Ze zdziwieniem odkryłem, iż pomimo tak interesującej oferty turystycznej, jest ono zupełnie niewypromowane. Kto z nas słyszał cokolwiek o Żyrardowie? Gdy mówiłem znajomym, że tam jadę, patrzyli na mnie ze zdziwieniem i pytali: „po co?”.
No właśnie, a jest po co. Żyrardów to piękne XIX-wieczne miasto industrialne zaplanowane równocześnie jako miasto-ogród. Zaskakujące połączenie ciężkiej zabudowy przemysłowej z delikatnością natury. Przy okazji, miasto to jest bardzo zadbane, widać wysiłek włożony w odrestaurowywanie zabytkowych budowli i całego dziedzictwa industrialnego. Były tam oczywiście miejsca, które nadal potrzebują odświeżenia i pomocy. Tym jednak, co mnie najbardziej zaskoczyło, był dość dziwny sposób podejścia do dokonanych już rewitalizacji.
Otóż główny budynek miasta, Stara Przędzalnia, dzięki któremu powstał cały Żyrardów i który utrzymywał go przy życiu aż do lat 90-tych, został zmieniony w, rzecz jasna, apartamentowiec z drogimi loftami. Tendencja, a właściwie moda na przerabianie zabudowy industrialnej na mieszkania, która ma być ratunkiem dla zabytkowych budynków, jest już od kilku lat obecna w Polsce (pisała o niej chociażby „Polityka”, temat też pojawił się na łamach „Kultury Liberalnej”). Zadziwia mnie nawet nie to, że pomimo upływu czasu, wciąż jest realizowana, pomimo wszystkich zafałszowań, jak choćby to, że Polacy wybierając mieszkania loftowe, najchętniej biorą te najmniejsze, czyli te „najmniej loftowe”. Najbardziej zastanawia fakt, że jakikolwiek industrialny budynek może stać się loftem. Tak jakby była to uniwersalna recepta na wykorzystanie zabudowy poprzemysłowej.
Mieszkań własnościowych w Polsce wciąż przybywa i lofty są w tym morzu ofert jedynie fanaberią, która przyciąga najbogatszych – skoro mieszkanie w loftach jest trendy, to wiadomo też, że będzie najdroższe. Statystyki wykupów wskazują jednak że, potencjalni klienci albo wybierają tańsze mieszkania, albo zrezygnowali ze swoich marzeń o apartamencie. Firma, która przerobiła Starą Przędzalnię na loft, w zeszłym roku zbankrutowała, a nabywcy mieszkań zostali z niedokończoną inwestycją, o której póki co mogą tylko pomarzyć. Stworzyli nawet stronę internetową, informującą o ich działaniach i zachęcającą do poparcia inicjatywy. To jednak nie wszystko. Budynek, który stanowi symbol całego miasta, który przez lata dawał pracę wszystkim mieszkańcom, dziś w zadziwiający sposób się od niego odciął i został oddany w ręce nielicznych, których było stać na zakup mieszkania. Wtedy co prawda również należał do prywatnych właścicieli, ale był zakładem pracy dla wszystkich. Teraz to twierdza, do której nikt nie ma prawa wstępu. Niby zrobiono w środku mały pasażyk, gdzie znaleźć można kawiarenkę i kilka sklepów, jednak całość sprawia raczej wrażenie pięknego pustkowia, aniżeli żywej części miasta. Ma być drogo i ładnie, nieważne ile osób będzie tam przychodzić.
Odebranie Żyrardowowi Starej Przędzalni i zrobienie z niej budynku mieszkalnego uważam za błąd. Widziałbym w nim raczej centrum handlowe co również pozwala na uratowanie zabytkowych budynków. Jest to bardzo częste rozwiązanie, gdy brakuje lepszych pomysłów. Dałoby również szansę na oddanie go mieszkańcom, wygenerowanie pozytywnych skojarzeń, ostatecznie – stworzenie miejsca, gdzie można byłoby godnie podejmować turystów. Zamiast tego Żyrardów ma teraz piękny, wielki apartamentowiec, który na dodatek świeci pustkami. To dobra lekcja dla innych miast poprzemysłowych. Zasada „nie każdy budynek pofabryczny musi być loftami” jest uniwersalna.