Łukasz Wróbel
Pochwała stworzenia
Początek XXI wieku zbiegł się z upowszechnieniem książek, których treść znajduje się na nośnikach elektronicznych. Czytniki z ekranem z e-papieru, tablety i smartfony zawłaszczyły czytających w metrach, autobusach i tramwajach pod każdym niebem tego świata. Paradoksalnie to jednak właśnie dzięki nim książka papierowa, fizyczny przedmiot, nie tylko ma szanse zostać uratowana, ale wreszcie odzyskać utraconą pełnię swego czaru.
W połowie XX wieku Hermann Hesse mówił: „W epoce coraz to nowych wynalazków, które zaspokajać będą zapotrzebowanie na rozrywkę i edukację powszechną, książka odzyska należny jej prestiż i szacunek. Nie osiągnęliśmy jeszcze etapu, kiedy najnowsze wynalazki stanowiące konkurencję dla książki drukowanej, takie jak radio lub kino, pozbawią ją tych funkcji, których utratę można by przeboleć” (cyt. za tomem rozmów z J.C. Carrière’em i U. Eco pt. „Nie myśl, że książki znikną”, Warszawa 2010). Jak się zdaje, powoli, acz nieubłaganie zmierzamy ku takiej sytuacji. Nadzieją i radością napawają mnie kolejne elektroniczne urządzenia służące do przekazywania treści książek reprezentowanej tylko za pomocą tekstu, wydestylowanej w postaci zapisanych słów. Napawają radością, gdyż w momencie, kiedy ostatecznie zrezygnujemy z klasowo sankcjonowanego fetysza książki, kiedy „przerzucimy” wszystkie paperbacki na pliki, kiedy zgodzimy się na niekonieczność papieru jako materialnego nośnika rozmaitych treści, dopiero wówczas odzyskamy książkę w pełni jej zmysłowego, materialnego uroku. Z niecierpliwością wypatruję jaskółek owej szczęśliwej godziny, kiedy to książki powszechnie zaczną być traktowane całościowo, kiedy dla każdego wydania istotny zacznie być także rodzaj papieru, budowa okładki, kiedy druk wklęsły bądź wypukły zacznie świadomie grać ze śladem powstałym na krawędziach stron od cięć gilotyny do papieru. Kiedy faktura, zapach będą traktowane jako pełnoprawny nośnik sensów współgrających z samą treścią – i to nie tylko w książkach artystycznych czy publikacjach w rozmaity sposób eksperymentalnych, ale po prostu jako podstawowe elementy, z których tworzy się książkę. To wtedy odzyskamy książkę jako to, czym była u zarania swojej historii – świadomie komponowanym przedmiotem zbytku, fetyszem angażującym podczas czytania wszystkie nasze zmysły. Odzyskamy ją jako przedmiot erotyczny.
Polska stoi edycjami literatury dziecięcej. Przypominane są edycje sprzed kilkudziesięciu lat, przepiękne, pozbawione bezosobowej grafiki komputerowej, ilustrowane przez Szancera, Butenkę i innych. Ale też pojawiają się nowe, przemyślane, dopieszczone i z pietyzmem wykonane (myślę m.in. o Wydawnictwie Dwie Siostry ). W księgarniach można też nabyć książki Wydawnictwa słowo/obraz terytoria czy „liberackie” pozycje Ha!artu. Także wydawnictwa komiksowe zaczynają wpisywać się w tę linię edytorską (np. timof i cisi wspólnicy). Powoli rozprzestrzenia się świadomość, że czytać fabułę można choćby i na telefonie komórkowym, ale do czytania książki właśnie książka jest niezbędna.
