Łukasz Wróbel

Słowa i obrazy

Poezja Pounda czytana dzisiaj stawia m.in. kwestię źródeł poetyckiego obrazu, a także odpowiedzialności poety – oczywiście wobec odbiorców, świata, ale przede wszystkim wobec własnej wewnętrznej wizji, najbardziej prywatnego głosu.

W opublikowanym 8 marca 1931 roku dziesiątym numerze „Wiadomości Literackich” Stanisław Helsztyński, pisząc o „dwóch dezerterach kultury amerykańskiej”, po raz pierwszy przybliżył polskiemu czytelnikowi postać Ezry Pounda (drugim dezerterem był T.S. Eliot). Pisał tak: „Ezra Pound […] w poszukiwaniu świeżych materiałów do monografii o Lope de Vega utonął w poetach prowansalskich, średniowiecznej romańszczyźnie, truwerach i trubadurach […] po trzech tomikach z dawnego poety o ożywczym tchnieniu został archeolog, poszukiwacz niezwykłych form, wirtuoz strof i rytmu, niezrównany naśladowca lirycznej starofrancuszczyzny. Już przed wojną stanął rydwan Pounda w piaskach. Nastąpiły tłumaczenia, pośrednio nawet z chińskiego, próby, fajerwerki, cacka i zabawki, pogrążenie zupełne poety w pedancie-literacie. Tylko kiedy autor cofnie się do swych pierwszych wzorów, do Browninga i prerafaelitów, tworzy jeszcze dzieła żywe…” [1].

Niewielki rozmiarowo artykuł Helsztyńskiego otwiera zaskakującą karierę amerykańskiego poety w Polsce. Albowiem ma Pound szczęście do tłumaczy i komentatorów. Przekładali go m.in. Leszek Engelking (bodaj czy nie największy w Polsce admirator tej poezji), Jerzy Niemojowski (prawdopodobnie pierwszy tłumacz Pounda w Polsce), Andrzej Sosnowski – ci trzej wydali własne tłumaczenia fragmentów „Pieśni”, najważniejszego dzieła poety – Krzysztof Boczkowski, Stanisław Czycz, Kuba Kozioł, Halina Poświatowska, Andrzej Szuba. Twórczość Pounda wielokrotnie prezentowały łamy „Literatury na Świecie” (numery monograficzne: 1/1985, 1/1991, 1-2/1995, acz nie jedyne to tomy LnŚ poświęcone temu twórcy), przetłumaczone zostały zbiory jego esejów („Duch romański”, „Sztuka maszyny i inne pisma”), wydano wybory utworów poetyckich, liczne artykuły pomieszczono w rozmaitych antologiach.

Odys, tułacz biedujący

Poniekąd zadziwiać może ta popularność dosyć hermetycznego przecież poety, który wymaga – tak od tłumacza, jak i czytelnika – nie tylko znajomości rozmaitych tradycyjnych rozwiązań wersyfikacyjnych czy gatunkowych, ale i nader odległych od siebie czasowo i geograficznie wzorców poetyckiej dykcji. Z jego nazwiskiem wiążą się aktywizacja i wykorzystanie niezliczonych skomplikowanych poetyk, tak tradycyjnych, jak i awangardowych, powikłane losy osobiste i polityczne, nieoczywisty status przesłania ideowego, a nawet wartość artystyczna całościowo postrzeganego oeuvre. Zadziwiać ta popularność bynajmniej jednak nie musi. Pound wymyka się jednoznacznym osądom. Stanowi w zasadzie emblemat XX-wiecznego intelektualisty. Jego twórczość oscyluje między koncentracją na czystości la chose poétique a nachyleniem poezji ku światu społeczno-politycznemu. Niejasne i niezrozumiałe wersy, a nawet całe utwory – często mielizny poetyckiego zagęszczenia zdań – sąsiadują z wersami i strofami o niespotykanym pięknie ewokowanych obrazów. Fatalne poglądy, których nie sposób usprawiedliwić (antysemityzm, faszyzm, niezmącona wiara w teorię kredytu społecznego), idą tutaj w parze z mocą artystycznego gestu, dogmatyczną wiarą w wartość i doniosłość poetyckiej mowy, która podźwignąć może świat współczesny z upadku. Właściwie można by postawić Pounda obok Heideggera, Iwaszkiewicza, Miłosza czy Ważyka – twórców o życiorysach skomplikowanych, niejednoznacznych, biografiach nie do scalenia, wymykających się narracyjnym uspójnieniom i funkcjonujących raczej podle praw kreacji literackiej aniżeli szarocodziennej. Gigantów myśli, demiurgów poetyckości, którzy nigdy nie zwątpili w doniosłość poetyckiego i filozoficznego zadania (co w obu wypadkach oznacza to samo: zadanie pogłębiania niecki człowieczej egzystencji), w wagę słowa, moc języka literackiego, to znaczy jedynego autentycznego języka, jakim dysponujemy. Jeżeli Pound znajduje admiratorów w Polsce, to być może właśnie z powodu lekcji, jaką wynosimy z naszej poszatkowanej historii: wszystko jest bardziej skomplikowane, nic nie jest oczywiste, a pierwszy gest oceny stanowi najczęściej ostatnią granicą uczciwego spojrzenia. James Joyce tak pisał w 1927 r. o Poundzie: „Dokonuje błyskotliwych odkryć i popełnia straszliwe błędy” [2]. Zbyt wielowymiarowa i niespójna to postać, by zamknąć ją w jednej czy dwóch poręcznych formułach.

