Karolina Błachnio

Estetycznie o szczątkach

Filip Springer_ZaczynŻycie Hansena to bez wątpienia wdzięczny materiał na ciekawą książkę (którą jest „Zaczyn…”) lub film. Biografia utopisty, idealisty, który poprzez realizację swojej doktryny architektonicznej chce uszczęśliwić ludzi, ale ponosi klęskę niezrozumienia wśród rodaków, chyba zawsze będzie poruszać, budzić ckliwość lub irytację (w zależności od opcji światopoglądowej i osobistych preferencji). Na jednym ze zdjęć ilustrujących „Zaczyn…” można zobaczyć starego, 82-letniego już Oskara Hansena siedzącego na koniu wykonanym ze szczotki, kosza wiklinowego i kilku desek jako „Don Kichota Formy Otwartej”, jak zatytułuje tę fotografię Filip Springer. Skrajny utopizm wizji architekta i wspierającej go żony, również architektki – Zofii – zderza się w książce z rzeczywistością PRL-u i jego bardzo okrojonymi możliwościami materiałowymi oraz wykonawczymi, skutkującymi brakiem wind, mieszkaniami-klitkami, czasami w ogóle pozbawionymi okien, jak osiedlu na Przyczółku Grochowskim w Warszawie, niedbałością wykonawców. Hansen nie zmienia jednak swojej architektonicznej wizji, gdy realizacje jedynie szczątkowo przypominają jego projekty czy gdy razem z Zofią muszą się konfrontować z falą krytyki ze strony innych architektów, decydentów i mieszkańców. Nie przewartościowuje koncepcji Formy Otwartej na rzecz koncepcji innej, „bardziej rzeczywistej”. Przeciwnie – Forma Otwarta umacnia się w jego umyśle i rozbudowuje (w Linearny System Ciągły), co więcej staje się teorią obejmującą również metody nauczania adeptów architektury, i w efekcie prowadzić ma nawet do zniesienia granic między państwami oraz pokoju na świecie. Staje się totalna.

Czego chciał Hansen? Najtrafniej koncepcję Formy Otwartej obrazują cytaty z „Zaczynu…”: „Nie istnieje taka rzecz jak «typowa osoba» przeznaczona do «typowego domu»” [1], twierdzili Hansenowie. Tak rozwinął tę myśl Andrzej Osęka, krytyk twórczości architektów: „Hansen występuje przeciw temu wszystkiemu, co określa jako «koszmarny kształt tępej typowości», przeciw temu, co likwiduje prawa człowieka do wyboru, do określania własnej przestrzeni życiowej. Architekt ten pragnie w możliwie największym stopniu pozostawić użytkownikowi szansę rozwinięcia własnej energii i inicjatywy, współuczestniczenia w wyszukaniu najbardziej «na jego miarę uszytej» przestrzeni, co więcej, pragnie pozostawić możliwości dokonywania jak najdalej idących zmian, jeśli tego wymaga zmiana warunków” [2]. Architektura użytkowa (architektura nie-użytkowa, sztuka dla sztuki Hansenów nie interesuje) ma być ściśle dostosowana do potrzeb jej mieszkańców.

