SERZYSKO: Marek Wałkuski „Wałkowanie Ameryki”
Jak przeciętny Polak ma ratować się przed stereotypami? Jak ma nie umrzeć ze śmiechu na przykład po obejrzeniu teledysku do piosenki Toby’ego Keitha „Courtesy of Red, White and Blue (The Angry American)”? Co ma zrobić, aby przestać zżymać się obsesyjnie na „amerykański imperializm”, co tak chętnie czynią nasi politycy w sprawie wiz dla Polaków? Może na przykład poświęcić jeden dłuższy wieczór na lekturę „Wałkowania Ameryki”.
Marek Wałkuski, dziennikarz i wieloletni korespondent z Waszyngtonu, w swojej książce stara się powiedzieć o Stanach Zjednoczonych więcej, niż mogłyby pomieścić zwięzłe doniesienia radiowe. Z wielkim pożytkiem dla polskiego czytelnika. Polacy o Ameryce i Amerykanach wiedzą bowiem niewiele – zazwyczaj tyle, ile przekażą im media i popkultura. A Polskie media, bądźmy szczerzy, nie garną się do pogłębionych analiz spraw zagranicznych – w relacjach telewizyjnych czy radiowych po prostu nie ma na to miejsca, hollywoodzkie filmy zaś wypełnia jedynie amerykańska mitologia.
Część spośród mnóstwa statystyk i liczb, setek anegdot i ciekawostek przytoczonych przez autora na trzystu stronach książki może wydać się słabo udokumentowana lub wątpliwa, bo została podana jedynie w formie zasłyszanych informacji lub podpatrzonych sytuacji. Ale czy wszystko musimy brać tak serio? Autor dołożył starań i zakończył książkę bibliografią, jednakże chodzi mu o to, by czytelnik poczuł – i choć trochę zrozumiał – Amerykę, a nie zebrał o niej encyklopedyczną wiedzę.
Lektura książki sprawia, że staje się to możliwe. Nie znajdziemy w niej analiz politycznych ani historyjek z życia kolejnych prezydentów czy celebrytów, wyruszymy za to w podróż po stanowiącej tygiel etniczny i językowy współczesnej Ameryce. Autor wytłumaczy nam, czym dla Amerykanów jest flaga i dlaczego można ją palić. Dlaczego spłakane studentki zapalające znicze po tragicznych szkolnych strzelaninach chwalą się przechowywanym pod łóżkiem pistoletem i dlaczego obywatele Stanów powinni mieć prawo do obrażania prezydenta. Poczytamy też o megakościołach, muscle cars i Vietnamese Americans łowiących krewetki.
Książka Wałkuskiego to opowieść dla zwykłych Polaków o zwykłych Amerykanach – o ich życiu codziennym i ważnych dla nich wartościach. A gdybyśmy wiedzieli o nich przynajmniej tyle, ile przekazuje w książce autor, byłoby nam łatwiej zrozumieć, dlaczego Barack Obama w swoich wystąpieniach mówi tyle o klasie średniej, trosce o rodziny żołnierzy poległych w Iraku i Afganistanie, a także dlaczego uważa, że jednym z wielkich sukcesów jego prezydentury jest uratowanie General Motors.
Eksperci pewnie się wynudzą z braku dogłębnych analiz, ale dla osób po prostu ciekawych Ameryki książka Marka Wałkuskiego – wraz z przemówieniami z konwencji demokratów i republikanów – to „jazda obowiązkowa” przed listopadowymi wyborami na prezydenta USA.
Książka:
Marek Wałkuski, „Wałkowanie Ameryki”, Wydawnictwo Helion, Gliwice 2012.
* Ewa Serzysko, socjolożka i dziennikarka, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”.
