0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Słysząc > W dziesięć płyt...

W dziesięć płyt dookoła świata

Artur Szarecki

Nie wiem, czy nawet z perspektywy czasu da się adekwatnie podsumować poprzedni rok w muzyce. Jak zebrać i zwięźle przedstawić najważniejsze zagadnienia zawarte w czymś, co samo w sobie jest zbyt rozległe, złożone i symultaniczne, aby można było uzyskać jakikolwiek całościowy obraz?

Być może podstawową rolą podsumowania stało się właśnie zapewnianie nam iluzorycznego poczucia ontologicznego bezpieczeństwa. Mnożące się na koniec roku zestawienia najlepszych utworów i albumów stanowią ostatnie, desperackie próby uzyskania klarownej wizji produkcji kulturalnej w sytuacji, w której globalna podaż muzyki przekracza możliwości indywidualnej percepcji. W końcu nic tak nie porządkuje myślenia, jak dobra lista: zbiera, szereguje i nadaje hierarchię, umożliwiając usytuowanie własnego gustu wobec nieogarnialnej totalności muzyki.

Sporządziłem więc własną. Jest chyba całkiem spora, bo zawiera około sześćdziesięciu albumów, podzielonych na sześć sekcji gatunkowych. Kiedy jednak teraz ją przeglądam, uświadamiam sobie, że nie potrafię wskazać na niej ani jednej wybitnej płyty. Jest wiele bardzo dobrych, kilka nawet świetnych, ale nie ma takiej, która zapiera dech, odbiera mowę, całkowicie obezwładnia, innymi słowy: zachwyca w sposób absolutny i bezwzględny. Oczywiście, to jeszcze o niczym nie przesądza, z upływem kolejnych miesięcy oceny mogą się zmienić. Ale taka sytuacja przytrafiła mi się chyba po raz pierwszy i stała się poważnym źródłem egzystencjalnego niepokoju. Jak to możliwe, że z olbrzymiego morza muzyki nie udało mi się wyłowić nawet jednej perły?

Mimo wszystko opowiem o kilku godnych uwagi tytułach. Kryzys bowiem jest także doskonałą okazją do odnowy, wobec czego, w poszukiwaniu odtrutki na ogólne rozczarowanie muzyką pop, często zapuszczałem się w zupełnie dla mnie na nowe, nieznane wcześniej tereny. W sensie jak najbardziej dosłownym, gdyż głównym źródłem muzycznych inspiracji okazały się nieanglojęzyczne obszary świata, które – mimo powszechności haseł o globalizacji – pozostają stosunkowo nierozpoznane, a niewątpliwie mają wiele fascynujących dźwięków do zaoferowania. Niech więc będzie to taka zupełnie subiektywna, retrospektywna podróż muzyczna po roku 2012: w dziesięć płyt dookoła świata.

Zaczynamy w Montrealu, gdzie po pięciu latach milczenia powróciła grupa Elsiane, czyli duet złożony z wokalistki o zjawiskowym głosie – Elsieanne Caplette – i odpowiedzialnego za aranżacje instrumentalne Stephane’a Sotto. Ich debiut obracał się w kręgu muzyki spod znaku downtempo i trip-hop, natomiast zeszłoroczny album – „Mechanics of Emotion” – opiera się przede wszystkim na brzmieniach akustycznych, stanowiąc dość intrygującą hybrydę, którą chyba najlepiej określić jako ambitny pop. Zarówno niesamowity głos, jak i nieziemski klimat są jednak nadal w twórczości Kanadyjczyków obecne.

Przelatujemy następnie nad terytorium Stanów Zjednoczonych, by na chwilę zatrzymać się w Meksyku, gdzie swą drugą płytę wydała Carla Morrison. „Déjenme Llorar” to, jak sugeruje tytuł, zbiór piosenek, które wyrażają przede wszystkim smutek, ból i żal. Muzyka nie ma jednak przygnębiającego charakteru: zwiewne melodie i aranżacje, opatrzone melancholijnym głosem piosenkarki, płyną niespiesznie, wprawiając raczej w refleksyjny i uspokajający nastrój. Bardzo wysmakowana i skłaniająca do zadumy płyta.

Nieco na południe, bo z Kolumbii, pochodzi z kolei grupa Bomba Estéreo, która w fascynujący sposób łączy brzmienia elektroniczne i post-rockowe z tradycyjną muzyką regionu – cumbią. Tytuł ich ostatniej płyty, „Elegancia Tropical”, dość dobrze oddaje jej zawartość: przestrzenna, transowa muzyka, pełna nieco egzotycznego powabu. Pozostajemy jeszcze przez chwilę w Ameryce Południowej. Música Popular Brasileira (lub MPB) to specyficzna hybryda wyrosła z uwspółcześnionej bossa novy, która łączona jest z innymi gatunkami: sambą, popem, rockiem, jazzem. „Segunda Pele” Roberty Sá stanowi doskonałą ilustrację tej tradycji: lekka, słoneczna, niezwykle melodyjna. Przede wszystkim jednak – bardzo dojrzała i mistrzowsko zaaranżowana; to, co w piosenkach wyprawia sekcja dęta, zasługuje na najwyższe uznanie. Do tej południowoamerykańskiej grupy warto jeszcze dorzucić „La Bala”, album chilijskiej raperki Any Tijoux. Pod względem aranżacyjnym i producenckim na pewno nie tak zaawansowany, jak można by tego oczekiwać po współczesnym hip-hopie, ale niewątpliwie posiadający oldskulowy urok i emocjonalną siłę płynącą z politycznego przekazu.

