„Wartości a przemoc” Anny Pawełczyńskiej są socjologicznym przetworzeniem jej pobytu w Auschwitz. Historyczna socjologia czy też socjologizująca historia PRL-u, jaką uprawiał Jakub Karpiński również była mocno spleciona z jego przeżyciami. Więzienie w Strzelcach Opolskich, dokąd trafił po procesach marcowych posłużyło mu do lapidarnego opisu PRL-u.
„Przedsiębiorstwo Wyrobów Skórzanych w Strzelcach Opolskich było częścią gospodarki planowej. W związku z tym z góry było wiadomo, co się wyprodukuje, a ponieważ przy przyjmowaniu mnie do pracy uznano mnie za odpowiednio wykształconego, przypadło mi pisać, co wyprodukowano na oddziale S4. Gdzie są plany, tam na ogół lubi się obliczenia i sprawozdania. W moim przypadku obliczenia dotyczyły cholew filcowych (do długich butów, jakie noszą w zimie dozorcy)”
W takim powściągliwym stylu opisał w „Taternictwie nizinnym” Karpiński swój pobyt w więzieniu. Pomimo, a może właśnie za sprawą tej oszczędności formy, dystansu i delikatnej ironii pozostawił po sobie jedne z najbardziej sugestywnych opisów realnego socjalizmu oraz ustroju komunistycznego. „Krótkie spięcie” czy „Płonie komitet” wielokrotnie wydawane na emigracji i w podziemnym drugim obiegu wydawniczym dały Markowi Tarniewskiemu (pod takim pseudonimem pisał wtedy Karpiński) zasłużoną sławę jednego z najlepszych piór i głów, jakimi mógł się poszczycić opozycyjny ruch społeczny w komunistycznej Polsce.
Pisarski styl, przenikliwość analizy, twardość charakteru oraz liczne zasługi dla opozycji nie przełożyły się w Polsce po roku 1989 na pozycję społeczną, na jaką zasłużył. Na niedawnej konferencji zorganizowanej w dziesięciolecie śmierci Karpińskiego przez Polskie Towarzystwo Socjologiczne i Instytut Socjologii UW przewijały się pytania o marginalizację Karpińskiego po jego powrocie z emigracji.
Piotr Semka stawiał w Bibliotece Uniwersyteckiej tezę o wykluczeniu Karpińskiego przez „salon” i establishment z powodu zdecydowanego antykomunizmu, a także jego związków z „niesłuszną” częścią opozycji. Te uzasadnione wątpliwości należy pociągnąć – Jakub Karpiński był najpewniej najlepszym piórem części KOR związanej z Antonim Macierewiczem i Piotrem Naimskim, a także dał swoją postawą osobisty przykład opozycji (m.in. konsekwentną odmową zeznań już w 1968 jako jeden z naprawdę pierwszych). Dlaczego więc nie osiągnął po 1989 tego statusu i prestiżu, który stał się udziałem Adama Michnika czy Jacka Kuronia?
Odpowiedź jest jednak złożona i zapewne wykracza poza powody towarzysko-polityczne. Do braku uznania i przynależności przyczyniła się również zmiana dyscypliny badawczej, a także, dość paradoksalnie, zaangażowanie jego pisarstwa. Jadwiga Staniszkis oceniała w wywiadzie – rzece udzielonym swego czasu Cezaremu Michalskiemu, że książki Jakuba Karpińskiego są dla niej „sporo poniżej jego możliwości […] naprawdę mógł zostać wybitnym filozofem albo dobrym teoretycznym socjologiem”, „[…] mógłby pisać świetne prace z logiki zamiast tych kronik”, „[…] to, że on w końcu uformował siebie jako wzór i podporządkował temu swoje życie, na pewno nie było żadną koniecznością. Mógł być świetnym humanistą, jednym z najlepszych. Uważam, że jego działanie nie było warte jednej dobrej, a nienapisanej książki”. A więc to, co dla historyka Antoniego Dudka jest głównym walorem Karpińskiego – „bezszwowe połączenie historii i socjologii” – niekoniecznie musi być witane z uznaniem przez socjologów.
Istotnie, sam byłbym ogromnie ciekaw, czy Karpiński nie chciał bardziej uteoretycznić swoich prac z historii komunizmu. Czy nie chciał opisać tego „wykresu gorączki” w bardziej uniwersalnym języku nauk społecznych? Dlaczego długi pobyt zagranicą, w tym na amerykańskich uniwersytetach, nie zaowocował mocniejszym naciskiem na komparatystykę i pokazanie mechanizmów realnego socjalizmu w Polsce na szerszym tle? Jak Karpiński z emigracji reagował na mocniej zakorzenione w teorii i w konkretnych podejściach badawczych równolegle pisane prace np. Narojka, Staniszkis, czy Tarkowskiego? Takich pytań jest więcej. Wynikają wprost z uznania wielkości i rangi Jakuba Karpińskiego.
Na wspomnianej konferencji Michał Łuczewski w dość zaskakujący dla mnie sposób mówił o Karpińskim jako socjologu dobra i zła. Dlatego zaskakujący, że patos, świadomie użyty przez Michała do ukazania wartości w pisarstwie Karpińskiego, nie pasował mi do ironii i powściągliwego stylu samego Karpińskiego. Jednak jest coś na rzeczy w tej grze słów. Rzeczywiście jest to socjologia dobra oraz dobra socjologia.
Warto ją więc propagować. Studenci nauk społecznych zwykle na pierwszym roku mają wprowadzające przedmioty ja chociażby „Wstęp do socjologii”. Sądzę, że byłoby dobrze, gdyby w syllabusach takich zajęć, przynajmniej na warszawskich uczelniach, znalazło się miejsce dla Pawełczyńskiej i Karpińskiego. Ja bym dał studentom do czytania fragment o wartościach w Auschwitz oraz opis produkcji cholew filcowych w Zakładzie Karnym w Strzelcach Opolskich. Tak, by zacząć z grubej rury: jak pytania nauki są również pytaniami o wartości i jak biorą one czasem początek w życiu badacza.