Pośród informacji o protestach w Brazylii, Turcji czy Bułgarii prawie bez medialnego echa obeszły się trwające w Bośni i Hercegowinie manifestacje, które mogą zwiastować narodziny społeczeństwa obywatelskiego. Skomplikowany system polityczny w tym kraju byłej Jugosławii spowodował, że politycy nie mogli dogadać się w sprawie przyznania numeru ewidencyjnemu choremu noworodkowi mającemu wyjechać na leczenie do Niemiec. Opieszałość władz doprowadziła do śmierci dziecka. O sprawie pisały gazety Novi List oraz Dnevni Avaz.
Dziesiątki tysięcy ludzi protestowały zarówno w Federacji Chorwacko–Bośniackiej, jak i Republice Serbskiej. Sprawa chorego niemowlęcia, choć tragiczna, była jedynie kroplą, która przelała czarę goryczy. Studenci protestujący w Banja Luce domagali się na przykład europeizacji kraju i wolności manifestacji. Co ciekawe, jesteśmy zarazem świadkami głębokich zmian zachodzących w bezpośrednim otoczeniu Bośni i Hercegowiny. Wkrótce do UE przyjęta zostanie Chorwacja, a nacjonalistyczny rząd w Belgradzie wyrzeka się ideologii Wielkiej Serbii regulując relacje z Kosowem. Wydawana w Sarajewie Dnevni Avaz zauważa wprost, że przedstawiciele wspólnoty międzynarodowej celowo nie zabrali głosu podczas ostatniego kryzysu. Zabrakło wsparcia dla społeczeństwa obywatelskiego, które po raz pierwszy zjednoczyło się we wspólnych protestach bez względu na etniczne podziały.
Czy integrację Turcji z Unią Europejską można jeszcze bardziej spowolnić? Najwyraźniej tak: Spiegel-Online pisze, że wiele państw żąda wstrzymania negocjacji po stłumieniu protestów w Stambule i innych większych miastach kraju. Pod koniec czerwca miał rozpocząć się kolejny etap negocjacji po trzech latach przerwy. W związku z brutalną akcją policji skierowaną przeciwko demonstrantom w Stambule i w Ankarze, w wyniku której zmarły, jak dotąd 4 osoby, a 7500 odniosło obrażenia, Holandia i Niemcy nie zgadzają się na wznowienie rozmów.
Gazeta Il Sole 24 Ore podjęła ciekawy temat badania wskaźnika GINI, czyli wpływu wzrastających nierówności. Okazuje się bowiem, że Włochy są jednym z krajów o najwyższych różnicach dochodów. Pod tym względem w UE wyprzedza je tylko Wielka Brytania. Kraje kontynentalnej Europy (Niemcy, Francja i Benelux) mają niski wskaźnik Giniego, między 0,26 i 0,30. Pozostaje on na niemal niezmienionym poziomie; kraje północne wykazują zwiększające się nierówności. Dotyczy to w szczególności Szwecji i Finlandii, które zaczęły od bardzo niskich wartości tego wskaźnika. Gospodarki rynkowe, jak w Wielkiej Brytanii, mają ograniczone systemy opieki społecznej i wysoki wskaźnik nierówności; […] kraje Europy Środkowo-Wschodniej, które przed 1989 r. były pod tym względem zbliżone do Skandynawii, poszły teraz w innym kierunku.
Włochy należą do grupy krajów basenu Morza Śródziemnego, gdzie nierówności szybko rosną. Włoskie wskaźniki krańcowych przychodów wzrosły z 0,27 na koniec 1970 r. do obecnego poziomu 0,34. Według autorów uelastycznienie rynku pracy za pomocą umów śmieciowych zniweczyły pozytywne skutki szerszego dostępu do edukacji. Choć młodzi pracownicy są lepiej wykształceni, mają mniejsze gwarancje stałego zatrudnienia i dlatego nie gromadzą oszczędności, które z kolei mogłyby posłużyć na zakup nieruchomości i zwiększenie przychodów związanych z posiadanym kapitałem.
Opublikowane w maju dane na temat liczby mieszkańców Berlina zaniepokoiły władze stolicy Niemiec do tego stopnia, że postanowiły one wpłynąć stymulująco na imigrację studentów. Pojawił się pomysł, aby przyjeżdżający do miasta uczniowie dostawali jednorazowy zasiłek w wysokości 250-300 euro – o czym donosi Berliner Morgenpost. Zwiększenie liczby mieszkańców może mieć też również wpływ na dotację, jaką dostaje Berlin z budżetu federalnego. W wyniku korekty liczby ludności miasto dostawać będzie od 2014 r. 470 mln euro mniej rocznie i będzie musiał zwrócić władzom federalnym 940 mln euro za 2012 i 2013 r., zauważa dziennik.