Piotr Kieżun

Rewolucja kpiarzy

Cossery_Szyderstwo i przemocSą miasta, których istnienie wydaje się na zawsze złączone z nazwiskiem konkretnego pisarza. W szczególności te zapomniane, oddalone od wielkich zachodnich metropolii, podobne do starych mebli pokrytych cienką warstewką kurzu, stojących cierpliwie w kącie pokoju. Gdy mówimy „Dublin”, myślimy o Joysie. Triest pozostaje w naszej pamięci zarezerwowany dla Itala Sveva. Lizbona w naturalny sposób kojarzy się z Pessoą.

Miasta Egiptu też mają swoich pisarzy. Aleksandria oczywiście Kawafisa, którego będą później wspominać inni „zaczerniacze” papieru: Durrell przywołujący w „Kwartecie aleksandryjskim” starego poetę (the old poet of the city), Ungaretti opisujący w swoich wspomnieniach ultimo alessandrino czy E.M. Forster kreślący w eleganckich zdaniach portret „greckiego gentelmana w słomkowym kapeluszu”. Z Kairem najczęściej wiąże się postać Nadżiba Mahfuza, człowieka, „bez którego nie można zrozumieć Egiptu”, jak pisał po śmierci tego jedynego jak do tej pory egipskiego noblisty inny arabski prozaik, Tahar Ben Jelloun.

Kronikarz żebraków

Mahfuz ma jednak cichego konkurenta. Jest nim tworzący w języku francuskim Albert Cossery, pisarz zupełnie osobny, znany jedynie nielicznym koneserom przewrotnych opowieści o kairskiej biedocie i półświatku. Warto podkreślić – półświatku, którego już nie ma i który odszedł do historii wraz z Kairem lat 30. i 40. Cossery, urodzony u progu I wojny światowej, stał się jego upartym i wiernym kronikarzem. „Wszystkie moje powieści – przyznawał w jednym z wywiadów – traktują o egipskich dystryktach, o starych zaułkach i ich mieszkańcach. Kiedy zacząłem pisać, chciałem wyrazić charakter miejsca, jakim jest egipska dzielnica, i charakter człowieka, który ją zamieszkuje i sprawia, że tętni ona życiem. Chciałem również opowiedzieć o rzeczywistości, której byłem częścią, i odrealnionych postaciach, które żyły w Egipcie w tym samym czasie co ja” („Banipal”, nr 4, Spring 1999).A_Donkey-Boys'_Restaurant_(1911)_-_TIMEA

Wyjątkowość prozy Cossery’ego nie polega jednak wyłącznie na jej egzotycznym temacie. W jego książkach zachodni czytelnik znajdzie oczywiście wszystko to, co kojarzy się z romantyczną wizją Bliskiego Wschodu, ale po początkowym zachłyśnięciu się opisem orientalnych kafejek, malowniczością egipskich żebraków i bogactwem haszyszowych snów bohaterów prędzej czy później dostrzeże najważniejszy wątek pisarstwa tego autora – odwieczną biedę, nędzę, która – jak pisał Cossery w „Ludziach zapomnianych przez Boga”, swoim prozatorskim debiucie – „nigdy nie miała początku” i pewnym osobom jest przypisana na długo przed ich urodzeniem, „jeszcze w brzuchu matki”. To właśnie drobne radości i olbrzymie troski owych „maluczkich”, a więc wszelkiej maści blacharzy, sprzedawców tandety, zamiataczy ulic i zawodowych jałmużników, są dla Cossery’ego prawdziwym wielkim literackim tematem. Na kartach jego książek wiodą oni ciężki żywot mieszkańców slumsów – żyją w łachmanach, wiecznie bez pieniędzy, stale wegetując na społecznym marginesie pod okiem bezmyślnej i chciwej władzy.

Nie dajmy się jednak zwieść pozorom. Cossery nie jest egipskim odpowiednikiem ani Gorkiego, ani Emila Zoli. Nie ma w nim nic z marksizującego pisarza-działacza ani tym bardziej moralizującego pedagoga. Jest współczujący, ale powściągliwy w udzielaniu życiowych rad. Pełen niechęci wobec tępoty rządzących, jednak daleki od myśli, aby usuwać ich przemocą. Wreszcie – ma i ceni poczucie humoru. Tego humoru, którego tak często brakuje obu stronom zaangażowanym w rewolucyjną walkę.