Pontifex Maximus

Pound napisał kiedyś: „Zasadnicza precyzja wypowiedzi to jedyna i wyłączna moralność pisarstwa, którą należy odróżnić od moralności idei omawianych przez pisarzy” [3]. Chciałbym odnieść te słowa do osoby ich autora. Uczciwość artystyczna (względem wizji, obrazu), której zresztą i tak mierzyć nie sposób, nie należy do porządku stopniowania przymiotników. Nie ma nic wspólnego ze szczerością i moralnością jako kategoriami zaczerpniętymi z katechetycznych książeczek dla dzieci. Rewersem uczciwości artystycznej jest po prostu dzieło nieudane. Nie dzieło niezrozumiałe czy słabe pod względem artystycznym, ale dzieło o pękniętym głosie, rezonujące dysonansem obrazu poetyckiego. Nie idzie tu o przekazywane treści, postulowane idee, lecz o to, co najbardziej nieuchwytne – obraz poetycki. Tak jak nie istnieją sposoby pomiaru artystycznej uczciwości, tak też i zasadnicza fałszywość poetyckiego głosu jest raczej epifenomenem pojawiającym się w czytelniczym odbiorze. Dzieło fałszywe to dzieło pozbawione zdolności czynienia ze mnie, czytelnika, osoby wspaniałomyślnej, to znaczy osoby nakłonionej ku możliwościom wspaniałego myślenia. „Nieuczciwy pisarz może wyrządzić równie wiele szkody co medyk, który podaje fałszywe wyniki badań…” [4] – pisał Pound, i odrzucając wymiar biograficzny, polityczny, ideowy jego pisarstwa, najchętniej napisałbym, iż – jakkolwiek niezrozumiałe – jego dzieło jest jednym z pięknych dwudziestowiecznych medykamentów na wielkie odczarowanie świata współczesnego. Twórczość autora „Pieśni” – ten hermetyczny ogród o wielowymiarowo pętlących się ścieżkach – jest bezwzględna wobec swojego czytelnika, wymusza na nim egzystencję podług wartości literackich, tzn. jedynych śladów sacrum w świecie współczesnym albo skazuje na płaskość świata pozbawionego epifanii. Tu nie ma demokracji. Pound jest bezkompromisowy: albo życie przeniknięte wielogłosowością literackiej spuścizny wieków, życie i myślenie podług wartości czystej ars – to znaczy sztuka myślenia wspaniałego, albo nijakość egzystencji sytych zwierząt. Ezra Pound to jeden z ostatnich kapłanów poezji.

Ja, poszukiwacz faktów

Każdy tom wierszy Pounda to w zasadzie książka o tym, czym mogłaby, a raczej czym powinna być tradycja jako jeden z dostępnych nam egzystencjałów. „Tradycja to piękno, które chronimy, a nie więzy, które nas krępują” [5] – pisał poeta, a w innym miejscu dodawał: „Całe moje grzebanie się w starożytnych i na wpół starożytnych jest usilnym dążeniem do ustalenia, co zrobiono już raz na zawsze, w sposób definitywnie najlepszy, a co zostało do zrobienia dla nas” [6]. Poetyka Pounda to przede wszystkim poetyka cytatu, strzępów cudzego głosu, fragmentów skądinąd. Jego utwory przesiane są często niezrozumiałymi, niestety, odniesieniami, naszpikowane imionami, nazwiskami i przytoczeniami z całej europejskiej, ale przecież i chińskiej na przykład, poezji. Autor „Pieśni” nie jest kustoszem, jego celem nie jest ochrona masy spadkowej, ale jej remiks. Cytatom, źródłom, echom poezji klasycznej, średniowiecznym rozwiązaniom wersyfikacyjnym czy stroficznym wyznacza miejsce w ramach XX-wiecznej wersyfikacji, w układach wiersza wolnego. Pound pisze nowoczesne wiersze, korzystając ze spuścizny literackiej od starożytności po współczesność. Niezliczone odniesienia poetyckie: leksykalne, składniowe, rytmiczne, nawiązania do cudzej intonacji, technik poetyckich, nie są tu jednak środkiem odniesienia, narzędziem ubogacania komunikatu, są jego obiektem, to nasycone zagęszczonym sensem fakty, konkrety, z którymi – wedle wytycznych samego twórcy – każdy powinien zderzyć się osobiście i bezpośrednio. To poetycki fundament, na którym każdy powinien oprzeć zarys własnej egzystencji, jak i wszelkie projekty przebudowy rzeczywistości społeczno-politycznej.

