały trafić do „szerokich kół”, w swoich gadatliwych komentarzach przybiera przede wszystkim zdroworozsądkowy i analityczny punkt widzenia. Wchodzi z Platonem w dialog, przeciwstawiając mu „człowieka z ulicy”. Przez to zbyt pospiesznie zbija Platońskie propozycje, zanim wykona krok w stronę ich zrozumienia, na przykład poprzez usytuowanie ich w kontekście kulturowym. Szczególnie wyraźnie widać to w takim dialogu jak „Uczta”, gdzie wzorzec kulturowy miłości homoseksualnej odgrywa kluczową rolę. Witwicki daje czytelnikowi złudną pewność, że do zrozumienia dialogów Platona w zupełności wystarcza sam ich tekst. Niewątpliwą zasługą Witwickiego jest to, że przetłumaczył prawie całego Platona, winą zaś, że go przy tym zbanalizował – i w swoich tłumaczeniach, i w komentarzach, co, niestety, pokutuje do dziś w polskiej recepcji ateńskiego filozofa.

Zupełnie inną propozycją jest „Biesiada” Edwarda Zwolskiego. Wydobywa kunsztowną strukturę i głębię tekstu Platona. Przekład oparty jest na całkowicie odmiennych założeniach translatorskich. Zwolski uświadamia nam, że greka czasów klasycznych nie przystaje tak po prostu do języka polskiego. Można zatem nagiąć język Platona do dzisiejszej polszczyzny i udawać, że ciągle mamy do czynienia z przekładem. Można jednak potraktować język polski jako tworzywo do pewnego stopnia plastyczne. Dlatego Zwolski niejednokrotnie decyduje się na wprowadzenie neologizmów. Nie godzi się też na kalki językowe, które skłaniają do bezrefleksyjnej lektury. W jego tłumaczeniach na przykład nigdy nie pojawia się słowo „filozofia”. Grecki termin „philosophia” zawsze tłumaczy, odwołując do jego etymologii, czyli jako „umiłowanie mądrości”. Dzięki temu czytelnik nie zapomina o źródłosłowie tego pojęcia. Tym bardziej, że to dopiero Platon „wynajduje” filozofię jako nową praktykę kulturową (o czym pisała niedawno chociażby Andrea Wilson Nightingale). Komentarze Zwolskiego do dialogów „Biesiada” i „Phaidros” pokazują, że Platon nie był samotnym, wspaniałym kwiatem, który wyrósł na pustyni. Widzimy, jak obficie czerpał od swoich poprzedników i współczesnych, jak helleńska filozofia, literatura i polityka przemawiają w jego dialogach. Platon Zwolskiego jest na równi filozofem i poetą, dlatego kluczem do jego zrozumienia są także Szekspir czy Goethe.

„Biesiada” z komentarzem Zwolskiego nie należy do tekstów łatwych (co skądinąd nie jest cnotą tekstu filozoficznego), wymaga akceptacji pewnych założeń i wnikliwej lektury. Czytelnik otrzymuje jednak dużo w zamian. Nawet po wielokrotnej lekturze ma szansę doświadczyć tego, czego pragnął mędrzec z pewnej przypowieści – żeby morze wyrzuciło go na nieznany brzeg, a więc nie przewidywalności, lecz zaskoczenia.

Platon Serafina

W języku polskim ciągle brakuje przekładów Platona, które plasowałyby się gdzieś pomiędzy „egalitaryzmem” Witwickiego a „elitarnością” Zwolskiego. Czy tłumaczenie „Uczty” autorstwa Andrzeja Serafina wypełnia tę lukę? Jaką stylistykę przybiera? Do jakiego czytelnika się zwraca?

Serafin chce uwspółcześnić Platona, co nie jest złym pomysłem. Na tle dwóch przekładów, które już istnieją, stanowiłoby to interesującą propozycję, stawiającą przede wszystkim na jasność przekazu. Wielka szkoda, że robi to nie do końca konsekwentnie. Wprowadza bowiem tu i ówdzie słowa i wyrażenia o zabarwieniu archaicznym, co sprawia, że jego tłumaczenie jest niejednorodne stylistycznie. Należy jednak podkreślić, że przekład jest komunikatywny, co – na tle Witwickiego – jest jego niezaprzeczalną zaletą.