Egipskie wcielenia trickstera

Kim więc jest Albert Cossery? Jaka życiowa filozofia stoi za historiami, które opowiada? Odpowiedź można znaleźć w „Szyderstwie i przemocy”, jednym z najbardziej znanych dzieł Cossery’ego i pierwszym, które ukazało się w tłumaczeniu na język polski, poprzedzone znakomitym wstępem Jana Gondowicza.

Intryga powieści nie jest zawiła. W jednym z portowych miast przypominających miasta Egiptu (tym razem wyjątkowo jego pierwowzorem nie jest Kair) grupa przyjaciół przygotowuje prowokację, która ma na celu osłabienie władzy urzędującego gubernatora. Wbrew pozorom spisek nie ma politycznego charakteru. Jest przede wszystkim facecją, okrutnym żartem, błazenadą. Bohaterowie postanawiają wykpić lokalnego dyktatora za pomocą ironii i szyderstwa. Jak najłatwiej zadrwić z pozbawionej poczucia humoru władzy? Wziąć ją bardziej na serio niż ona sama. Spiskowcy rozklejają w mieście plakaty z podobizną gubernatora i pochwalnym, doprowadzonym do granic absurdu tekstem o nim. Wkrótce rozpoczynają też zbiórkę pieniędzy na budowę jego pomnika.

W „Szyderstwie i przemocy” to jednak nie sama akcja, lecz bohaterowie są najważniejsi. Ich spotkania, rozmowy, słowne potyczki nadają ton całej opowieści. Każdy z nich jest indywidualnością. Karim to wieczny obibok oddający się sztuce robienia latawców i romansom z młodymi kurewkami. W książce Cossery’ego stanowi on uosobienie młodzieńczej beztroski i radości życia. Urfy prowadzi założoną przez siebie szkołę, w której uczy dzieci okolicznej biedoty, jak zachować to, co najlepsze z ich dzieciństwa – wyobraźnię, naiwną śmiałość myślenia i czystość uczuć. Khaled Omar to nieumiejący czytać ani pisać bogaty ekszłodziej i geniusz spekulacji, który jako niezwykle zdolny penitent „zdołał przekształcić handel więzienny w jeden z działów narodowej gospodarki”. Wreszcie Heykal, trzydziestodwuletni dandys i arystokrata ducha, mózg całego przedsięwzięcia, niestrudzony tropiciel „burleskowych aspektów ludzkich poczynań”.

Aż trudno uwierzyć, że równie kolorowe postacie mogły paradować kiedyś ulicami któregoś z egipskich miast, wszystkie bowiem wydają się jednym z wielu literackich wcieleń trickstera, o czym słusznie w przedmowie do polskiego wydania przypomina Gondowicz: „Spiskowców z tej powieści cechuje boska lekkość ducha, dar bliski zręczności akrobatów”. Są niczym Dyl Sowizdrzał lub szekspirowski Puk. Zakłócają spokój, podkopują ziemskie autorytety, za pomocą żartu wywracają do góry nogami ustalony porządek. Świat ich potrzebuje, by nie załamać się pod ciężarem własnej powagi. W tym różnią się zresztą od tradycyjnych rewolucjonistów.

