Wojciech Kacperski

Dziurawe płuco miasta

Widzimy je, ale nie zwracamy na nie uwagi. Lubimy siedzieć w ich cieniu, ale sami niewiele oddajemy w zamian. A jednak, gdy znikają, mamy poczucie, że czegoś brakuje. I jest to coś więcej, niż tylko element krajobrazu miejskiego. Drzewa w miastach nie mają łatwego życia. Traktowane są zazwyczaj jako element dekoracyjny, który bez żalu można usunąć, gdy chce się jakiś teren „zagospodarować”. Jeśli nie są to pojedyncze, ładnie przycięte drzewka wzdłuż ulicy, kojarzą się z nieporządkiem, chaosem, który wciąż ma bardzo złe konotacje. Nawet w parkach potrafią – okazuje się – stać w niewłaściwym miejscu.

Niedawny skandal, wywołany przez wycinkę zdrowych drzew w Ogrodzie Krasińskich w Warszawie, zwrócił jednak uwagę na problem. Odsłonił przy tym także inny smutny fakt – miasto dopuściło się tej wycinki, mimo negatywnej opinii mieszkańców o zmianach w Ogrodzie w przeprowadzonych wcześniej konsultacjach społecznych. Trudno mi powiedzieć, co jest gorsze – to, że straciliśmy piękne i zdrowe drzewa, czy też to, że mechanizm, o który walczymy jako miejscy aktywiści – czyli m.in. o konsultacje społeczne – został w tym przypadku zupełnie pominięty. Na dodatek stało się to chyba w najgorszy możliwy sposób – bo konsultacje zorganizowano, nikt ich jednak później nie wziął na poważnie. Miasto zagrało w naszą grę, jednak na swoich starych zasadach. Czy właśnie o to walczyliśmy?

Zgodzimy się, że drzew w Warszawie mamy dużo. Parków też jest pod dostatkiem. O wszystko to jednak trzeba dbać. Remonty są organizowane – nie tak dawno miasto wzięło się za Ogród Saski i poprawiło plac zabaw, który się na nim znajduje, poprawiane też były jego alejki – ale niewiele się robi, żeby zachować – nie mniej chyba cenne – drzewa, które rosną przy ulicach. To ważny, a znikający element. Wystawione bowiem na nieprzyjemne środowisko miejskie, zaniedbane, a w zimie dodatkowo podtruwane solą, w końcu obumierają i zaczynają stanowić zagrożenie. Nawet jeśli w ich miejscu posadzone zostaną nowe, młode drzewa, minie sporo czasu, zanim uzyskają one rozmiary tych wcześniejszych.

Gdy Warszawa jeszcze stygła po wojennej katastrofie, wśród ruin Starego Miasta, tuż obok skupiska gruzów, które niegdyś były Zamkiem Królewskim, wyrosła topola. Nie wiadomo, jak to się stało, że akurat tam się ona znalazła, ale przez lata stanowiła ona symbol odradzającej się Warszawy. „Widziała” odbudowę Starówki, budowę Pałacu Kultury i Trasy W-Z, wreszcie była też świadkiem tego, jak na swoje miejsce wrócił też Zamek. Niestety, na nią również przyszedł czas i w marcu 2005 roku drzewo zostało usunięte. W jej miejscu obecnie znajduje się dąb szypułkowy. Istnieje szansa, żeby został on tu dłużej.

Drzewa w mieście potrzebują zdecydowanie więcej uwagi, niż to, ile poświęcamy jej teraz. To ważny element miasta, bardzo silnie wpływający na jakość naszego życia w nim – pamiętajmy o tym. Postawić nowy budynek nie jest wcale trudno, sami widzimy w jak szalonym tempie wyrastają z ziemi nowe biurowce. Jednak żeby wyhodować zdrowe, rosłe drzewo, potrzebne jest coś więcej – czas, w którym będzie ono mogło spokojnie wyrosnąć. Możemy sprawić, żeby budynek, czy odcinek ulicy powstał w szybszym tempie, jeśli bardzo tego potrzebujemy. Drzewa natomiast nie przyśpieszymy.

* Wojciech Kacperski, student filozofii i socjologii UW. Miejski przewodnik po Warszawie. Stale współpracuje z „Kulturą Liberalną”.

„Kultura Liberalna” nr 209 (2/2013) z 8 stycznia 2013 r.