Perełką, na którą od niedawna można natknąć się w nielicznych księgarniach, jest wydanie „Kwiatków św. Franciszka” stworzone przez Aleksandrę Dębniak w ramach realizowanego przez nią dyplomu na warszawskiej ASP (por. stronę internetową autorki). Książka powstała pod okiem samego Macieja Buszewicza prowadzącego Pracownię Projektowania Książki i jest niezwykłym dowodem na to, jak niezwykłym przedmiotem potrafi być książka. W zgrzebnej, czarnej, płóciennej okładce (zdobionej tylko suchym tłoczeniem odsyłającym do tytułu i opatulonej postrzępioną obwolutą) pomieszczonych zostało 260 lekko żółtawych stron zadrukowanych tekstem w klasycznym tłumaczeniu Leopolda Staffa. Dwa przeciwległe brzegi bloku kartek są poszarpane, przypominają staroć wygrzebany spod stosu innych w jakimś antykwariacie, odsyłają do szorstkości habitu franciszkańskiego, dla którego wzorem były tuniki ubogich, umbryjskich wieśniaków. Trzeci brzeg jest natomiast pokryty srebrną folią. Jak możemy przeczytać na stronie internetowej poświęconej książce: „Poszarpane brzegi papieru przypominające o surowości, szorstkości i trudach życia, kontrastują z gładką srebrzoną powierzchnią trzeciego brzegu książki, tego który skrywa najistotniejsze przesłanie Kwiatków – trzy cnoty franciszkańskie: ubóstwo, czystość, posłuszeństwo. Przekładając strony w miarę czytania, budujemy na brzegu książki napis, niech tak samo historia św. Franciszka buduje nasze serca”. Okładka to w tym przypadku zaledwie preludium do prawdziwej uczty zmysłów, jaką jest wnętrze książki. Potwierdza się w tym przypadku stare powiedzenie, iż nie należy oceniać książki po okładce – należy bowiem oceniać ją po okładce i po wnętrzu zarazem.
Dębniak posłużyła się trzema rodzajami czcionek, które współgrają w tym teatrze tekstowego świata. Piętnastowieczną antykwę co i rusz rozbija swoją obecnością czcionka neogotycka, obu towarzyszy zaś na marginesach pochodząca z początku XVI wieku kursywa Aldo Manutiusa. Słowa średniowiecznego tekstu w młodopolskim tłumaczeniu wzbogaca porządek obrazów, przepięknych drzeworytów nie tylko ilustrujących tekst, ale i poszerzających jego przestrzeń poza granice litery. Jedne i drugie odciśnięte zostały z wykorzystaniem prasy drukarskiej będącej de facto przerobioną tłocznią do winogron (wynalazek samego Gutenberga). Tak oto „Kwiatki św. Franciszka”, odsyłając do dokonań renesansowego drukarstwa, przywołują zarazem pamięć o średniowiecznych książkach drzeworytniczych, ale i o XX-wiecznych dokonaniach tej sztuki, jak utworzone z drzeworytów poematy i powieści graficzne Fransa Masereela („Mon livre d’heures”; „Idée – sa naissance, sa vie, sa mort”). Doprawdy nie sposób oddać sprawiedliwości tej edycji „Kwiatków”. Niezwykła to przyjemność trzymać w ręku tak zmysłowy przedmiot. A pamiętajmy, że pojęcie „estetyki” (aisthesis) odsyła właśnie do doświadczeń cielesnych, do wymiarów zmysłowego doświadczania świata. W tym wypadku porządek treści spotyka się z materią znaków i fizycznością książki, parabola życia duchowego zbiega się z krojem czcionek i fakturą papieru. Z jednej strony wpisuje się to poniekąd w wyśpiewywaną przez świętego Franciszka wielką pochwałę stworzenia w jego porządku fizycznym, materialnym („Pochwalony bądź, Panie, przez siostrę naszą, matkę ziemię,/ Która nas żywi i chowa,/ I rodzi różne owoce z barwnymi kwiaty i zioły”). Z drugiej zaś aż nieprzyzwoite, że ta wydana w limitowanym nakładzie 500 numerowanych egzemplarzy książka (przed laty Alodia Kawecka-Gryczowa oceniała wysokość przeciętnego nakładu jednej książki w połowie XVI wieku na ok. 500 egzemplarzy), która mówi o potrzebie ubóstwa i powściągania zmysłów, tak wielką zmysłową, czysto cielesną przyjemność sprawia swojemu czytelnikowi. „Kwiatki św. Franciszka” w edycji Aleksandry Dębniak ostatecznie potwierdzają słowa Umberto Eco o tym, że książka przypomina koło, ponieważ żadnego z tych wynalazków nie można już bardziej udoskonalić. Można tylko w pełni wykorzystać ich walory.
Książka:
„Kwiatki św. Franciszka”, przeł. L. Staff, oprac. graf. Aleksandra Dębniak, Warszawa 2012.
* Łukasz Wróbel, teoretyk literatury, asystent w Instytucie Literatury Polskiej na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
** Fotografie książki publikujemy dzięki uprzejmości Aleksandry Dębniak.
„Kultura Liberalna” nr 205 (50/2012) z 11 grudnia 2012 r.