Drugie życie Adama Włodka
W internecie zawrzało po zapowiedzi ustanowienia przez Fundację Wisławy Szymborskiej Nagrody im. Adama Włodka. Nagroda miałaby formę rocznego stypendium w wysokości 50 tysięcy złotych i byliby nią honorowani pisarze, tłumacze oraz krytycy literaccy, którzy nie ukończyli jeszcze 40 lat. Inicjatywa szczytna, w końcu w kraju, gdzie wyróżnień w bród, przyda się jeszcze jedno. W dodatku jej powołanie idzie w myśl zapisu z testamentu noblistki. Kłopot tylko w osobie patrona.
Przyznaję szczerze, że o twórczości Adama Włodka, w latach 1948-1954 męża Wisławy Szymborskiej, pojęcie mam więcej niż mgliste. Chyba nie trafiło w moje ręce żadne z jego dzieł. Można to oczywiście tłumaczyć wrodzoną opieszałością intelektualną, ale pocieszam się, że w podobnej sytuacji jest wiele bardziej ode mnie bystrych umysłów. Włodek, czytam to teraz w jego biogramach, był poetą i redaktorem, opiekunem młodych twórców przy Związku Literatów Polskich, wielu z nich pomógł na początku ich drogi. Nagroda miałaby upamiętniać te jego zasługi.
Znacznie jednak powszechniejsza niż w kwestii artystycznych osiągnięć jest wiedza na temat Adama Włodka jako aktywisty PZPR. Czasy były mroczne – druga połowa lat 40. i pierwsza następnej dekady – a on radził sobie doskonale. Podobno to pod jego wpływem młoda Wisława Szymborska wstąpiła do partii, chwilowo uwierzywszy w potęgę najwspanialszego w świecie porządku. Nie rozliczam noblistki z jego ukąszenia, wybaczyłbym też Włodkowi jego zaangażowanie. W końcu nie oni jedni zawierzyli w tamtym czasie komunizmowi. Trudno jednak przejść do porządku dziennego nad faktem, że znacznie bardziej niż z działalności na niwie sztuki znany jest Adam Włodek jako gorliwy donosiciel i konfident Urzędu Bezpieczeństwa. Autorzy założonego na Facebooku protestu przypominają jego datowany na początek 1953 roku donos na Macieja Słomczyńskiego, później szanowanego pisarza i znakomitego tłumacza. Włodek wykazuje się w nim wyjątkową gorliwością, pisząc, że podejrzewa Słomczyńskiego o współpracę z wywiadem anglosaskim oraz poważne przewinienia okupacyjne. Bezpieka najwyraźniej wyciągnęła wnioski z czujnych spostrzeżeń swego informatora, bo niedługo potem Słomczyńskiego aresztowała i poddała represjom.
Powtarzam: jak najdalszy jestem od wypominania licznemu gronu pisarzy ich socrealistycznych dzieł. Taki Tadeusz Konwicki, na przykład, też w owym czasie napisał „Władzę” i potem ciążyło mu to przez całe artystyczne życie. Tyle tylko, że autor „Małej apokalipsy” świadomie nosił ciężar swego błędu. Nie nosił niczyich sztandarów, nie afiszował się z poparciem, aby w ten sposób nie zaszkodzić popieranemu. Mówił poprzez literaturę, jakby chciał zmazać swą młodzieńczą winę, a nie ją ukryć, sprawić, by mu ją zapomniano.
Jednak Konwicki to jest całkiem inny świat. A Adam Włodek? Gdyby nie niefortunny zapis z testamentu noblistki, zapewne wciąż okryty byłby błogą dla niego niepamięcią. Czytam co prawda, że przyszłość nagrody nie jest określona, że 2 stycznia swe ostateczne stanowisko w tej sprawie zajmie Fundacja oraz jak najbardziej państwowy Instytut Książki, który ma być jej współorganizatorem. Można spodziewać się zatem, że sprawa rozpłynie się we mgle i Włodek jako niedoszły patron znów zbawiennie zostanie zapomniany.
Niemniej pomysł takiego uhonorowania konfidenta już dziś urasta do rangi symbolu. W jego przypadku nie ma domniemania niewinności, bowiem mówią za siebie fakty i dokumenty. Oczywiście, za prywatne pieniądze można ustanowić nagrodę imienia każdej kanalii, tyle tylko, że rzuca to cień na tego, kto nagrodę ustanawia. Nie wiem, co powodowało Szymborską, gdy podejmowała takie postanowienie. Nie ma to oczywiście wpływu na ocenę jej dzieła. Być może nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji, bo dla Adama Włodka doprawdy trudno znaleźć usprawiedliwienie. Jeżeli miałby on znaleźć miejsce w panteonie autorytetów, dlaczego nie ustanowić dziennikarskiej nagrody imienia Lesława Maleszki?
* Jacek Wakar, szef działu Publicystyki Kulturalnej w Programie Drugim Polskiego Radia.
„Kultura Liberalna” nr 208 (1/2013) z 1 stycznia 2013 r.