Tak właśnie działo się w pierwszych dniach sierpnia, kiedy w rejonie spornej z Pakistanem linii granicznej zginęło pięciu indyjskich wojskowych. Po krótkich wahaniach indyjscy politycy uznali, że za atakiem stoi pakistańska armia, wróg numer jeden części indyjskich elit politycznych, a także niemałej części społeczeństwa. Natychmiast pojawiły się wezwania, by rządzący Indiami politycy dali Pakistanowi stosowną odpowiedź.
Strzały w Kaszmirze padły w okresie szczególnym. Oto od maja tego roku w Islamabadzie, stolicy Pakistanu, władzę sprawuje nowy rząd kierowany przez Nawaza Sharifa, przywódcę Pakistańskiej Ligi Muzułmańskiej z dodaną do nazwy literą N od imienia swego lidera. Nawaz Sharif jeszcze w okresie wyborczym deklarował, że jednym z zadań, które postawi sobie jako przywódca kraju, będzie odświeżenie dialogu o pokoju z Indiami. Oba zwaśnione kraje, posiadające w swych arsenałach broń jądrową, zamroziły rozmowy pokojowe po pamiętnym krwawym ataku na Bombaj w listopadzie 2008 roku. Atak ten został przeprowadzony przez dziesięciu młodych terrorystów, którzy przybyli na zachodnie wybrzeże Indii z Pakistanu. Dzięki staraniom dyplomacji wielu krajów świata udało się wówczas powstrzymać gniewną reakcję Indii, chociaż w tamtych tygodniach konfrontacja obu krajów wisiała na włosku. Pozostałością po tamtym ataku, w wyniku którego śmierć poniosło blisko 200 osób, a biznesowa stolica Indii na trzy dni została sparaliżowana ulicznymi walkami, było wstrzymanie indyjsko-pakistańskich rozmów o pokoju, unormowaniu sporów granicznych oraz rozstrzygnięciu konfliktu o Kaszmir.
Nie dalej jak kilka tygodni temu Nawaz Sharif ponowił pod adresem Indii ofertę wznowienia procesu pokojowego. Dla obserwatorów wydarzeń w Azji Południowej ewentualne rozpoczęcie kolejnej rundy rozmów, a także planowane na wrzesień spotkanie premierów obu krajów, oznaczało początek długiej drogi wiodącej ku normalizacji relacji pomiędzy skonfliktowanymi sąsiadami.
Śmierć pięciu indyjskich żołnierzy z pewnością tego procesu nie ułatwi. Tym bardziej, że Delhi, mimo oficjalnych zaprzeczeń płynących z Islamabadu, nie ma wątpliwości, że za masakrą stoi pakistańska armia albo potężny, choć ostatnio pozostający w cieniu politycznych wydarzeń, pakistański wywiad ISI. Dla rządzącego Indiami układu politycznego, w którym najważniejszą rolę odgrywa Indyjska Partia Kongresowa, obecna sytuacja jest szczególnie niekomfortowa. Brak reakcji na ostatnie wydarzenia lub też zgoda na propozycje rozmów płynące z Islamabadu oznaczałyby bowiem słabość Delhi. Dlatego trudno wierzyć, że dialog pokojowy pomiędzy Islamabadem i Delhi zostanie wznowiony.
Interesująca byłaby oczywiście odpowiedź na pytanie o to, komu zależy na ciągłym napięciu pomiędzy dwoma azjatyckimi rywalami, a szerzej na braku stabilizacji w Azji Południowej. Takich graczy jest co najmniej kilku, ale najprostsza z odpowiedzi mówi, że zainteresowana może być pakistańska armia oraz ISI, instytucje stanowiące w Pakistanie państwo w państwie. Nieustanne hodowanie wroga w postaci Indii pozwala bowiem wojskowym na ciągłe sięganie do państwowej kasy. Skoro jest wróg, to uszczuplanie budżetów wojskowych byłoby niepatriotyczne. O podobne rozumowanie można zresztą podejrzewać także i militarne struktury Indii, którym nieustanne – rzeczywiste lub wyimaginowane – zagrożenie ze strony Pakistanu pozwala na utrzymywanie w rejonach granicznych wielotysięcznej armii potrzebującej niemałych pieniędzy i środków materialnych. Tyle tylko, że w przypadku Indii armia może żądać budżetowych pieniędzy, mówiąc o zagrożeniu nie tylko ze strony Pakistanu, lecz także Chin. Jakby czytając myśli wojskowych, indyjska opozycja już wielokrotnie alarmowała, że zdarzające się raz po raz naruszenia przez wojska chińskie spornej granicy indyjsko-chińskiej w rejonach himalajskich powinny być dla polityków sygnałem alarmowym. Powinny podpowiadać im, że na wydatkach wojskowych nie można oszczędzać.
Obojętnie jaki będzie efekt ostatniej strzelaniny w Kaszmirze, oczywiste jest, że przyczyni się ona do wzrostu nieufności pomiędzy sąsiadami, zwiększenia wydatków na bezpieczeństwo i zmniejszenia budżetów przeznaczonych na cele społeczne. W efekcie spowolni likwidację obszarów ubóstwa i nędzy w obu krajach. A obszary te są ciągle jeszcze ogromne, mimo posiadania przez oba państwa kosztownych arsenałów, także nuklearnych.