Z pewnością z tych samych powodów wspierał wcześniej reżim Asada, blokując w Radzie Bezpieczeństwa ONZ jakiekolwiek rezolucje przeciw Syrii albo dostarczając reżimowi broń, na sprzedaży której tylko w 2011 roku Rosja zarobiła ponad 4 miliardy dolarów. Jeśli zatem uznamy, że Rosji nie chodzi o stabilność regionu, to musimy zadać pytanie o właściwe motywy tego kraju, a także o to, co porozumienie o „mapie drogowej”, dotyczącej rozbrojenia chemicznego w Syrii, zawarte w Genewie między Rosją i USA oznacza dla obu tych państw.

Jeśli chodzi o USA, to z pewnością porozumienie pozwoliło wyjść Obamie z twarzą z trudnej sytuacji międzynarodowej. Zapowiadał on bowiem wielokrotnie, że gdy Syria przekroczy „czerwoną linię” (czytaj – użyje broni chemicznej ), USA będzie interweniowało militarnie. Jednak wcześniejsze dowody, świadczące o takim przekroczeniu (np. filmy rozpowszechnianie w Internecie przez samych Syryjczyków), nie spotkały się z protestem Waszyngtonu. Dopiero ostatni duży atak chemiczny, dokonany prawdopodobnie przez wojska rządowe Baszara al-Asada, spowodował ostrą reakcję prezydenta Obamy. Zapowiedział on interwencję zbrojną. Niestety Kongres USA nie chciał jej poprzeć.

Postawiło to Obamę w niewygodnej sytuacji. USA – najsilniejsze militarnie mocarstwo na świecie – wraz z NATO mogą nie być w stanie interweniować w sytuacjach, gdy wspólnota międzynarodowa w imię bezpieczeństwa powinna podjąć zdecydowane działania. Dla wielu reżimów brzmi to jak zachęta do brutalnych naruszeń praw mniejszości, za które nie poniosą żadnych konsekwencji. By oddać sprawiedliwość Kongresowi USA, należy w tym miejscu wspomnieć, że choć Obama przedstawiał pewne dane świadczące, że to armia Asada użyła broni chemicznej, to ze względu na zwłokę w dopuszczeniu inspektorów ONZ do miejsca tragedii i ograniczenie zakresu ich badań, argumenty te, nie będąc empirycznie zweryfikowane, nie są dla większości krajów w 100% rozstrzygające.

Chęć zachowania wiarygodności na arenie międzynarodowej była jednym z ważniejszych motywów, jakie mogły kierować Obamą. Jakie motywy kierowały zatem Putinem? Przecież dla niego sytuacja, gdy Obama kompromituje się w oczach światowej opinii publicznej, byłaby bardzo wygodna. Pozornie nic nie traci, a wszystko zyskuje. W tym względzie bliższym prawdy o motywach Putina, niż przytaczany na początku Kissinger, wydaje się Jimmy Carter, były dorada prezydenta w kwestiach bezpieczeństwa narodowego. Ten ostatni zauważył, że Putinowi chodzi głównie o utrzymanie kontroli w regionie oraz, dodajmy od siebie, o utarcie po raz kolejny nosa Obamie. Jeśli tak jest, to Putin ograł Obamę perfekcyjnie. Wzmocnił swoją pozycję w regionie i przejął inicjatywę. Co więcej, wbrew polityce Izraela i USA, Rosja dostarczyła do Iranu system obrony przeciwlotniczej S-300VM. Obamie tak bardzo zależało na porozumieniu w sprawie Syrii, że nie protestował. Jest to, po udzieleniu azylu Snowdenowi, kolejny sukces w polityce międzynarodowej Putina i kolejne świadectwo słabości polityki zagranicznej Obamy.

