Katarzyna Kazimierowska
Merida walczy z instytucją małżeństwa
Od tygodnia na ekranach naszych kin można obejrzeć najbardziej nietypowy film wytwórni Pixar. Po raz pierwszy w 17-letniej historii tej stajni świetnych animacji zdecydowano się nie tylko na żeńskiego głównego bohatera. Poświęcono czas i energię na historię o dziewczynce, która nie chce wyjść za mąż.
Emancypantka Merida
Merida jest rudowłosa, jeździ na koniu i strzela z łuku lepiej niż niejeden profesjonalny łucznik. W dodatku jest Szkotką, co pozwala nam wyobrazić sobie siłę jej charakteru; w obyciu, brawurze i odwadze, jaką emanuje, jest niczym William Wallace. I jedyne, o czym marzy, to pozostanie wolną i niezależną na zawsze. Mamy przed sobą zatem wiejski, średniowieczny typ prawdziwej singielki z przekonania – niestety, jest w tym marzeniu odosobniona.
Jak wiadomo, kobieta musi znać swoje miejsce w rodzinie, a księżniczka w pewnym momencie powinna wyjść za mąż, bo po to jest, by rodzić wolnych i niezależnych chłopców. I choć wiele bohaterek bajek dla dzieci podejmowało próby ucieczki przed smutnym losem – przypomnijmy: Śpiąca Królewna ukłuła się w palec wrzecionem, Śnieżka najadła jakichś trujących jabłek, a Małgosia wolała być zjedzona przez czarownicę niż spędzić życie z Jasiem – to wszystkie w końcu kończyły z napisem „i żyli długo i szczęśliwie”. Pixar postanowił jednak iść z duchem czasu: w świecie wypełnionym przez silne babki typu Lara Croft oraz żądające od mężczyzn seksu bez zobowiązań dziewczyny z „Seksu w wielkim mieście”, nie próbuje nawet udawać, że wszystkie chcemy rycerza na białym koniu. Singielki weszły do animacji i to jest przełom.
Merida nie tylko nie chce wyjść za mąż – podejmuje wszelkie próby ucieczki, żeby postawić na swoim: ośmiesza absztyfikantów, kłóci się z matką, a na koniec zadaje się z czarną magią, żeby pozbawić rodzicielkę kontroli nad sobą. Motyw pragnienia nieskrępowanej wolności łączy się w ten sposób z wątkiem konfliktu pokoleń. To kryzys w relacji z matką jest kluczowy; z jednej strony tradycja i dobre wychowanie nakazują posłuszeństwo matce – mamy nawet takie przykazanie w Dekalogu. Z drugiej strony nie można zapomnieć o odwiecznym podskórnym lęku, który tkwi chyba w każdym dziecku, że jednak nie zawsze i niekoniecznie nasi rodzice chcą dla nas dobrze. Gdzieś między tymi nakazami i zakazami mamy poczucie, że tu nie o nasze dobro chodzi, ale o skrócenie smyczy, zamknięcie w klatce i odebranie nam w ten sposób życia. Ci, co nie widzieli Meridy, niech pójdą zobaczyć do czego zdolna jest córka z obawy, że rodzona matka chce ją zniszczyć.
W tym momencie film ten odbiega zdecydowanie od tego, co uznalibyśmy za zgodne z krytyką feministyczną. Ta nie bierze pod uwagę freudowskiej podświadomej nienawiści córki do matki. Wręcz przeciwnie, córki powielają lub też powinny powielać niezmieniony mit o Demeter i Korze, matce i córce, jako najbliższych sobie istotach [1]. I dlatego freudowski wymysł o konflikcie między matką i córką, jaki wykorzystują twórcy Meridy, nie zyska pochlebnej krytyki feministycznej. I nie należy tego się w „Meridzie walecznej” doszukiwać; raczej dobrej rozrywki z kobiecą bohaterką na czele.
Wiedźma odchodzi
Innym bardzo typowym dla bajek wątkiem, ocierającym się o freudowską psychoanalizę, jest zestawienie młodej wchodzącej w życie dziewczyny, ze starą, dojrzałą, kobietą, która już większość przeżyła i żywi wobec młodej zazdrość. Do tej pory w rolach tych zawistnych starzejących się, ale przecież tak naprawdę głęboko nieszczęśliwych niewiast, obsadzane były wiedźmy (Śnieżka, Jaś i Małgosia), macochy (Kopciuszek) lub złe i brzydkie siostry wróżki (Śpiąca Królewna). Tu mamy jednak świętą ikonę matki, która – jako posłuszna żona, zawsze w cieniu, za mężem – chce tego samego dla swojej córki.
Wyjątkowo ciekawy jest wyłaniający się tu motyw biernej matki i aktywnej córki. Czym bowiem zajmuje się mama? Opiekuje się dziećmi, gotuje, troszczy się, siedzi w domu i szydełkuje, podczas gdy córka szaleje na koniu z łukiem, strasząc okoliczną zwierzynę. To Merida jest panią na włościach, a jednocześnie bliżej jej do natury niż do cywilizacyjnego dorobku szydełkowania. Bierna, starsza matka stoi zatem po stronie kultury z jej nakazami i zakazami, a aktywna, młoda córka – po stronie natury, którą kultura musi okiełznać. I nie mogą się nijak dogadać.
Meridy igrzyska śmierci
Opowieść o Meridzie przypomina mi niezwykle film „Igrzyska śmierci”, który dane mi było zobaczyć w ramach seansu pod chmurką podczas Ińskiego Lata Filmowego. Bohaterką filmu jest świetnie strzelająca z łuku nastolatka, o pięknych włosach, świadczących o jej sile fizycznej i duchowej. Wypisz wymaluj prawdziwa Merida. Owa łuczniczka, Katniss Everdeen, musi stawić czoła ponad dwudziestu żądnych jej krwi przeciwnikom, by wygrać walkę o życie podczas tytułowych Igrzysk śmierci.
Katniss reprezentuje nowy typ bohaterki: to silna nastolatka, która zamiast seksapilem emanuje rozumem, piękna i inteligentna. Na progu dorosłości uczy się ważnej prawdy dotyczącej jej życia: to nie słaba, depresyjna matka, ale ona sama musi stawić czoła przeciwnościom losu. Co więcej, to ona mówi matce co ma robić, gdy jej – Katniss – zabraknie. To bardzo ciekawy i odważny wątek: wyzwalanie się z ramion matki, krytyczne spojrzenie na rodzica, który zwykle pokazywany jest jako walczący, ofiarny, oddany, wręcz święty. To wyraźnie postawienie sprawy: mamo kocham cię, ale wchodzisz mi w drogę. Dziewczynki odcinają pępowinę, najpierw Katniss i Merida, kto następny? Czas najwyższy zacząć żyć swoim życiem.
[1] Luce Irigaray, „Zapomniana tajemnica genealogii kobiecych”.
[śródtytuły od redakcji]
Film:
„Merida waleczna”
reż. Mark Andrews, Brenda Chapman.
prod. USA 2012.
dystr. Forum Film Poland Sp. z o.o.
* Katarzyna Kazimierowska, sekretarz redakcji kwartalnika „Cwiszn”, redaktorka RPN, stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.
„Kultura Liberalna” nr 190 (35/2012) z 28 sierpnia 2012 r.