Wizja w detalu

Jako reportażysta Springer używa smakowitego szczegółu dla przełożenia na konkret teorii Formy Otwartej i ożywienia opowiadanej narracji. Hansenowie chcieli na przykład, aby każdy mieszkaniec projektowanych przez nich osiedli otrzymał „plac na kondygnacji”, na którym będzie mógł sobie zaplanować rozkład domu dostosowanego do jego potrzeb (projekt osiedla w Chocianowie). Na Przyczółku Grochowskim, ale też na Osiedlu Słowackiego kształt każdego mieszkania był konsultowany z osobami, które miały w nim zamieszkać (ostatecznie decyzją administracyjną mieszkania nie trafiły do „właścicieli”). Dodać tu trzeba stawy rybne na osiedlach, wózki na zakupy, którymi gospodynie domowe mogły przewozić zakupy między piętrami w bloku, szafki na kisiel na zewnętrznej stronie parapetów. Przykładem Formy Otwartej może być też możliwość zamurowania ścian w mieszkaniu rozwiedzionego małżeństwa i zaaranżowania w ten sposób dwóch mieszkań z oddzielnymi wejściami, co zresztą udało się jednemu z mieszkańców osiedla na Przyczółku Grochowskim. Teorią Formy Otwartej rozciągniętą do skali makro jest Linearny System Ciągły [3], czyli architektoniczny projekt dla całej Polski, oznaczający przearanżowanie architektury kraju w kilka ciągłych pasm zabudowy miejskiej i przemysłowej, przeplatanych pasmami zieleni, co miało gwarantować każdemu robotnikowi dotarcie do fabryki w ciągu 30 minut od wyjścia z domu, a po powrocie z pracy – oglądanie z okien mieszkania saren biegającym w pobliskim lesie. Wizje zostały zrealizowane jedynie szczątkowo, a „szczątki” te od początku budziły i wciąż budzą najczęściej skrajną niechęć ich użytkowników (Przyczółek Grochowski) – określane przez mieszkańców jako „czyściec” lub „piekło”.

Zofia i Oskar Hansenowie

Poza charakterystycznym dla teorii Formy Otwartej założeniem dostosowania przestrzeni do jej mieszkańców, meta-refleksją, która przyświecała Hansenowi w jego pismach i projektach, było stworzenie „człowieka idealnego” przez kreację otaczającej go przestrzeni. Inspiracją dla Hansena były prace Ericha Fromma, którego cytował w swoich pismach: „Większość z nas ma skłonności do dobra i do zła, choć nasilenie tych skłonności u różnych jednostek bywa rozmaite. Tak więc los nasz jest w wielkiej mierze określony przez te wpływy, które urabiają i kształtują dane nam skłonności” [4]. Kierowany tą wiarą projektuje w fabrykach przestrzenie, w których robotnicy mają spędzać przerwy i rozwijać wrodzone twórcze skłonności – pawilony socjalne gromadzące pracowników o podobnych zainteresowaniach, palmiarnie, akwaria, woliery, miejsca do wspólnego muzykowania, żywopłoty z róż, drewniane aparaty do trenowania kompozycji. Najczęściej z projektów tych nic jednak nie wyjdzie.

Hansen: człowiek-paradoks

Pod koniec życia Hansen staje się coraz bardziej radykalny i zapatrzony w teorię Formy Otwartej. W swojej wizji upatruje ratunku dla Ziemi. Jak stwierdził w 2003 r.: „Trzeba wyprowadzić ludzkość z niewoli egipskiej. […] Mój postulat jest taki: trzeba znieść wszystkie granice na kuli ziemskiej i przekreślić dominację posiadania. Wtedy nie będzie wojny w Iraku. Po prostu trzeba otworzyć granice i pozwolić ludziom się przemieszczać.” [5]. Pisał również o pomyśle stworzenia Kodeksu Ziemi w oparciu o referenda dla wszystkich ziemian. W komunikacji z innymi i urealnieniu wizji przez większość wspólnego życia pomagała mu żona Zofia – czasami jako „tłumaczka” zbyt hermetycznego języka Oskara, znacznie częściej jako organizatorka i osoba nadzorująca realizację jego (lub ich wspólnych) projektów.

Zamysł Hansena, w którym architektura ma stać się punktem wyjścia do ratowania ludzkości, zakrawa na szaleństwo. Jednak Hansen jest mocno przywiązany do rzeczywistości. Wszystkie jego projekty architektoniczne były do cna analityczne (co Springer mocno podkreśla), wywiedzione z właściwości terenu i jego aktualnej zabudowy oraz potrzeb mieszkańców, wyliczone z chłodną głową. Paradoksalnie więc utopista był pragmatykiem. Jest to tylko jeden z wielu kontrastów, które nadają dynamikę życiu Hansena. Zresztą kontrast, jako zasada życia Oskara i zaczyn jego idei, przejawia się w wielu cechach osobowości architekta, jego wyborach oraz w samej teorii Otwartej Formy. Hansen to m.in.: brzydzący się konsumpcjonizmem i nierównościami społecznymi potomek milionerów i mąż socjalistki; człowiek wybierający kłopoty finansowe i projektowanie w podnoszącej się z powojennych gruzów Polsce zamiast dostatku na Zachodzie gwarantowanego przez zapraszające go pracownie z Wielkiej Brytanii; pół-Norweg, pół-Rosjanin, a z wyboru Polak; człowiek o egzotycznej i pełnej przygód historii rodzinnej (jedni przodkowie prowadzili cyrk oraz czołowe przedsiębiorstwa sprzedające pomarańcze w Norwegii, inni brali udział w podróżach morskich „dookoła świata”), który wybrał życie w rzeczywistości PRL-u.

