Wojciech Kacperski

W jakim miejscu jest miasto? – na marginesie „miejskiego” października

Trwa druga część festiwalu „Warszawa w Budowie 4” („WWB4”). W odnowionym wnętrzu pawilonu „Mebli Handlowych Emilia” Muzeum Sztuki Nowoczesnej zamieściło wystawę reklamy w polskiej przestrzeni miejskiej. W tym roku wydarzenia tego festiwalu krążą wokół problemu utowarowienia przestrzeni miasta. W kontekście problemów wynikłych wokół budynku, w którym tegoroczna „WWB4” ma miejsce (inwestor wykupił „Emilię”, miasto zaś bez jego wiedzy wpisało budynek do rejestru zabytków w nocy pomiędzy przekazaniem pieniędzy, a podpisaniem umowy – z czego wynikł spory skandal), każdy wykład wygłoszony w jego budynku, każda debata, która ma w nim miejsce, nabierają swoistego znaczenia oraz głębi. Daje to do myślenia, że co prawda to, co dzieje się w naszych miastach nie jest dobre, ale równocześnie uzmysławia, że wszystkie działania podjęte w ramach takiego festiwalu, jak ten właśnie – te wszystkie debaty, słowa wypowiedziane w trakcie dyskusji – nie pozostają w próżni, w oderwaniu od ludzi, że są jakąś elitarystyczną zabawą wtajemniczonych, ale naprawdę mają znaczenie. A może to tylko złudzenie, wywołane szczególną sytuacją w jakiej znalazł się w tej chwili MSN?

Patrząc na listę wydarzeń o tematyce miejskiej, jakie miały miejsce w październiku, można złapać się za głowę. Bywały tygodnie, w trakcie których prawie każdego dnia odbywała się jakaś debata, projekcja filmu, sesja – i nie mówię tutaj tylko o samym festiwalu „Warszawa w Budowie 4”. Zorganizowany na początku miesiąca w Łodzi „Kongres Ruchów Miejskich”, który niejako rozpoczął (równolegle z inauguracją festiwalu w „Emilii”) ten październikowy „maraton myślenia o mieście” zebrał reprezentację aktywistów z różnych polskich miast w jednym miejscu i raz jeszcze uzmysłowił im, że stanowią ważną siłę. Rozpoczęty tydzień później „Łódź Design Festiwal” również spotkał się z dużym zainteresowaniem ze strony tychże aktywistów. Ponadto, w związku z tym, iż październik był „miesiącem lokatora” stołeczne skłoty organizowały wydarzenia związane z jedną z najważniejszych, a wciąż bardzo silnie zaniedbanych kwestii miejskich – kwestią mieszkaniową. Odbywający się w tym samym czasie w Warszawie festiwal „WWB4” co tydzień w piątek zbierał w głównej sali pawilonu „Emilia” wiele osób, które z uwagą wysłuchiwały debat – toczonych zazwyczaj w języku angielskim, ponieważ zapraszani byli na nie również zagraniczni goście – o tematyce miejskiej. Dużo się bardzo działo i trzeba przyznać, że ta ilość odbytych rozmów skłania do refleksji na temat miejsca, w jakim znajdują się współczesne polskie miasta i wypunktowania problemów dla nich kluczowych.