Lotem transatlantyckim przemieszczamy się na północ Europy, która, choć niegdyś uznawana przede wszystkim za kolebkę muzyki metalowej, obecnie posiada bardzo silną scenę reprezentującą różne gatunki, ze specjalnym wskazaniem na elektro-pop, post-rock i jazz. Dla mnie w 2012 roku najciekawiej prezentował się ten ostatni i to głównie ze względu na jedno nazwisko: Martin Küchen. To przypadek artysty, u którego polityczne i społeczne zaangażowanie przekłada się na niezwykłą siłę muzycznej ekspresji, dzięki czemu szwedzki saksofonista o niemieckich korzeniach wyrasta obecnie na jedną z najważniejszych postaci współczesnego free-jazzu. Status ten potwierdził w ubiegłym roku trzema wyśmienitymi albumami. Mój ulubiony to „Bruder Beda”, sygnowany przez Trespass Trio, które, obok Küchena, tworzą basista Per Zanussi i perkusista Raymond Strid. Pozornie jest to dość typowe akustyczne granie na przecięciu kompozycji i improwizacji, ale muzycy wyprawiają tu cuda z timingiem, tak rozciągając i spowalniając dźwięki, że ich interakcja zyskuje zupełnie nowy, niesamowity wymiar. Drugi album, „Hellstorm”, został nagrany solo, w środku zimy, w Kościele Wszystkich Świętych w Lundzie. Küchen posługuje się saksofonem barytonowym i altowym, elektryczną tamburą, radiem, a nawet elektryczną szczoteczką do zębów, by wyczarować do głębi przejmującą muzykę, pełną gniewu i rozpaczy, dla której kanwę, jak zwykle w przypadku jego albumów, stanowią wydarzenia wojenne i spowodowane przez nie cierpienia. Wreszcie trzecia z płyt, chyba najbardziej znanego projektu Küchena – „Angles”, tu z dodaną ósemką, sygnalizującą rozszerzony do oktetu skład, to nagranie koncertowe z Ljubljana Jazz Festival. Album zawiera w większości kompozycje pojawiające się już na poprzednich wydawnictwach grupy i w gruncie rzeczy zagrane w dość podobny sposób, co nie zmienia faktu, że warte ponownego wysłuchania, choćby dla samej pasji i energii, które obecne są w każdej zagranej przez zespół nucie.

Na osobną uwagę zasługują też dwie nietypowe artystyczne kolaboracje. Pierwsza to wspólne przedsięwzięcie szwedzko-norweskiego tria The Thing, którego grę charakteryzuje niezwykle fizyczne podejście do materii dźwiękowej, oraz Neneh Cherry, córki sławnego jazzowego trębacza, znanej jednak przede wszystkim z popowego szlagieru „Seven Seconds” z 1994 roku. Ich płyta to jakby spotkanie w pół drogi, ale bez kompromisów – free-jazz zamknięty w ramach psychodelicznej piosenki. O „The Cherry Thing” szeroko pisały media „alternatywne”, projekt okazał się więc sukcesem nie tylko w artystycznym sensie, dołączając do grona naprawdę nielicznych przykładów, kiedy muzyka wywodząca się z free-jazzu trafiła poza wąski krąg odbiorców zainteresowanych tego typu graniem.

Tak szerokim rozpoznaniem nie cieszy się niestety muzyka grana przez kolejną grupę, choć jest równie ciekawa i kreatywna, a przy tym zupełnie inna. Chiri to projekt założony przez dwóch jazzmanów z Australii: perkusistę Simona Barkera i trębacza Scotta Tinklera oraz koreańskiego mistrza tradycyjnego śpiewu pansori – Bae Il Donga. Ich wspólne improwizacje stanowią wzorcowy przykład kreatywnego przekraczania podziałów w muzyce, gdy różne tradycje łączą się w taki sposób, że tożsamość każdej z nich zostaje zmieniona i daje początek czemuś zupełnie nowemu. Trio ma na koncie dwa albumy: „Chiri” z 2010 roku i ubiegłoroczny „The Return of Spring”. Warto śledzić, co jeszcze urodzi się z tej współpracy.

Z Kanady przez Meksyk i Amerykę Południową po Skandynawię i Oceanię – tak między innymi przebiegały ścieżki moich muzycznych inspiracji w 2012 roku. Czy na koniec bieżącego będę mógł powiedzieć, że wyglądał podobnie? Zapewne tak. Globalny przemysł kulturalny działa pełną parą, dzięki czemu dociera do nas coraz więcej muzyki ze wszystkich zakątków świata. Co nie zmienia faktu, że centrum wciąż ulokowane jest w świecie zachodnim. 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ
(4/2013)
5 lutego 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj