Jacek Wakar

Radziwiłowicz

Przeczytałem, jeszcze przed wyznaczoną na listopad premierą, książkowy wywiad-rzekę, przeprowadzony z Jerzym Radziwiłowiczem przez Łukasza Maciejewskiego (Wyd. Wielka Litera). Obu rozmówców znam, co poczytuję sobie za zaszczyt i przyjemność. Z Łukaszem z niejednego dziennikarskiego pieca wspólnie chleb jedliśmy, zawsze imponowała mi w nim umiejętność słuchania swych rozmówców, pełne zaangażowanie w owo słuchanie i absolutna wiedza o „wywiadowanym”. Do tego jeszcze empatia i chęć przedstawienia jak najcieplejszego obrazu bohatera. Chęć tak przemożna, że czasem przeradzająca się w sympatię tak ogromną, że aż źdźbło nienaturalną, co owocowało raz na jakiś czas rozmowami bez kantów i widocznych zagnieceń. Co nie zmienia faktu, że mam Maciejewskiego za eksperta w dziedzinie rozmów z artystami kina i teatru niezwykłego.

Jerzego Radziwiłowicza postrzegałem natomiast jeszcze niedługi czas temu jako górę niedostępną, jakiś Mount Everest polskiego aktorstwa. Nie o każdym przecież mój mistrz w zawodzie krytyka, Andrzej Wanat, pisał, że jest Ireną Eichlerówną swojego pokolenia, tyle że potrafi jeszcze zagrać inaczej. Do tego dochodziły role giganty. W telewizji Raskolnikow w „Zbrodni i karze” Andrzeja Wajdy – legendarnym spektaklu krakowskiego Starego Teatru. Wspaniałe partie w przedstawieniach Jerzego Jarockiego, od Henryka w „Ślubie”, oglądanego bodaj cztery razy zawsze poczuciu, że lepiej zrobić się tego po prostu nie da. Potem kostyczny Regimentarz w „Śnie srebrnym Salomei” Słowackiego, wreszcie prace z Teatru Narodowego, aż do ostatniej inscenizacji Jarockiego – „Sprawy”. Do tego „Tartuffe” i „Umowa” w Narodowym, oba przez Radziwiłowicza przetłumaczone i zagrane genialnie. Komizm z tych rolach płynnie przechodził w tragedię, łącząc się w rzadką na scenie pełnię. Do tego jeszcze nic w tych rolach nie było na koturnach. Radziwiłowicz wie doskonale, że patos ma wszelkie szanse, by zabić każde, nawet najlepsze  przedstawienie.

I Jerzy Grzegorzewski, z którym pracował wielokrotnie – w Krakowie jeszcze, a potem w Narodowym nad (wyciągam z pamięci tylko najważniejsze w moim prywatnym zestawieniu role) „Weselem”, „Nie-Boską komedią”, „Morzem i zwierciadłem”, „On. Drugi powrót Odysa”. Stał się ikoną tego teatru, z Grzegorzewskim rozumiał się bez słów. Pamiętam jego Kalibana z adaptacji poematu Audena. Czterdziestominutowy monolog, w którym Radziwiłowicz mówił dziesiątkami głosów. Aktorstwo niepojęte, ale znów – dziś to widzę – ironiczne. Jakby Radziwiłowicz, pokazując skalę swych możliwości, uciekał od utartego siebie jako artysty obrazu.

Taką właśnie, rozpisaną na trzysta z okładem stron, ucieczką jest napisana z Łukaszem Maciejewskim książka. Tytuł ma znakomity – „Wszystko jest lekko dziwne” – i powiem od razu, że wszystko jest z nią w jak najlepszym porządku. Przede wszystkim jest to rozmowa partnerska, bo Maciejewski postąpił w jedynie słuszny sposób. Swą wiedzą na temat Radziwiłowicza mógłby zagiąć samego Radziwiłowicza. Do tego on właśnie nie udaje, że ma patent na rację, że trzyma w zanadrzu odpowiedzi na wszystkie pytania. Często zastanawia się przed sformułowaniem sądu, wciąga w dyskusję pytającego. Daje to zapis spotkań żywych, nie opatrzonych jakimkolwiek sztywnym scenariuszem. Czasem rozmowa zbacza z przyjętego na starcie toru – i te momenty stają się najciekawsze. A przy tym Jerzy Radziwiłowicz unika najczęstszego błędu podobnych aktorskich zwierzeń. Nawet na chwilę nie wpada w mentorski ton, choć przecież o swym zawodzie wie pewnie wszystko. Nie stroi się też w kostium brata łaty. Po lekturze książki „Wszystko jest lekko dziwne” oraz kilku własnych spotkaniach nie mam za grosz poczucia, jakobym o Jerzym Radziwiłowiczu wiedział wszystko czy nawet bardzo dużo. Wiem tyle, ile on chciał, żebym się dowiedział. A ponad wszelką wątpliwość wiem tylko jedno – Radziwiłowicz to zadziwiająco normalny facet. To prawdopodobnie najistotniejsze odkłamanie artysty, płynące z książki „Wszystko jest lekko dziwne”.

* Jacek Wakar, szef działu Publicystyki Kulturalnej w Drugim Programie Polskiego Radia.

„Kultura Liberalna” nr 198 (43/2012) z 23 października 2012 r.