***
WĄDOŁOWSKA: Oriana Fallaci „Wywiad z historią”
Gdy zmarła w 2006 roku, jedni nazywali ją największą reporterką swoich czasów, inni przypominali jej islamofobiczne przekonania, którym z typowym dla siebie uporem dawała wyraz po tragedii 11 września. Rozmowy publikowane w „Wywiadzie z historią” pochodzą z okresu, gdy Oriana Fallaci była uważana przede wszystkim za żywą legendę dziennikarstwa. Wszystkie przeprowadziła w latach 70. dla „L’Europeo”, wpływowego włoskiego tygodnika. Przedrukowywały je potem największe tytuły świata, niejednokrotnie, jak choćby w przypadku wywiadu z Kissingerem, wywołując niemały skandal międzynarodowy. Można jej było wiele zarzucić, na przykład to, że nawet nie siliła się na bezstronność, ale Fallaci nie była łatwym przeciwnikiem dla swoich rozmówców. Bezkompromisowo prowokowała i kwestionowała ich racje. Czytelników nie pozostawiała obojętnymi.
Najbardziej interesowały ją mechanizmy władzy. We wstępie do „Wywiadu z historią” tłumaczy z typową dla siebie energią: „Do moich rozmówców nie udałam się przyjąwszy postawę niewzruszonego kronikarza. Udałam się ogarnięta gniewem, przytłoczona tysiącem pytań, które zanim uderzyły w nich, uderzyły we mnie, z nadzieją, że zrozumiem, w jaki sposób, będąc u władzy albo z nią walcząc, ludzie ci determinują nasz los”. Ten gniew i dociekliwość sprawiły, że była w stanie namówić na rozmowę Jasera Arafata, generała Giápa czy Mohammada Rezę Pahlawiego.
Każdy wywiad poprzedza Fallaci barwnym, nieraz bardzo osobistym, komentarzem-wprowadzeniem. Pozwala w ten sposób czytelnikom przyjrzeć się tym „wielkim” z bliska i zajrzeć na chwilę za kulisy wielkiej władzy. Daje im niemal namacalne wrażenie, że uczestniczą w kolejnych spotkaniach, siedzą obok niej i przysłuchują się rozmowie.
Jak najlepszy gawędziarz Fallaci kokietuje czytelnika starannie dobranymi anegdotami. O Indirze Gandhi, premier największej demokracji, pisze: „Jako dziecko Indira ciągnęła za wąsy nie tylko Mahatmę, ale wszystkich ważnych mężczyzn, którzy mieli zbudować Indie”. Co cenne, w opisach swoich rozmówców nie próbuje ukrywać własnych poglądów. O Williamie Colby, szefie CIA, mówi otwarcie, że przypomina jej „inkwizytora albo funkcjonariusza Partii Komunistycznej. Miał to samo spojrzenie, ten sam nos, te same usta co Susłow. Tę samą wydłużoną, chudą, elegancką sylwetkę. Tę samą bezlitosną uprzejmość”.
W tych wprowadzeniach nie brakuje też samej Fallaci. Napięcie przed rozmową z Goldą Meir buduje, opowiadając, jak to przy okazji innego wywiadu z izraelską premier z jej bagażu zniknęła kaseta z zarejestrowanym dopiero co nagraniem. A spotkanie z cesarzem Etiopii poprzedza opis tego, jak wyrzucił ją ze swojego dworu, gdy zapytała go, czy boi się śmierci. W tych osobistych wprowadzeniach jedni zobaczą świadome kreowanie własnego mitu, inni genialne wyczucie reporterskie na szczegół, który tworzy postać rozmówcy.
Dziś wywiadem nazywa się właściwie każdą opublikowaną rozmowę. Zebrane w „Wywiadzie z historią” teksty to dużo więcej. To dwadzieścia osiem skupionych razem spotkań bezkompromisowej Włoszki z tymi, którzy rzeczywiście mieli wpływ na losy świata. Największe wrażenie robi przede wszystkim ich rozmach. Przy topniejących budżetach przeznaczanych na pracę korespondentów zagranicznych i wojennych wydaje się, że coraz mniej jest dziennikarzy takich jak ona – o wiedzy, umiejętnościach i wytrwałości pozwalających mierzyć się z dzisiejszymi odpowiednikami jej rozmówców. Dlatego seria wywiadów Oriany Fallaci, mimo że dotyczą one sytuacji międzynarodowej sprzed czterdziestu lat, nadal robi wielkie wrażenie. Wywiadów na taką skalę jest dziś coraz mniej. Może też dlatego, że rozmowa prowadzona przez Skype’a nigdy nie będzie tym samym co spotkanie twarzą w twarz.
