Tymczasem królów, królowych i książąt jest na naszym kontynencie całkiem sporo. Co więcej, w ich gronie szykuje się poważna pokoleniowa zmiana, która właśnie się rozpoczęła. W Holandii.
Monarchia holenderska miała zasadniczo szczęście, upodabniając się raczej do modelu państw skandynawskich niż do wstrząsanej skandalami monarchii belgijskiej, gdzie król Albert pozostał wprawdzie symbolem państwa, ale tylko z braku pomysłu na jakikolwiek lepszy symbol. Od dwunastu dekad na amsterdamsko-haskim tronie zasiadały silne i charyzmatyczne kobiety: ostatnia przedstawicielka dynastii orańskiej – Wilhelmina, jej córka Juliana, a następnie potomkini tejże i wychowanego na Ziemi Lubuskiej księcia Lippe (a i poczęta najprawdopodobniej podczas podróży poślubnej do polskiej Krynicy) – Beatrix.
Wypracowany przez nie wzorzec „zasiadania na tronie” różnił się znacząco od tego, jaki funkcjonował chociażby w Londynie. Królowe były blisko narodu. Już przed II wojną światową protesty przeciwników niemieckiego księcia Lippe omal nie doprowadziły do fiaska jego małżeństwa z Julianną – wówczas następczynią tronu. Podobnie rzecz się miała ze ślubem obecnej królowej – jej mężowi również wypominano służbę w Wermachcie. Królowe były przede wszystkim „pierwszymi obywatelkami”, a nie osobami otoczonymi jakimkolwiek nimbem. Można się było z nich śmiać, ale nie oznaczało to braku szacunku. Do dziś w Holandii wspomina się wesołe momenty – takie jak ten, kiedy podczas uroczystego przemówienia po wyzwoleniu Holandii królowej Wilhelminie… wypadła sztuczna szczęka. Pamięta się również chwile smutne, jak historię pewnej znachorki, która niczym Rasputin zdobyła wpływ na królową i omal nie doprowadziła do dymisji rządu.
Twórczym wkładem holenderskiej monarchii do życia monarchicznego jest jednak przede wszystkim wypracowanie procedur abdykacyjnych. Każda z trzech holenderskich królowych zrezygnowała dobrowolnie z tronu, gdy tylko uznała, że jej siły się wyczerpują. Nie zmuszał jej do tego żaden akt prawny, ale po siedemdziesięciu latach stało się to utartą tradycją. Gdzie indziej do abdykacji dochodzi tylko w wyjątkowych okolicznościach – w Holandii to kolejny sposób na podkreślenie zwyczajności królewskiej osoby.
Stabilizacja i zwyczajność stały się siłą dynastii umownie już tylko nazywanej orańską. Królowa Holandii mogła dzięki osobistemu autorytetowi pozwalać sobie na o wiele więcej niż zazwyczaj może konstytucyjny monarcha. Z jej opiniami musiał liczyć się rząd, którego bezwolnym rzecznikiem nie godziła się zostać.
Nowy król Niderlandów, Wilhelm Aleksander, będzie pierwszym suwerenem (przyszedł na świat w roku 1967) wychowanym już w epoce ogołoconej z wszelkich świętości. A pierwszym stojącym przed nim wyzwaniem będzie pytanie o przeszłość jego teściów. Máxima Zorreguieta, czyli przyszła królowa, jest córką ministra rolnictwa w rządzie Jorge Videli – zbrodniczego dyktatora Argentyny. Jej ojciec nigdy nie wytłumaczył się ze swojej przeszłości. Biorąc pod uwagę burzę, jaka rozpętała się po wyborze papieża Franciszka, i tym razem, przynajmniej w Holandii, można się spodziewać debaty o potrzebie rozliczenia.