Postaram się skrótowo opisać przekład Serafina, skupiając się na wybranych detalach. Weźmy pod uwagę kilka poziomów tłumaczenia: filozoficzny, językowy i redakcyjny. W kulminacyjnym miejscu mowy Diotymy pojawia się neologizm monoeides, za pomocą którego Platon opisuje Ideę Piękna. Składa się on z dwóch słów: monos oraz eidos i oznacza tyle co „jednopostaciowa”, „jednokształtna”. Tłumaczenie Serafina „jednoforemna” jest o tyle niewłaściwe, iż niesie zbyt silne i niepotrzebne skojarzenia z terminologią techniczną Arystotelesa. W tym sensie jest to anachronizm. Należy pamiętać, że terminologia Platona jest dużo bardziej płynna. Inny kluczowy termin – melete, czyli „zaprawa”, „ćwiczenie” – Serafin oddaje, moim zdaniem niesłusznie, przez „powtórka” (208a). Pewnym niedociągnięciem jest tłumaczenie różnych określeń greckich za pomocą tych samych słów. Na przykład rozmyślanie Sokratesa z początku dialogu (prosechonta ton noun, 174d) oraz ogląd idei (theoron, 210d) tłumaczy się jako „kontemplacja”, co może zmylić czytelnika. „Uczta” Platona jest niezwykle wyrafinowanym językowo, być może najbardziej subtelnym pod tym względem spośród wszystkich dialogów ateńskiego filozofa.

Najnowszy przekład nie jest wolny od niedociągnięć stylistycznych. Już na pierwszy rzut oka widać, że tłumacz nie stroni od latynizmów. Poza latynizacją niektórych imion pojawiają się takie wyrażenia, jak: „informator (…) poinformowany” (172b), „elementy rytuału” (176a), „bogowie wysoko cenią sobie cnotę w domenie Erosa” (180b), „poeci i twórcy, których określa się jako kreatywnych” (209a), „ignorancja” Sokratesa, zamiast „niewiedza” (216d). Do tej kategorii można zaliczyć zdanie, w którym dyskutowana jest kwestia prawdziwego mniemania: „Bo jak coś bez racji mogłoby być wiedzą?” (202a). Owa „racja” (ratio, reason) to oczywiście logos – „wywód”, „dowodzenie”, „argument”. Niektórych wyrażeń Serafin nie tłumaczy z greki, stosując metodę ignotum per ignotum, np.: „mowy erotyczne” (172b), „filantrop” (189d), „symbol” (193a), co notabene w tym wypadku jest przekłamaniem, ponieważ symbolon oznaczał w czasach Platona coś innego niż „symbol” dzisiaj, a także „Eros”, gdzie ewidentnie w tym miejscu należałoby zdecydować się na słowo „miłość” („Jakie zabiegi i wysiłki tych, którzy do tego zmierzają, można nazwać Erosem?”, 206b). Nagminnym błędem stylistycznym jest użycie „zaś” na pierwszym miejscu w zdaniu, podczas gdy w języku polskim powinno stać na drugim. Tekst przekładu zawiera też trochę braków redakcyjnych, które mogą się przydarzyć każdemu, np. na stronie 221b tłumacz mylnie przypisuje Agatonowi wypowiedź Alkibiadesa. W oryginale imię nie pojawia się w ogóle, należy się go domyślić z kontekstu. Na stronie 221d Antenor staje się Atenorem, a Muzy są pisane raz wielką, raz małą literą. Do redakcyjnych, nie zaś merytorycznych błędów, należy zapewne zaliczyć użycie przez tłumacza imienia „Atena” zamiast poprawnej wersji „Ate”, czyli homeryckiej bogini ułudy (195d), na którą powołuje się Agaton, uczeń Gorgiasza (por. Gorgiaszowa apate).

Mam nadzieję, że te zasygnalizowane uwagi posłużą tłumaczowi, gdy raz jeszcze pochyli się nad tekstem Platona przed ponowną edycją – przekład Serafina ma bowiem w sobie pewien potencjał. Odnosi się wrażenie, że im dalej, tym tekst brzmi lepiej, np. w ostatniej mowie tłumacz barwnie oddaje komizm zabiegów Alkibiadesa o względy Sokratesa. Być może wobec tak ambitnej i godnej pochwały inicjatywy, jakiej podejmuje się Andrzej Serafin, warto byłoby zastosować radę Horacego ze „Sztuki poetyckiej” o odłożeniu wierszy do skrzyni (386-9) lub stwierdzenie Herberta: najgorszą rzeczą w sprawach ducha jest pośpiech. Niemniej, mimo wszelkich krytycznych uwag, tłumaczowi należy się uznanie za odwagę i gotowość wystawienia się na razy recenzentów, co w wypadku takiego przedsięwzięcia, jak nowe tłumaczenie Platona, jest przecież nieuchronne.

Książka:

Platon, „Uczta”, przeł. Andrzej Serafin, Sic!, Warszawa 2012.

* Krzysztof Łapiński, filozof, tłumacz. Pracuje w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego.

„Kultura Liberalna” nr 187 (32/2012) z 7 sierpnia 2012 r.