Prawo mające chronić osoby starsze (czyli powyżej 60. roku życia) istnieje już od 1996 roku, ale tegoroczne poprawki i uzupełnienia skupiają się głównie na obowiązkach dzieci wobec rodziców i pokazują skalę zmian, jakim podlega chińskie społeczeństwo.

Xiao – cnota synowska, to numer jeden w zbiorze cnót konfucjańskich, zawiera w sobie posłuszeństwo, okazywanie szacunku rodzicom, przedkładanie ich potrzeb nad swoje, gotowość do poświęcenia się. Rodzice byli ważniejsi od żony, rodzeństwa czy własnych dzieci. Pokolenia Chińczyków studiowały w dzieciństwie „Dwadzieścia cztery przykłady cnoty synowskiej”, zbiór przypowiastek, równie znany jak u nas baśnie braci Grimm. Od niego zaczynały edukację dzieci, a przy okazji nauki znaków dostawały lekcje etyki i gotowe wzory postępowania. Na przykład historia Wu Menga, który pragnąc zapewnić rodzicom spokojny sen, siedział z gołym torsem wystawiając się na żer komarom, albo Guo Ju karcący żonę opłakującą zmarłego synka – „nie ma powodu do rozpaczy, dziecko zawsze można sobie kolejne urodzić, a rodziców ma się tylko jednych”, lub syna, który sprzedał się w niewolę, aby zdobyć pieniądze na wystawny pogrzeb dla ojca.

W dzisiejszych zmanierowanych czasach opowiastki tego typu straciły wiele ze swego uroku i edukacyjnych walorów, więc wychodzące naprzeciw nowoczesności władze w zeszłym roku promowały uwspółcześnioną wersję przykładów cnoty synowskiej. Część z nich zdecydowanie nie wymaga gargantuicznych poświęceń: dzwoń do rodziców w weekendy, odwiedzaj ich z małżonkiem i wnukami, oglądaj z nimi stare filmy, słuchaj ich wspomnień, ale niektóre – na pozór niewinnie brzmiące – zabieraj rodziców na wycieczki, kup im ubezpieczenie zdrowotne, nie żałuj im pieniędzy, sprawiają, że duża część dorosłych Chińczyków zaczyna zastanawiać się nad kwestią odpowiedzialności w zakresie opieki nad seniorami.

Obowiązujące od poniedziałku prawo stanowi logiczną kontynuację promowanych przez państwo wzorów. W Chinach ciężar opieki nad seniorami spoczywa w coraz większym stopniu na dzieciach, a władze metodycznie i systematycznie próbują dużą część odpowiedzialności za swoich najstarszych obywateli przerzucić na barki rodzin. I nic dziwnego, że Chińczycy zaczynają się irytować spychologią swojego państwa, które narzucając kontrolę urodzin, wymusiło niską dzietność, a teraz, gdy liczba seniorów dramatycznie wzrasta, usiłuje podrzucić gorący ziemniak do koszyka jedynaków. Dorosłe dzieci najczęściej czują się zobowiązane do pomocy i opieki nad starzejącymi się rodzicami (choć coraz częściej słychać o bulwersujących przypadkach znęcania się, zaniedbywania, a nawet mordowania staruszków), ale często przerasta to ich możliwości. Po pierwsze, pokolenie już dorosłych jedynaków nie jest w stanie udźwignąć ciężaru utrzymania własnej rodziny, pomagania dwóm parom rodziców i często jeszcze dziadkom. Mobilność chińskiego społeczeństwa i brak strachu przed ruszeniem w odległe o tysiące kilometrów rejony, skutkuje tym, że już prawie połowa ze 185 milionów chińskich seniorów mieszka daleko od dzieci. Dążenie do sukcesu zawodowego i finansowego sprzyja stawianiu pracy ponad wszystko, długie godziny pracy, niewielka ilość urlopów sprawiają, że nawet mieszkając w tym samym mieście nie jest łatwo wygospodarować czas na odwiedziny u mających zawsze wolny czas seniorów.

Ale co z emeryturami – zapyta czytelnik, przyzwyczajony do mizernych, ale jednak pozwalających na przetrwanie pieniędzy wydzielanych przez państwo. W Chinach za emerytury odpowiadał zakład pracy, jeśli senior pracował w bogatej i wciąż istniejącej firmie państwowej albo administracji, to zazwyczaj dostaje przyzwoite pieniądze, ale jeśli zaś prowadził własny biznes, uprawiał pole, pracował w prywatnej firmie albo jego zakład pracy zbankrutował, często emerytura to mizerne grosze, albo okrągłe zero. Sytuacja różni się w każdej prowincji, a wręcz mieście, powszechny system emerytalny w Chinach dopiero powstaje i choć powoli obejmuje coraz większą część społeczeństwa, to i tak nie jest w stanie zapewnić godnej starości wszystkim potrzebującym. W Chinach emeryturą zawsze były dzieci, „dużo synów, dużo szczęścia” głosi znane powiedzenie, ale odkąd państwo wtrąciło się w dzietność, równocześnie naruszyło system opieki nad starymi ludźmi, której ciężar zdecydowanie łatwiej unieść, np. piątce dzieci, a nie jedynakowi z żoną jedynaczką. Zapomniano również o rodzicach, którzy stracili jedyne dziecko. Państwo przerzucając ciężar utrzymania staruszków na dzieci zapomniało o całkiem licznej grupie ludzi pozbawionych jedynego oparcia, jak np. tysiące małżeństw, które straciło dziecko w czasie trzęsienia ziemi w 2008 roku. Kto ma się nimi zaopiekować na stare lata? Czy urzędnik obejrzy z nimi film i wykupi im ubezpieczenie?

Prognozy dotyczące starzenia się chińskiego społeczeństwa sprawiają, że kwestia opieki nad starymi ludźmi będzie stawała się coraz drażliwsza. I pewnie coraz częściej w mediach będą pojawiały się relacje z procesów wytaczanych dzieciom przez rodziców. Symbolicznie, w ten sam poniedziałek zakończył się proces w mieście Wuxi, jaki 77-letnia matka wytoczyła córce i zięciowi, zarzucając im brak opieki. Sąd nakazał parze odwiedzanie staruszki co najmniej raz na dwa miesiące i dwa razy w roku w okresie świąt państwowych, jak również nakazał wsparcie materialne. Córka od finansowej opieki wcale się nie uchyla, ale odwiedzać matki nie chce, bowiem mieszka ona z synem, z którym para żyje jak pies z kotem. Co to za kraj, w którym prawo jest potrzebne do wymuszenia na ludziach moralnego zachowania i odwiedzin rodziców, wzdychają internauci.