Idźmy dalej. Bez Hitlera nie ma drugiej wojny światowej. A bez drugiej wojny światowej nie ma zimnej wojny. Oczywiście w miejsce tych wydarzeń rozgrywają się inne. Historia toczy się zupełnie odmiennym torem. Jakim? O tym jest właśnie powieść „Der Komet” (Kometa), którą opublikował właśnie niemiecki pisarz i dziennikarz Hannes Stein.

Na „Kometę” trafiłem przypadkiem. Kończąc pyszną lekturę książki Floriana Illiesa „1913” (tej składającej się z obrazków, które robili w tym właśnie 1913 roku tacy ludzie jak Kafka, Hitler, Freud, Kirchner albo Mann) poczułem niechęć do odrywania się od tego klimatu tuż po fin de sieckle’u. Atmosfery niewinnego XX wieku, jeszcze sprzed obu wojen, ludobójstwa, nazizmu i komunizmu. O książce Steina przeczytałem w „Die Zeit”. Recenzję napisał legendarny bard Wolf Bierman (coś a’la niemiecki Kaczmarski). Nic z niej nie zrozumiałem. Ale pomysł na zarysowanie alternatywnej historii tej części Europy wydał mi się intrygujący.

Jak wygląda ta historia? Otóż jesteśmy w czasach współczesnych. Trochę w Wiedniu. A trochę na księżycu. Ale po kolei. Wiedeń z początków XXI wieku jest jedną z najważniejszych europejskich metropolii. Rządzą tam nadal Habsburgowie. Zresztą w całej Europie są tylko trzy demokracje. Francja (właśnie wybrała sobie na prezydenta pierwszego czarnoskórego polityka), Szwajcaria i San Marino. Prócz tego same monarchie. A królowa Elżbieta II ciągle nosi tytuł imperatorowej Indii. Austro-Węgry tak jak przed traktatem pokojowym z Saint Germain i Trianon to rozległe zdecentralizowane państwo sięgające od portowego Triestu (dziś część Włoch) w dół wzdłuż chorwackiego wybrzeża Adriatyku, przez Bośnię i Hercegowinę po Siedmiogród na wschodzie i Galicję (ze Lwowem i Krakowem) oraz Czechy i Słowację. Stara dobra monarchia k.u.k. Na lotnisku międzynarodowym w Wiedniu słychać więc mieszankę wszystkich regionalnych języków: polskiego, czeskiego, rumuńskiego oraz niemieckiego z bardzo silnymi słowiańskimi naleciałościami. Sam Wiedeń to z kolei centrum psychoanalizy. Coś jak współczesny Nowy Jork. Każdy zamożny przedstawiciel klasy średniej regularnie kładzie się na kozetce u swojego psychoanalityka, by opowiedzieć o trapiących go neurozach i lękach.

Jeden z głównych bohaterów to David „Dudu” Gottlieb. Żyd ze Lwowa (w książce oczywiście jako Lemberg), który jest jednym z najbardziej znanych astronomów w całym imperium. I właśnie z tego powodu otrzymuje tajną misję podróży na Księżyc. Taka podróż to w świecie stworzonym przez Steina żaden większy problem. Bo ten świat (pozbawiony zupełnie amerykanizmów i zdobyczy amerykańskiej kultury) może i wydają się troszeczkę staromodny (większość mężczyzn nosi na przykład wąsy oraz mówi do kobiet „Fraulein”, czyli „Panienko”). Ale pod wieloma względami nasz świat przewyższa. Na przykład kolonizacją Księżyca. To akurat jest dość logiczne. W latach 20., 30. i 40. Rzesza Niemiecka zamiast wykrwawiać się na frontach rozbudowuje swoją przewagę techniczną nad resztą świata. W roku 1940 ekipa inżynierów (z Werhnerem von Braunem) zamiast nad rakietami V2 pracuje nad maszyną, która będzie zdolna wyruszyć w podróż kosmiczną. W 1945 pierwszy człowiek (Niemiec) ląduje na księżycu kolonizując go w imieniu Kaisera. W latach 70. ruszają pierwsze loty komercyjne. Na księżycu Niemcy budują ekskluzywne hotele i kurorty spa. To wszak nie lada gratka popływać w warunkach zupełnie odmiennej grawitacji. Lot trwa 38 godzin. Samolot najpierw leci zwyczajnie na wysokości 8-10 km nad ocean, by potem odpalić trzy mega silniki i ruszyć niemal pionowo w górę. Na księżycu Gottlieb spotyka Niemców. Oczywiście to straszni aroganci i bufony. Coś jednak szybko ich połączy. To strach przed kometą lecącą prosto w kierunku ziemi…

Dalszych szczegółów zdradzać nie zamierzam. Zainteresowani łatwo trafią do źródła. Interesująco jest spojrzeć na Europę niedokonaną. Taką mniej wykrwawioną. Jest w tej książce taki filozof (i popularny komentator telewizyjny) trochę i z zachowania, i z poglądów przypominający Sławoja Žižka. On opowiada innemu bohaterowi o największym ludobójstwie w historii zachodniego świata, którym było… powstanie w Wandei w latach 1793-1796. A z kolei inny bohater opowiada swojemu psychoanalitykowi o nawiedzających go snach. Pojawiają się w nich samoloty zrzucające bomby, druty kolczaste i żołnierze w ubraniach maskujących. Psychiatra nie bardzo rozumie, o co chodzi. Musi nawet sprawdzić w słowniku co to jest ten drut kolczasty.