Magdalena M. Baran

Tożsamość do wymiany

Od czasu do czasu każdy chciałby być kimś innym. Niektórzy na chwilę, inni na dłużej. Ot, pożonglować nieco pochodzeniem, odrobinę podretuszować życiorys, coś dopisać, o czymś innym zapomnieć. Jedni robią to niemal odruchowo, w towarzystwie brnąc w takie a nie inne historie, inni podbarwiają nieco swoje dzieje, opowiadając o antenatach walczących rzekomo pod rozkazami Napoleona, tańcujących na balach w pałacu królowej Wiktorii, przegrywających rodzinne fortuny w Monte Carlo… Mało to szkodliwe – powie niejeden – wszak wszystko mogło się zdarzyć. A że przodek był koniuszym, a nie ważnym rycerzem… to już zupełnie inna historia. Są i tacy, co całkowicie świadomie, na publiczny użytek piszą sobie nowiusieńkie życiorysy, krok po kroku wymazując co bardziej (we własnym mniemaniu) wstydliwe momenty. Osobną kategorię stanowią w tej grupie ci, co kimś innym stają się praktycznie na zawołanie, wraz z miejscem zmieniając tożsamość, poglądy itd., w ekspresowym tempie zmieniając skórę. I tak (przykładowo) z Krakowian stają się Warszawiakami (co – na szczęście – gorzej działa w drugą stronę). Jest oczywiście masa poważniejszych przykładów…

Są jednak i ci, co najzwyczajniej niewiele o swej historii wiedzą. Były może jakieś tajemnice (że kiedyś ktoś z kimś się pożenił, że my w domu jacyś „inni”, bo zwyczajów narodowych/religijnych jakoś u nas mniej, że inaczej się świętuje), ale i one rozpłynęły się w pośpiechu świata. Nie było ich komu opowiedzieć. Jednak historie rodzinne wracają, zastając swe dzieci w najmniej przez nie oczekiwanych momentach. Bo buduje coś człowiek, angażuje się całym sercem, „robi” politykę… a tu nagle klops. Okazuje się, że nawarzył niezłego piwa, bo wszystko co opowiadał, wykrzykiwał… robił w jakimś sensie przeciwko swoim. Odgrzebana, nie taka znów stara historia rodziny, przemilczana tajemnica, niedopowiedziana opowieść… i nagle ziemia usuwa się spod nóg. Nic nie jest już takie, jak wcześniej. Ba, historia wpływa nie tylko na swego bohatera, ale obejmuje i większy system. Od jednej rodzinnej historii zachwiać potrafi się i polityka.

Fakt, że Magdolna Klein była Żydówką spadł na jej wnuka niczym grom z jasnego nieba. Csanád Szegedi, niespełna trzydziestoletni polityk węgierskiego Jobbiku, jeden z założycieli antysemickiej i antyromskiej paramilitarnej Gwardii Węgierskiej, okazał się bowiem „należeć” do znienawidzonej przez swą partię mniejszości. Gdy historię swej rodziny ogłosił na łamach partyjnego tygodnika „Barikad” (tego samego, w którego na co dzień wylewają się antysemickie bzdury) partyjna wierchuszka wstrzymała oddech. Na korzyść partii całą sytuację próbował obrócić jej przewodniczący Gábor Vona, powtarzając, iż obecność Szegediego w szeregach Jobbiku świadczy o jego ugrupowaniu jak najlepiej. „Jobbik nie ocenia ludzi wedle pochodzenia, a wedle ich zasług dla narodu” – przekonywał. Te próbę poprawy wizerunku partii szybko popsuł jednak jej wiceprzewodniczący, Előd Novák, który w liście do sympatyków Jobbiku podkreślał, że gdyby fakty dotyczące życiorysu Szegediego znane były wcześniej „nigdy nie zostałby on prominentną postacią ugrupowania”. Oliwy do ognia Jobbik dolał niemal na marginesie całej historii na forum parlamentu proponując, by prowadzić statystyki przestępczości w oparciu o ich pochodzenie rasowe.

Sam Szegedi nie czekając na opinie swoich szefów zrezygnował ze wszystkim stanowisk partyjnych, mimo protestów Jobbiku pozostając eurodeputowanym. Nie komentował też specjalnie plotek o tym, że wiedzę o swym pochodzeniu zdobył już wcześniej, ale nie chciał ujawniać jej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Co chyba istotniejsze, dokonując coming outu Szegedi postanowił być niezwykle wręcz konsekwentny. Niedawno udał się bowiem do budapesztańskiego rabina Slomo Kövesa i – jak donosi jeden z węgierskich dzienników – pokajał się i prosił o przebaczenie. Wyraził również wolę odwiedzenia obozu w Auschwitz. Ciekawa przemiana. Pytanie na ile trwała i „skuteczna”. I co równie istotne – pytanie w jaki sposób to tożsamościowe zawirowanie wpłynie na wewnętrzne sprawy Jobbiku, a także na pozycję tej partii na węgierskiej scenie politycznej. Potknięcie? Blamaż? A może nowe otwarcie…

* Magdalena M. Baran, publicystka „Kultury Liberalnej”. Przygotowuje rozprawę doktorską z filozofii polityki.

„Kultura Liberalna” nr 191 (36/2012) z 4 września 2012 r.