Tyrani chcą, żebyś traktował ich poważnie

Dla Cossery’ego ten ostatni wątek jest niezwykle ważny, jeśli nie najważniejszy. Prawdziwym przeciwnikiem Heykala i jego towarzyszy nie jest bowiem gubernator, który przypomina raczej karykaturę dyktatora niż groźnego tyrana o totalitNewspaper-Boy_Selling_Seditious_Periodicals_to_the_People_in_the_Trams_in_the_Ataba-el-Khadra._(1911)_-_TIMEAarnych zapędach, lecz Taher, zawodowy rewolucjonista, zamachowiec działający w imię zbawienia ludu, osoba skłonna „rzucić bombą we własną matkę, gdyby wyraziła najdrobniejsze zastrzeżenie wobec jego poglądów”. Kluczem do zrozumienia powieści jest rozmowa Tahera z Heykalem. To właśnie tam pada odpowiedź na podstawowe dla Cossery’ego pytanie: w jaki sposób należy przeciwstawić się korumpującej człowieka władzy? Komentarzem są słowa młodego dandysa. „Żadna przemoc nie zdoła obalić tego groteskowego świata – zwraca się Heykal do funkcjonariusza rewolucji – Tyrani tego właśnie chcą: żebyś traktował ich poważnie. Odpowiedzieć przemocą na przemoc to pokazać, że traktujesz ich poważnie. To dać świadectwo wiary w ich sprawiedliwość i władzę”.

Co jednak, gdy władza nie daje się wciągnąć w pułapkę ironii, nie pozwala ze sobą igrać i jest bardziej wyrachowana w swoim okrucieństwie niż tępawy gubernator z „Szyderstwa i przemocy”? Innymi słowy, czy żart, kpina, burleska sprawdzają się w każdej sytuacji, w której przychodzi stawiać czoła politycznym represjom? I czy każdy kontestator potrafi ich użyć jako broni przeciwko uciskowi?

Dla Cossery’ego to byłyby zapewne źle postawione pytania. Zakładają bowiem, że poruszamy się w granicach stricte politycznego porządku. Spiskowcy z kart książki egipskiego pisarza nie są jednak politykami. Heykal, w przeciwieństwie do Tahera, nie zamierza obalić władzy po to, by sam ją objąć. Jest przede wszystkim artystą, wielkim smakoszem życia, do czego nie potrzebuje ani wpływów, ani pieniędzy, ani tym bardziej politycznego stanowiska. W tym sensie propozycja Cossery’ego jest ekskluzywna, by nie powiedzieć – arystokratyczna, zarezerwowana dla nielicznych niepodległych duchem wolnomyślicieli, Diogenesów, którzy czują się jak książęta zarówno na salonach, jak i w beczce przerobionej na mieszkanie.

Diogenes z Saint-Germain-des-Prés

Takim Diogenesem był zresztą sam pisarz, apatryda przez ponad sześćdziesiąt lat mieszkający w ciasnym pokoiku hotelu „Louisiane” w paryskiej dzielnicy Saint-Germain-des-Prés. Przyjaźnił się między innymi z Albertem Camusem i Tristanem Tzarą, lecz nigdy nie zaangażował się w żaden z ruchów politycznych, do których należało wielu jego kolegów po piórze (zarówno Camus, jak i Tzara byli przez jakiś czas związani z partią komunistyczną). Żył skromnie, by nie powiedzieć – ubogo, wszystkie pieniądze wydając na artykuły „pierwszej potrzeby”: papierosy, poranną gazetę, kawę i skąpy obiad. Podobnie jak egipscy biedacy z jego powieści, którzy często uciekają od wszechogarniającej nędzy w sen lub w haszyszowe fantazje, cenił to, co na Bliskim Wschodzie nazywa się po arabsku kaifem, a więc błogostanem wynikającym ze słodkiego nieróbstwa.

Nieróbstwa pozornego, trzeba przyznać, bo to z owych godzin powolnej, leniwej refleksji wzięła się cała spuścizna literacka Cossery’ego. Jest ona niewielka (zaledwie siedem niedługich powieści i jeden zbiór opowiadań) i uparcie monotematyczna. Nie dostarcza nam również żadnych recept na zbawienie świata. Co daje w zamian? Odrobinę radości, lekcję dystansu i ironii. Tylko tyle i aż tyle.

Książka:

Albert Cossery, „Szyderstwo i przemoc”, przeł. Mateusz Kwaterko, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013.

* Piotr Kieżun, szef działu „Czytając” w „Kulturze Liberalnej”, pracuje w Instytucie Książki.
** Zdjęcia użyte w artykule pochodzą z Wikimedia Commons, (c) Travelers in the Middle East Archive (TIMEA).

„Kultura Liberalna” nr 225 (18/2013) z 30 kwietnia 2013 r.