Tegoroczny lipiec w Szanghaju zdobył tytuł najgorętszego miesiąca od 140 lat, czyli od momentu rozpoczęcia prowadzenia rejestrów meteorologicznych. Temperatura w dzień balansuje w okolicach 40°C w cieniu, a i noc nie przynosi zbytniej ulgi. Urząd meteorologiczny ogłosił najwyższy stopień zagrożenia w kategorii wysokich temperatur i zalecił ograniczenie aktywności na zewnątrz i przyjmowanie dużej ilości płynów. W samym Szanghaju z powodu udaru zmarło już dziesięć osób, w szpitalach nagle przybyło chorych i niedomagających.

Epatowanie własną niedolą przynosi pewną ulgę i satysfakcję, więc chińskie portale internetowe zalała równie potężna fala nagrań pokazujących naocznie, jak gorąco jest na balkonie czy podwórku konkretnego obywatela. Smażenie krewetki na balustradzie, jajek na chodniku czy wytapianie tłuszczu z boczku na marmurowym podeście przyozdobionym termometrem, na którym pyszni się i 60°C, trafiają na czołówki list wyświetleń.

W poszukiwaniu chłodu Chińczycy nie cofają się przed okupowaniem klimatyzowanych przestrzeni publicznych – dworców, stacji metra, centrów handlowych, gdzie mniej lub bardziej niepokojeni przez ochroniarzy, zalegają na zimnych posadzkach i zażywają regenerującej drzemki. Supermarkety przyciągają amatorów relaksu na bieżniach, fotelach do masażu czy ekspozycjach pościeli, gdzie nawet jeśli nieludzki sprzedawca przerwie sen i brutalnie zgoni z tymczasowego legowiska, zawsze można potem pospacerować w przyjemnym chłodzie.

Zbiorniki wodne stały się najgorętszymi adresami w miastach – dzieci chlapią się w fontannach, dorośli w jeziorach i rzekach, a baseny przypominają kotły z nadmierną liczbą unoszących się na powierzchni wody pierogów. Pewna restauracja w Chongqingu ustawiła stoły w płytkiej rzeczce, dzięki czemu jej klienci mogą konsumować potrawy i trunki ze stopami omywanymi chłodną wodą. Najcenniejszym zwierzętom (czytaj: pandom) w zoo instaluje się klimatyzację, tym mniej fotogenicznym w zależności od potrzeb dostarcza się schłodzone arbuzy lub mrożone mięso.

Tegoroczny lipiec zapisze się jednak w annałach nie tylko dzięki termicznej przesadzie. Czy to dla podniesienia temperatury, a może licząc, że osłabieni żarem Chińczycy nie zauważą, władze wybrały koniec lipca na powrót do najgorętszej afery Chin ostatnich lat. 25 lipca rozpoczęto procedury związane z postawieniem przed sąd Bo Xilaia, czerwonego arystokraty i strąconego ze szczytów członka Biura Politycznego KC. Oskarżony w zeszłym roku o korupcję, nadużycia władzy i złamanie dyscypliny partyjnej Bo za kilka tygodni ma stanąć przed sądem, gdzie, jak donoszą anonimowe źródła, ma się przyznać do przynajmniej części zarzucanych mu czynów. Po siedemnastu miesiącach odosobnienia, dwóch strajkach głodowych i zapuszczonej w proteście brodzie (te informacje pochodzą oczywiście od anonimowych informatorów) Mr. Bo zapewne przyznałby się do poważniejszych przestępstw niż defraudacja 20 milionów juanów czy nadużycie uprawnień. Tym bardziej, że wspomniana suma to żarcik i błahostka w porównaniu do podawanych na początku afery kwot – milionów czy wręcz miliardów dolarów. Czy Bo dostanie wyrok śmierci czy raczej kilkanaście lat więzienia? Wyrok już raczej zapadł, ale szeroka publiczność dowie się o dalszych losach pana Bo dopiero za kilka tygodni.

Wygląda na to, że sierpień będzie jeszcze gorętszy.