Oczywistym jest bowiem, że gdyby Rosji nie było na rękę porozumienie z USA w sprawie Syrii, to nie przystałaby na plan jej chemicznego rozbrojenia. Rosja musi być tym samym pewna własnej pozycji w stosunku do reżimu Asada, ponieważ zgodziła się, by plan rozbrojenia zawierał również konkretne terminy ujawnienia wszystkich miejsc z arsenałem broni chemicznej, a później ich niszczenia. Można przypuszczać, że świadczy to o tym, iż Rosja albo zakłada, że ich nieprzestrzeganie będzie mimo wszystko godzić w prestiż USA, albo że Asad będzie ich przestrzegał. W tym drugim przypadku prawdopodobne jest, że Rosja konsultowała te terminy z Syrią i musiała ją przekonać o korzyściach, jakie porozumienie może przynieść samemu reżimowi. W wywiadzie udzielonym dla agencji RIA Novosti minister stanu ds. porozumienia międzynarodowego Ali Haidar powiedział nawet, że porozumienie pozwoliło uniknąć wojny i pozbawiło pretekstu do niej tych, którzy chcieli ją wywołać. Syria uznaje więc obecną sytuację za zwycięstwo. Ciekawe tylko, czy będzie spełniać wszystkie postulaty na chemicznej mapie rozbrojeniowej wytyczonej przez Moskwę i Waszyngton, dodatkowo wspartej przez ONZ.

Załóżmy, że nie będzie. Obama, chcąc być wiarygodnym, ostrzega, że w takiej sytuacji USA zrealizuje groźbę interwencji. Jednak Asad może spać spokojnie. Nawet gdyby utrudniał likwidację arsenałów broni chemicznej, to prezydent USA sam interwencji nie podejmie. Nie ma poparcia w społeczeństwie ani w Kongresie. Również ONZ nie będzie w stanie podjąć stosownej rezolucji o militarnej interwencji humanitarnej w Syrii, gdyż taką inicjatywę zablokują Rosja i Chiny. Z kolei Europa nie jest w stanie przeprowadzić długotrwałej militarnej interwencji bez USA. Brak jej wystarczających zapasów na prowadzenie długiej walki. Ostatnio, podczas konfliktu libijskiego, Francuzom skończyły się zapasy amunicji i musieli zrzucać betonowe bomby ćwiczebne, a później prosić o pomoc Amerykanów. Mimo że Francja deklaruje, iż jest gotowa zbrojnie, jako jeden z niewielu krajów Europy, wziąć aktywny udział w interwencji militarnej, to z pewnością bez wsparcia innych krajów nie da rady. W Europie brak również woli politycznej do rozpoczęcia interwencji. Przykładowo Brytyjczycy odrzucili w parlamencie poparcie dla interwencji zbrojnej. Asadowi zagraża więc raczej, jak na razie, wewnętrzna zbrojna opozycja walcząca z nim od 2,5 roku. Opozycja ta nie jest jednak systematycznie wspierana przez Zachód, jest mało skoordynowana oraz rozproszona. Składa się bowiem aż z trzech sił, które nie współpracują ze sobą: Syryjskiej Koalicji Narodowej pod kierownictwem Ahmada al-Dżarby, Armii Wolnej Syrii pod dowództwem gen. Salima Idrisa oraz ze związanej z Al-Kaidą opozycji dżihadystycznej. Ułatwia to oczywiście sprawę Asadowi, który sugerował nawet, by inspektorzy badali również arsenały sił opozycyjnych.

Samo egzekwowanie terminów zawartych w pakcie także nie będzie proste. Syria jest w trakcie brutalnej wojny domowej i już to stanowi przeszkodę dla inspektorów. Nie wiadomo, czy materiały chemiczne nie wpadną w ręce rebeliantów. Co będzie, jeśli inspektorom coś się stanie? Czy wycofają się wtedy na jakiś czas, tak jak to miało miejsce w Iraku? Czy niedotrzymanie terminów nie z woli Asada będzie traktowane tak samo jak wtedy, gdy utrudniałby inspektorom ich działania? Asad nie musi stwarzać dodatkowych trudności, by i tak kruchy sojusz USA z Rosją został zerwany. Jeśli jednak Asad będzie współpracował i wspólnota międzynarodowa uniknie wszystkich pułapek, a rozbrojenie powiedzie się, będzie to dobra wiadomość zarówno dla ludności cywilnej Syrii, jak i dla świata. Zostanie bowiem wysłane jasne przesłanie, że użycie niedozwolonej broni masowej zagłady będzie zawsze potępiane przez wspólnotę międzynarodową i zawsze będzie się ona takim sytuacjom przeciwstawiała. Będzie to również ostrzeżenie dla opozycji, a zwłaszcza dla jej ekstremistycznej części, że jeśli wygra, to nie może tak samo jak reżim używać środków chemicznej zagłady. Niekonieczne wymierzonej wtedy przeciw ludności syryjskiej, ale przeciw Zachodowi lub Izraelowi.