Miasto wciąż jest słabe. Mimo że funkcjonujący samorząd działa aktywnie, rozbudowuje infrastrukturę oraz sukcesywnie poprawia tę istniejącą, nie widzi póki co nic poza nią. Co więcej, nie chce widzieć, twierdząc, że tym, co najważniejsze dla ludzi, jest to, czy pojadą rano do pracy równą i niezakorkowaną drogą. W kwestiach zagospodarowania przestrzeni miejskiej przyjmuje on jak gdyby wyłącznie perspektywę sprzedawania jej niezagospodarowanych skrawków, zarówno tych związanych z gruntem, jak i tych z powierzchniami budynków. Co tydzień dowiadujemy się – i jest to nam przedstawiane jako pozytywna wiadomość – że oto kolejny teren został sprzedany inwestorowi zagranicznemu, który planuje wybudować w jego miejscu wieżowiec, a może dwa. Na lament gazet i niektórych mieszkańców urząd miejski reaguje niezrozumieniem, zasłania się procedurami lub istniejącym prawem, wreszcie sam przyznaje przed sobą i mieszkańcami – że jest za słaby, by pewne tereny utrzymać, aby daną sytuację odwrócić. Jego budżet, w szczególności w czasach docierającego kryzysu, spadł znacząco, co odbiło się na inwestycjach. Nie ma on możliwości budowania czegokolwiek nowego, skupia się zatem na tych robotach, które są konieczne i w trakcie wykonywania. W tym wszystkim najsmutniejsze chyba jest tylko to, że w swojej słabości jest zbyt uczciwy – ponieważ nie stara się nawet mamić mieszkańców tym, jak ich miasto będzie wyglądało w przyszłości. Chyba że jako „przyszłość” rozumiemy to, jakie wieżowce wyrosną w przeciągu najbliższych lat.

Mieszkańcy miast nie są wspólnotą. Ten trywialny sąd nie ma wcale trywialnych konsekwencji. Ludzie mieszkający w miastach nie mają względem siebie zaufania i skutecznie pracują na to, by go nie mieć. Wygląd przestrzeni publicznych (poza może chwalebnymi wyjątkami) pokazuje to dobitnie. Grodzenie obszarów publicznych i wyłączanie ich z ogólnego dostępu objęło w tej chwili nie tylko przestrzenie podmiejskie, ale weszło również do Śródmieścia – i spotyka się z pozytywnym odbiorem wielu osób. Z drugiej strony wydaje się, że ludziom po prostu nie zależy. To w jaki sposób ma wyglądać przestrzeń wokół ich nie jest w obszarze ich kompetencji, należy to do miasta – tak chyba myślą. Narzekają co prawda na to, co się dzieje, ale niezbyt wiele z tego narzekania pozostaje (co skądinąd wielu aktywistów rozumie, bo sami jakiś czas temu brali udział w zbiorowym narzekaniu, z którego niewiele wynikało). Pewną szansą dla polskich miast są przyjezdni (i to, że polskie miasta mają coraz więcej mieszkańców), którzy mogą aktywnie włączać się w zmianę oraz kształtować ich „tożsamość”. Tym, czego brakuje jednak w tym zakresie, jest umiejętny mechanizm włączania przyjezdnych do miejskiej sieci. Im większe miasto, tym większe i ważniejsze zjawisko – i tym większy problem, ponieważ ilość kapitału, który przynoszą ze sobą ci ludzie zdaje się umykać gdzieś po drodze.

W tym miejscu pojawia się światło w tunelu – ruchy miejskie. Rodzą się one często z powodu zaniedbań ze strony samorządu, jednak nie zawsze skierowane są przeciwko niemu. Wymierzone są one w aktualny zły stan miasta i jemu się przeciwstawiają. Znajdują się one „pomiędzy” – są blisko urzędników, ale pozostają wrażliwe na to, co mówią mieszkańcy. To one są aktualnie najaktywniejszymi uczestnikami miejskiej debaty i mają szansę zwiększyć zasięg swojego oddziaływania – z obszaru krytycznego, na obszar stwórczy. Dają również nadzieję urzeczywistnienia potrzeby odzyskania podmiotowości przez miasto, o której w swojej ostatniej książce pisał Krzysztof Nawratek („Dziury w całym. Wstęp do miejskich rewolucji”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2012). Aby tego dokonać, ich twórcy muszą jednak pamiętać o swojej pozycji – pomiędzy miastem a mieszkańcami – by reprezentując jednych, rozmawiać z drugimi. To jest właśnie ich kompetencja, ale i odpowiedzialność.

* Wojciech Kacperski, student filozofii i socjologii UW. Miejski przewodnik po Warszawie. Stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.

„Kultura Liberalna” nr 199 (44/2012) z 30 października 2012 r.