Książka:
Oriana Fallaci, „Wywiad z historią”, przeł. Agnieszka Czepnik, Anna Osmólska-Mętrak, Joanna Ugniewska, Świat Książki, Warszawa 2012.
* Agnieszka Wądołowska, dziennikarka portalu Gazeta.pl, członkini redakcji „Kultury Liberalnej”.
***
KIEŻUN: Alain Mabanckou „Jutro skończę dwadzieścia lat”
W Polsce każdy, no, może prawie każdy, zna postać Mikołajka, stworzoną przez René Goscinny’ego. To kilkuletni chłopiec, który tak jak reszta jego kumpli z klasy ze wszystkich sił próbuje zrozumieć skomplikowany świat dorosłych i trochę nam o nim opowiedzieć z dziecięcej perspektywy. Robi to przy tym w sposób prosty i bezpretensjonalny. Czytelnik, który lubi tego typu narracje i jest fanem Mikołajka, powinien koniecznie sięgnąć po najnowsze tłumaczenie książki Alaina Mabanckou. Tu także bohaterem jest sympatyczny urwis, z tą różnicą, że zamiast Francji mamy do czynienia z Kongo-Brazzaville, a przeciętna biała mieszczańska rodzina z lat 50. zostaje zastąpiona przez nie do końca przeciętną czarną kongijską rodzinę z przełomu lat 70. i 80.
Poznajemy więc tatę Rogera, pracownika hotelu, który swój czas dzieli pomiędzy dwa domy i swoje dwie żony, mamę Paulinę, sprzedającą na Wielkim Targu orzeszki ziemne, Lounèsa, najlepszego kumpla, który ćwiczy karate i potrafi wyskakiwać w górę niczym Bruce Lee, wujka René, komunistę i jednocześnie najbogatszą osobę w rodzinie, pana Mutombo, najlepszego krawca w mieście i całą plejadę mieszkańców Pointe-Noire, drugiego co do wielkości miasta w Kongu. Wszystko to dzięki opowieści małego Michela, który nie boi się przyznać do tego, że niektóre sytuacje najzwyczajniej w świcie go przerastają.
Wartością książki Mabanckou nie jest jednak tylko umyślnie naiwna narracja, która wzbudza w czytelniku odruchową sympatię. „Jutro skończę dwadzieścia lat” to książka, która nie stroni od polityki. Obserwując świat z punktu widzenia dorastającego chłopca, poznajemy go jednocześnie z perspektywy Konga-Brazzaville. W tak naszkicowanej opowieści sytuacja w Zairze jest równie ważna, co kłopoty Giscarda d’Estaing z diamentami podarowanymi przez prezydenta Republiki Środkowej Afryki, Bokassę, a ucieczka z Ugandy Idiego Amina, „ostatniego króla Szkocji”, warta równie drobiazgowej analizy, co wypędzenie szacha z Iranu. Co ciekawe, zimnowojenne podziały nie są w tej części Afryki równie oczywiste, co dla czytelnika z Europy Środkowo-Wschodniej. Dla mieszkańców komunistycznego Konga Zachód jest uosobieniem kapitalistycznego wyzysku i kolonizacji, jednak bohaterowie książki zazwyczaj wypowiadają się dobrze o de Gaulle’u i o Francji, a tata Roger słucha nawet Głosu Ameryki.
Książka Mabanckou to książka wspomnieniowa. Mały Michel to alter ego autora z czasów, gdy dorastał on w Kongu. Mamy więc tu do czynienia z relacją z pierwszej ręki. Tym bardziej warto więc wsłuchać się w monolog małego mieszkańca Pointe-Noire, w którym rzeczywistość lat 70. miesza się z opowieściami o kolonialnej przeszłości, zasłyszanymi od starszych. Jest on wygłaszany sine ira et studio, z dziecięcą wiarą w ludzi i przyszłość. Nawet jeśli słowa spikera w radio, którego słucha tata Roger, brzmią, „jakby codziennie był koniec świata”.
Książka:
Alain Mabanckou, „Jutro skończę dwadzieścia lat”, przeł. Jacek Giszczak, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2012.
* Piotr Kieżun, szef działu „Czytając” w „Kulturze Liberalnej”, pracuje w Instytucie Książki.
***
„Kultura Liberalna” nr 195 (40/2012) z 2 października 2012 r.