Bunt chciany – bunt niechciany

Bardzo ważny, szczególnie w tworzeniu, jest dla Hansena również bunt. Zachęcał do niego swoich studentów – prosił, aby podważali wymyślane przez siebie rozwiązania i projekty architektoniczne, zachęcał ich do dyskusji nad nimi. Jego metodą edukacyjną były tzw. rozmowy plastyczne polegające na konwersacji dwóch grup studentów ze sobą przy pomocy stworzonych naprędce konstrukcji przestrzennych z desek i płacht materiałów, realizujących teorię Formy Otwartej. Co znowu paradoksalne, nauczyciel o demokratycznych przekonaniach i partycypacyjnych metodach edukacyjnych, nie pozwalał studentom i asystentom tworzyć poza tą teorią. Jak twierdzi studentka Hansena, rzeźbiarka Zofia Kulik: „Założył na nas zbroję, baliśmy się spontanicznego działania. Wykluczył tę niezwykle ważną sprawę, że artysta bez zastanawiania wykonuje jakiś gest, którego znaczenie nie do końca jest jasne dla niego samego. Ale nie boi się tego, nie wstydzi, nie żenuje go to” [6]. Pojawia się więc bunt uczniów przeciw paradygmatowi intelektualnemu nauczyciela – zaczynają wyłamywać się z niego i tworzyć na podstawie emocji, wracają do pozaracjonalnego „boskiego szału” artysty. To bunt, którego zachęcający do buntu Hansen, nie uznaje.

Estetyczne szczątki

Springer podąża za Hansenem, obserwując bacznie towarzyszące jego twórczości kontrasty, paradoksy i bunty, a znakiem tego podążania są zmieniające się destynacje (raz Warszawa, raz Syvaranta w Finlandii, raz Paryż, raz Trondheim). Przechodząc od idealnych wizji do marnych realizacji, od pracowni Le Corbusiera do gruzów Warszawy, od nieprzychylnego Hansenowi ASP do kultywującej jego idee szkoły architektów Bergen Arkitekt Skole, obcując ze sztuką, którą można podsumować hasłem „dobrymi chęciami jest piekło (mieszkańców) wybrukowane” oraz z przemyślną architekturą skandynawską, z której wyrastają pomysły architekta, autor sam dla siebie stara się poznać Hansena (Hansenów), zrozumieć jego motywacje twórcze. Springer w posłowiu pisze wprost o swoim celu: „Ja jestem tylko reporterem, który na własny użytek próbował dowiedzieć się czegoś o kimś, kto tak niezłomnie i do końca wierzył, że ludzie są dobrzy, mądrzy i kiedyś to wszystko zrozumieją. Bardzo tej wiary Hansenom zazdroszczę” [7]. Tak jak w „Źle urodzonych”, nie próbuje odpowiedzieć na pytanie, kim byłby Hansen, gdyby wyemigrował Zachód i tam projektował. Zresztą to typowa dla Springera postawa pokory wobec tematu, którym się zajmuje – gdy opisywał historię Miedzianki, nazwał siebie przecież „domorosłym archeologiem”. Posługujący się metodą edukacyjną Hansena reportażysta podważa utrwalone etykiety przypisane architektowi, szuka dowodów na obalenie zarówno pozytywnych, jak i negatywnych sądów, tworzy polifonię opinii na temat architekta. Odwołując się do ocen uznanych specjalistów i zwykłych mieszkańców, udowadnia skuteczność i proroczość rozwiązań Oskara i Zofii w wiązaniu tkanki społecznej Przyczółka czy wyciągania miast w struktury liniowe, czyli element Linearnego Systemu Ciągłego.