Leszek Engelking wyposażył swój wybór, jak zwyczajowo czynią to wydawcy i redaktorzy twórczości Pounda, w objaśnienia przybliżające czytelnikowi postacie zaludniające strony tej książki, lokujące w źródłach mgławicowe bądź dosłowne odwołania, a nawet umieszczające niektóre wiersze na biograficznej mapie poety. Pound nie zgodziłby się z tą decyzją. Jego intencją były edycje pozbawione komentarzy, bez taryfy ulgowej zmuszające czytelnika do zderzenia się z nagą materialnością faktu literackiego, bezpośredniością poetyckiego obrazu. Stąd też, jeśli chce się zachować wierność wytycznym poety, nie tylko należy czytać jego wiersze bez literatury sekundarnej (czy znajdzie się dzisiaj, kiedykolwiek tzw. modelowy czytelnik tych utworów?), ale i zapewne nie powinno się o niej pisać. Wszak to o takich jak ja zapewne pisał Pound w „Pieśni XIV”: „Bagno burkliwych kłamców,/ trzęsawisko bzdur,/ (…) właściciele ruder,/ pots-de-loup, rozsiadli na stertach kamiennych ksiąg,/ zaciemniający teksty filologią,/ zasłaniający je sobą,/ w całym powietrzu ani skrawka ciszy,/ potok wszy, ząbkowanie”. Niestety, w założycielski gest tworzenia pomnika, opoki, wkrada się założycielska niemożność jego ukończenia oraz podstawowa niejasność komunikatu. Bez znajomości źródeł nie rozgościmy się w tych wierszach. Bez komentarzy nie poznamy zaś źródeł. Samo dzieło tkwi w swojej ekskluzywnej hermetyczności, odsyłając ku cudzym głosom, otwierając się na echa rozmaitych tradycji. Komentarze do dzieła podkreślają jego niesamoistność, paradoksalną nieautonomiczność wiadomości, która bez osadzenia w licznych kontekstach zmienia się w szyfr. Jedną z konsekwencji tej niemożności scalenia będzie po wielekroć otwarta struktura takich eposów jak „Pieśni”. Jeżeli miały one, dzięki uobecnieniu w strofach zagęszczonej esencji poetyckości wszystkich wieków, prowadzić ku odnowieniu istoty ludzkiej, jeżeli miały oferować utopię syntetycznej aktywności sensów poetyckich, to ich charakter work in progress sprawia, że jakakolwiek spójność sypie się niczym domek z kart, wskazując na to, iż raj jako przestrzeń obecności sacrum, poetyckiego esprit, dostępny jest zaledwie asymptotycznie.

