Magdalena Cedro
Potop szwedzkiego szczęścia
Zbieram wszystko w jedną dużą bryłę lata,
żeby żyć nią, kiedy… kiedy nie będzie już lata.
Astrid Lindgren „Ronja, córka zbójnika” [1]
Dunia liczy chwile w książce „Moje szczęśliwe życie” – jej kontynuacja to „Moje serce skacze z radości” – którą napisała Rose Lagercrantz (szwedzka autorka wielu powieści dla dzieci, młodzieży i dorosłych), a zilustrowała Eva Eriksson (znana m.in. z serii o Meli, serii o Maksie czy książek „Co za szczęście, co za pech” i „Jak tata pokazał mi wszechświat”). Zgrabne tłumaczenie Marty Dybuli, proste zdania i krótkie rozdziały ułatwią samodzielną lekturę czytelnikom w wieku wczesnoszkolnym.
Oba tomy są na wskroś skandynawskie – radość przeplata się w nich ze smutkiem, a złość z komedią. Opisują zwykłe życie bez moralizatorstwa. I całe szczęście, bo literatura, która powstaje głównie z zamysłem pedagogicznym brzmi fałszywą nutą w stylu: „Niby mam dla was fajną opowieść, ale tak naprawdę to palnę kazanie”. Dziecięcy czytelnicy są jak nietoperze – fałsz wyczują, a książkę może i polubią, ale niekoniecznie będą do niej wracać. Lecz jeśli tylko autorzy próbują opowiedzieć im ciekawą, pełną prawdziwych emocji historię we wzruszający i dowcipny sposób, jest ogromna szansa, że dzieci przywiążą się do niej na całe życie, zabierając ze sobą na studia i czytając następnym pokoleniom.
Czytając książki skandynawskie odnoszę wrażenie, że opisywane dzieci naprawdę mieszkają tuż za rogiem, w kamienicy przy wąskiej uliczce, a nie wyłącznie w głowie pisarza. Dobitnie wyrażają swą przeokropną złość, wpadają na kolejny genialny pomysł, który przyprawi rodziców o palpitacje serca, a potem zalewają się łzami, wpadając w ich ramiona.
Z jednej strony, skandynawskie perełki literackie potrafią nakarmić nas psysiem i wsadzić na latający dywan, by wyrzucić nad zbójnickimi lasami, doliną zamieszkaną przez trolle o białych, aksamitnych futerkach, miasteczkiem, gdzie babcia-pies uczy wnuczkę-świnkę jazdy na rowerze, albo wsią, gdzie krowy budują huśtawki, a koty wyciągają staruszków z depresji swą paplaniną. Druga grupa książek pokazuje świat realny, który nie odgradza się od czytelnika żadnymi metaforami. Dunia mieszka w takim samym miejscu jak jej czytelnicy czy inne literackie dzieciaki ze Skandynawii: Lotta, Nusia, Ulf, Lisa, Albert, Ela i Billy. W miejscu, gdzie codziennie musi zmierzyć się z problemami, jakie wszyscy znamy: strach przed pierwszym dniem w nowym miejscu, utrata przyjaciela, śmierć kogoś bliskiego, nękanie przez silniejszych. Najważniejsza jest tu postawa dorosłych, którzy za wszelką cenę starają się zrozumieć, przez co przechodzi dziecko. Nie są krótkowzroczni – nie zatrzymają się na złości czy zachowaniu nie do zaakceptowania, ale spróbują dotrzeć do ich przyczyn i razem rozwiązać problem.
Nie możecie zasnąć? Policzcie, ile skandynawskich książek dla dzieci przeczytaliście. A potem wstańcie i przeczytajcie kolejną. I jeszcze jedną. I następną…
Książki:
„Moje szczęśliwe życie”, Rose Lagercrantz, ilustr. Eva Eriksson, tłum. Marta Dybula, wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2012.
„Moje serce skacze z radości”, Rose Lagercrantz, ilustr. Eva Eriksson, tłum. Marta Dybula, wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2013.
Przypisy:
[1] Przeł. Anna Węgleńska Nasza Księgarnia, Warszawa 1985.
* Magdalena Cedro, anglistka, tłumaczka audiowizualna, mama czteroipółletniej czytelniczki. Podobno robi najlepszy w mieście placek z wiśniami.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.
„Kultura Liberalna” nr 220 (13/2013) z 26 marca 2013 r.