Na koniec pozostaje pytanie o to, jak „Zaczyn…” wpisuje się w dotychczasową twórczość samego Springera? Dlaczego ten reportażysta i fotoreporter „zajmujący się” prawdą życia [8], a więc rzeczywistością, wybrał zgłębianie biografii utopisty i wizjonera, który tworzył z myślą o Polsce, ale z którego wizji pozostały „szczątki”, czyli niemal nic? Po „Źle urodzonych” wydaje się, że tematyka estetyki zabudowy architektonicznej naszego kraju będzie stałym tematem książek Springera (we wrześniu planowana jest premiera kolejnej jego książki „Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni”). Jest on jednak autorem, który odżegnuje się od prób zachowania pamięci, deklaruje, że jego pisaniu nie przyświeca żadna misja przechowywania jej czy przywracania, a jedynie zrozumienie „dla siebie” [9]. Trudno więc odpowiedzieć na te pytania jednoznacznie.

W samej strategii przyjętej w konstruowaniu zarówno „Źle urodzonych”, jak i „Zaczynu…” można dostrzec strategię „odkrytki”, czyli pocztówki [10]. Springer „wysyła” do czytelnika pocztówki z miejsc realizacji modernistycznej architektury i tych związanych z Hansenem. Z tego materiału mógłby powstać postmodernistyczny estetyczny miszmasz, „mitograficzna” wizja na temat Hansenów, wyestetyzowana wizja przeszłości, która nie pozwala niczego zrozumieć, oferując czytelnikowi jedynie ładne obrazy. Przecież historia Hansena i jego przodków, takich jak dziadek występujący w Norwegii jako człowiek-guma, jest na tyle atrakcyjna, że Springer mógłby się właściwie zatrzymać na poziomie przyjemnej „rzeczy do czytania”. Pocztówki „wysyłane” przez Springera nie służą jednak tworzeniu pięknej, onirycznej wizji wyjątkowych ludzi. To próba zrozumienia architektury PRL-u i stworzenia wielogłosowej i jednocześnie smacznej estetycznie opowieści na temat tak mało wdzięczny, jak odbudowa Polski z powojennych gruzów czy tworzenie projektów architektonicznych w konfrontacji z odgórnie narzuconym normatywem.

Przypisy:

[1] Filip Springer „Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach”, Wydawnictwo Karakter, Kraków – Warszawa 2013.
[2] Tamże.
[3] https://kulturaliberalna.pl/2013/02/19/blachnio-zle-urodzone-czyli-opowiesc-o-trudnej-milosci-wywiad-z-filipem-springerem-reporterem-i-fotografem/
[4] Filip Springer „Zaczyn…”, dz. cyt.
[5] Tamże.
[6] Tamże.
[7] Tamże.
[8] http://www.mariuszszczygiel.com.pl/550,blog/najkrotszy-kurs-swiata,-jak-napisac-reportaz
[9] http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36037,11361282,Trzy_ucieczki_Filipa_Springera__Dokad_i_po_co_.html
[10] Ewa Paczoska „Odkrytka z XIX wieku”: http://kultura.onet.pl/ksiazki/fragmenty/odkrytka-z-xix-wieku,1,5348098,artykul.html

Książka:

Filip Springer „Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach”, seria „mówi muzeum”, Wydawnictwo Karakter – Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, Kraków – Warszawa 2013.

* Karolina Błachnio, współpracuje z działem „Patrząc” w „Kulturze Liberalnej”.
** Na zdjęciu Zofia i Oskar Hansenowie, lata 50., archiwum rodzinne. Zdjęcie udostępnione dzięki uprzejmości Wydawnictwa Karakter.

„Kultura Liberalna” nr 242 (35/2013) z 27 sierpnia 2013 r.