Katarzyna Sarek

O chińskim modelu władania

Historia Chin ocieka krwią. Zdradzieccy regenci, bezwzględne cesarzowe, zawistne rodzeństwo cesarza, koterie eunuchów i potężne rody arystokratyczne – wszyscy bezpardonowo walczyli o smoczy tron. Konkurentów duszono w kołysce, obcinano im głowy, wrzucano do studni czy rozrywano końmi. Co prawda, według oficjalnej ideologii, władza w Chinach miała być oparta na cnocie i moralności, a nie na brutalnej sile, ale jak to zazwyczaj bywa, życie jakoś nie przystawało do teorii.

Konfucjusz powiedział: „Należy rządzić za pomocą cnoty, być jak Gwiazda Polarna, wokół której gromadzą się pozostałe gwiazdy”. W konfucjanizmie, którego wpływ na cywilizację chińską można porównać jedynie do roli, jaką odgrywa chrześcijaństwo w cywilizacji Zachodu, ideałem władcy i uosobieniem cnót został książę Zhou. Objął władzę jako regent po śmierci swojego brata, króla Wena w XI wieku p.n.e, w okresie panowania dynastii Shang. Przez lata bronił i strzegł kraju, opiekował się bezbronnym bratankiem, a gdy ten doszedł do pełnoletniości, dobrowolnie przekazał mu tron i odsunął się od rządów. Na krwawym firmamencie walk o tron, książę Zhou rzeczywiście lśni jak gwiazda. Jako człowiek kierowany cnotą i moralnością oparł się pokusie i nie sięgnął po władzę oddaloną o jedno machnięcie toporem. Do dziś służy jako niedościgniony przykład lojalności i szlachetności człowieka władzy.

Mędrzec niedbający o własny interes, ale troszczący się przede wszystkim o dobro innych i kierujący ludem nie za pomocą surowych praw, ale jedynie za pomocą dostarczenia wzoru do naśladowania – taki według Konfucjusza powinien być idealny polityk. Co prawda za swojego życia (pokrywającego się z czasami Sokratesa) nie udało mu się przekonać żadnego władcy z rozbitych wówczas na multum państewek Chin do wdrożenia swojej koncepcji, ale idea rządów merytokratycznych przetrwała w filozofii i kulturze jako niedościgniony ideał. Cesarz Qin Shi Huangdi, który krwią i żelazem zjednoczył Chiny w II w. p.n.e., oparł się na legizmie dostarczającym mu ideologicznej podbudowy do stworzenia modelowego systemu totalitarnego sprawowania władzy. Jego rządy oparte na koncepcjach legistów (w sinologicznych kuluarach nazywanych szeptem faszystami) okazały się tak dotkliwe, że po przejęciu władzy cesarze kolejnej dynastii, Han, w 136 r. p.n.e. ustanowili konfucjanizm (choć wzbogacony elementami legizmu pomagającymi w sprawnym zarządzaniu państwem) ideologią państwową obowiązującą aż do upadku cesarstwa w 1911 roku.

Przez dwa tysiące lat Chinami rządzono za pomocą dwóch połączonych doktryn politycznych: konfucjanizmu, który stosowano w organizacji społecznej, wychowaniu etycznym, edukacji i nauce, oraz legizmu przydatnego w systemie sprawowania władzy, aparatu kontroli i budowania autorytetu. Historyk Ross Terill nazwał ten specyficzny mariaż „legistycznym pancerzem” (siła aparatu przymusu) i „maskującą jedwabną szatą konfucjanizmu” (nawoływanie do kultywowania cnoty, moralności, harmonii i szacunku dla hierarchii). W zależności od potrzeby władcy sięgali po legistyczny bicz dyscyplinujący burzących się poddanych, a po przywróceniu porządku luzowali lejce i wracali do konfucjańskiego paternalizmu.

Dopiero zetknięcie się z kolonialnymi mocarstwami i obnażenie słabości cesarstwa sprawiło, że chińskie elity intelektualne uznały konfucjański model sprawowania władzy za główną przyczynę zacofania i słabości ojczyzny. Mimo podjętych prób okcydentalizacji, mających uczynić Chiny potężnymi i nowoczesnymi, wprowadzane na wzór Zachodu reformy nie wypaliły, a kraj pogrążył się w chaosie i praktycznie rozpadł na państewka rządzone przez warlordów. Podczas kuomintangowskiego epizodu próbowano podbudować autorytarne rządy Czang Kaj-szeka restauracją konfucjanizmu jako fundamentu życia polityczno-społecznego i źródła tradycyjnej kultury.

Mao Zedong, który doszedł do władzy jako lider zwycięskiej siły rewolucyjnej, mógł mieć w nosie wybory, głosowania i cały demokratyczny sztafaż. Partia przecież była skupiskiem pozbawionych egoizmu ludzi, których nadrzędnym celem była „służba ludowi”. Walczono z reliktami przeszłości, starym myśleniem, szacunkiem dla władzy, w gorączce rewolucji kulturalnej wołano za Mao „bunt jest rzeczą słuszną” i niszczono wszystko, co miało związek i kojarzyło się z starymi Chinami. Dopiero następca Mao – Deng Xiaoping – zerwał z ideologią maoizmu i wprowadził doktrynę „wedle prawa rządzić państwem”.

Czwarte pokolenie przywódców zaangażowało się w coraz gorętszy romans z konfucjanizmem. Liderzy partyjni, w większości inżynierowie po elitarnych uczelniach, zamiast poszukiwać nowych dróg i idei, zaczęli odkurzać relikty przeszłości – harmonię, hierarchię i stabilność. Kreowali się na konfucjańskich mędrców, którzy kierowani jedynie troską o dobrobyt ludu, pracują dzień i noc nad budowaniem potężnych Chin, w których ludzie żyją radośnie i dostatnio. Piękny wizerunek merytokratycznych włodarzy, którzy co prawda rządzą autokratycznie, ale za to mają spektakularne osiągnięcia, podbił wiele serc i również przykrył szkaradne aspekty cudu nad Jangcy – korupcję, zniszczenie środowiska i bezsiłę jednostki w kontaktach z państwem.

Obecne, piąte pokolenie przywódców dopiero stawia pierwsze samodzielne kroki na scenie politycznej. Czy nowi władcy pójdą starymi koleinami, wyrobionymi przez swoich mentorów? Chiny się zmieniają, zmieniają się także Chińczycy, rosną ich oczekiwania, aspiracje i potrzeby. Partia osiągnie sukces, czyli utrzyma się przy władzy, jedynie gdy będzie w stanie zachować delikatną równowagę pomiędzy konfucjańską marchewką a legistycznym kijem.

* Katarzyna Sarek, doktorantka w Zakładzie Sinologii Uniwersytetu Warszawskiego, tłumaczka, publicystka, współprowadzi blog www.skosnymokiem.wordpress.com.

„Kultura Liberalna” nr 216 (9/2013) z 26 lutego 2013 r.