…poświadczyć złotą nić we wzorze (…)
Wyznać błąd, nie tracąc słuszności

Niemniej jednak porwana struktura „Pieśni” oraz ich niejasność, jestem o tym przekonany, niekoniecznie stanowią o klęsce projektu Pounda. Trzy żywioły z wściekłością walczą o supremację w tej poezji: dyskursywny (wątki społeczno-polityczne), czysto retoryczny (materialność języka ujawniana w wiązadłach składni, figuratywności języka) i imagistyczny (moc obrazu poetyckiego). Niejednokrotnie to, co określilibyśmy mianem „obrazu poetyckiego”, kreowane jest na styku dyskursu i nagiej materialności języka. Obrazy poetyckie skupiają w sobie wątki dyskursywne, ale też przecinają linearność ich prezentacji. Niespójność, fragmentaryczność po prostu muszą być nieodłączną cechą takich wierszy. Zwłaszcza, że Poundowi o uobecnienie idzie – nie zaś o opis, prezentację, przed-stawienie, nie o odniesienie do historycznoliterackiego źródła. Tak zaś ujęta jego poezja przede wszystkim obezwładnia bezmiarem odurzenia samego poety literackim sacrum, a także skalą kondensacji obrazów poetyckich, którą doświadcza czytelnik. Jeśli jest to jakaś całość (mam co do tego wątpliwości) i jeżeli jest ona niezrozumiała, to niewątpliwie dlatego, że lektura wrzuca nas w sam środek obrazu, którego zarysów nie przeczuwamy. Przy całej eliptyczności tych wierszy (niewiele tu przymiotników, a i czasowniki często zanikają) Pound operuje raczej poetyką nadmiaru. Jego dykcja oparta jest na porządku parataksy uniezależniającej od siebie człony szeregu wypowiedzeniowego, przydającej im mocy fragmentu, ale i obnażającej brak szwów pomiędzy kolejnymi zdaniami, wersami. Parataksa wraz z elipsą pracują na rzecz zawieszenia oczywistej logiki wynikania między wersami, luzują zworniki strof. Ale właśnie ta niepełność, operowanie brakiem, nieobecnością, w konsekwencji pozwala na uobecnienie samej esencji obrazu poetyckiego. Jeżeli kolejne pieśni pozostają dla czytelnika niezrozumiałe, to właśnie ze względu na stopień zagęszczenia poetyckiej mowy, kondensacji sensów. Nie sposób czytać tych wierszy, nie sposób też przejść obok nich obojętnie. Tym bardziej, że dostępność ewokowanych obrazów poetyckich jest tutaj niezależna od ich pojęciowej uchwytności („to nie słowom powinieneś być wierny”, pisał Pound w „Pieśni LXXIV” [7]). Fakt poetycki nie musi być wyrażalny pojęciowo, obraz poetycki to konkret, zaś pojęcie to ogólnik. Poundowi idzie o na własną rękę prowadzone, jednostkowe szukanie konkretnych obrazów poetyckich, o osobiste doświadczanie jednostkowego faktu, a wiemy przecież od Arystotelesa, że to, co indukcyjne, subiektywne, jednostkowe, nie znajduje eksplanacji w porządku dyskursywnych generalizacji.

Poetycki projekt Pounda niekoniecznie jest więc nieudany, nawet jeśli zdecydowanie jest niejasny. Siła literackiej tradycji, tej długoterminowej determinacji, jest w strofach amerykańskiego poety odczuwalna, gęstość mowy uderza w czytelnika konkretnością obrazów poetyckich. Takie wiersze nie potrzebują wyjaśnienia, wymagają podmiotowej gotowości, otwarcia się na doświadczenie nawet poza rubieżami zrozumiałości. Nić przesłania ponoć jest w „Pieśniach” obecna, potrzeba tylko odwagi zagubionego w labiryncie współczesnego świata Tezeusza, by ją odnalazł i poniósł, ta – zaręcza Ezra Pound – powiedzie go ku pozaziemskim rajom oferującym możliwość pełni doświadczenia sacrum poetyckiej schedy rodzaju ludzkiego:

Porwana wiatrem łuska jest już skończona
lecz światło śpiewa wiecznie
blady płomyk ponad bagnami
gdzie słońce siano szepcze przypływom, odpływom
Czas, przestrzeń,
ani życie, ani śmierć nie jest odpowiedzią.

Przypisy:

[1] S. Helsztyński, „Ezra Pound i T. .S. Eliot”, „Wiadomości Literackie” 1931, nr 10, s. 2. http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=53768 [Data dostępu: 23 września 2012 r.]
[2] Cyt. za: L. Engelking, „Ezra Pound”, „Literatura na świecie” 1985, nr 1, s. 298.
[3] E. Pound, „Minione dzieje”, przeł. L. Engelking, „Literatura na Świecie” 1991, nr 1, s. 100.
[4] Tamże, s. 100.
[5] E. Pound, „Tradycja”, przeł. L. Engelking, „Literatura na Świecie” 1985, jak wyżej, s. 18.
[6] E. Pound, „Rzut oka za siebie”, przeł. L. Engelking, tamże, s. 12.
[7] E. Pound, „Pieśń LXXIV”, przeł. A. Sosnowski, „Literatura na Świecie”1995, nr 1-2, s. 169.

Książka:

Ezra Pound, „Wiersze, poematy i pieśni”, wyb., przeł., oprac. L. Engelking, Biuro Literackie, Wrocław 2012.

* Łukasz Wróbel, teoretyk literatury, asystent w Instytucie Literatury Polskiej na Wydziale Polonistyki UW.

„Kultura Liberalna” nr 194 (39/2012) z 25 września 2012 r.