Jeśli bowiem dana społeczność tworzy w niewielkim wszak państwie najznaczniejszą mniejszość, a liczy się ją nie w setkach czy nawet tysiącach, ale w setkach tysięcy (oficjalnie to 300 tysięcy, a wedle szacunków nawet pół miliona), to na organizowanej w jej interesie demonstracji pojawić się powinno chyba więcej niż około stu osób. Sam jednak fakt, że to nie kto inny, jak nieszczególnie lubiani i szanowani na Słowacji Romowie mówią o pracy, a nie wystosowują do rządu i samorządów listy kolejnych roszczeń, jest wydarzeniem w najnowszej historii tego kraju właściwie bezprecedensowym.
„My naprawdę chcemy pomóc krajowi. Jesteśmy obywatelami Słowacji, ale nie obywatelami drugiej kategorii. Nie separujcie się od nas” – mówił za pośrednictwem mediów swoim współobywatelom Słowakom przewodniczący Partii Romskiej Unii (SRUS), Frantiszek Tanko. Mając w pamięci wydarzenia, jakie dwa lata temu miały miejsce w Prešovie, a także niechęć, jaką zazwyczaj dość jawnie okazują Romom nasi południowi sąsiedzi, prosił, by zaniechano budowania fizycznych i mentalnych murów. „Dajcie nam pracę, a odwdzięczymy się wam w dwójnasób. Nie piszcie o nas jak o leniach i pasożytach społecznych” – powtarzał, przekazując słowackiemu rządowi petycję podpisaną przez 22 tysiące Romów. Można powiedzieć, iż to niewiele w stosunku do rzeczywistej liczebności tej grupy, niemniej jednak nigdy dotąd tak wielu Romów w tak otwarty sposób nie zachęcało państwa do ingerowania w ich wewnętrzne sprawy. Niewątpliwie jest to krok… Pytanie tylko, w którą stronę.
Mowa o petycji, w której sami Romowie próbują zerwać z obecnym w słowackiej mentalności stereotypem Roma jako bezrobotnego, niechętnego jakiejkolwiek działalności nędzarza, który na podobnych nędzarzy i potencjalnych przestępców wychowuje swoje dzieci. Wraz z petycją protestujący podarowali rządowi puste garnki, obrazujące aktualną sytuację wielu swych współbraci, sytuację, która, jak twierdzą, może ulec poprawie, jeśli zarówno rząd, jak i media chociaż spróbują stanąć po ich stronie. To chyba jednak płonne nadzieje, bo nawet jeśli po kolejnych wyprawach na wschodnie tereny naszych południowych sąsiadów po części rozumiem stanowisko Słowaków, jednocześnie widzę, że słowacki rząd wciąż nie potrafi wypracować długofalowych strategii zmieniających sytuację tej mniejszości.
Problem ten – niezależnie od tego, czy popatrzymy na niego z pełną powagą, z niedowierzaniem czy z przymrużeniem oka – warto przypomnieć szczególnie w kontekście obchodzonego 8 kwietnia Międzynarodowego Dnia Romów. W polskich mediach protest społeczności romskiej przeszedł praktycznie bez echa. Zamiast wiadomości, jakby nie było, nastrajających pozytywnie, dostaliśmy tradycyjną porcję narzekania, wyliczenia problemów, a także rozkrzyczanych Romów, z którejś z polskich osad. A podobno wśród narodów wyszehradzkich jesteśmy im najmniej niechętni…