Bill Clinton pytany o ewentualną karierę polityczną córki rozpływa się w zachwytach i sypie pochwałami. Tabloidy i programy śniadaniowe ustaliły jednak, że przyszły rok Chelsea poświęci na… starania o dziecko, a kariery politycznej na razie nie planuje. Ale, tak samo jak ze startem Hillary w 2016 roku, nie ma nic pewnego i kto wie, co będzie za dziesięć czy dwadzieścia lat.

Hillary po opuszczeniu stanowiska sekretarz stanu w administracji Obamy po raz pierwszy od dwudziestu lat miała czas dla siebie i rodziny. Bill poświęcił się gościnnym wykładom, ale i więcej czasu spędzał w domu. Dziś Clintonowie to już jednak nie tylko ta najbardziej znana dwójka. Na scenę wchodzi dorosła już Chelsea, która po latach nauki i poszukiwań właściwej ścieżki kariery, przejęła kierownictwo w rodzinnej fundacji, od tego roku noszącej imię trójki Clintonów. Zmiana nazwy nie jest bez znaczenia – eksponuje przede wszystkim rosnącą rolę córki, co wyraźnie widać było w czasie dorocznego spotkania ze sponsorami pod koniec września. Zaś w razie startu Hillary w 2016 roku, Clinton Foundation będzie doskonałą platformą promocyjną.

Clintonowie stają się kolejną polityczną dynastią w amerykańskiej polityce. Nawet jeśli Hillary nie zdecyduje się na start w wyścigu prezydenckim, medialne spekulacje co najmniej do 2015 roku będą utrzymywać Clintonów na fali. Jak w przypadku Kennedych, od kolejnych członków rodziny oczekuje się przynajmniej aktywności społecznej. Jak w przypadku Bushów, losy poszczególnych osób splatają się w niezwykle ciekawy sposób.

Ocena szans Hillary Clinton na prezydenturę to materiał na oddzielny felieton, warto jednak zacząć szacunki od statystyk dotyczących dotychczasowych prezydentów.

Jak podaje Politico, każde amerykańskie pokolenie wydaje średnio trzech prezydentów. „Najwspanialsze pokolenie” (Greatest Generation), czyli pokolenie II wojny światowej, było wyjątkowo płodne, bo dostarczyło państwu aż siedmiu przywódców: od Johna F. Kennedy’ego po George’a Busha seniora. Powojenne, baby-boomer generation, wydało do tej pory trzech: Billa Clintona, George’a W. Busha i – jeśli wydatnie rozszerzymy definicję – Baracka Obamę (rocznik 1961). Do tego mamy statystyki dotyczące lat spędzonych przez poszczególne pokolenia w Białym Domu. The Greatest Generation – 32 lata. W styczniu 2017 roku, kiedy Gabinet Owalny opuści Barack Obama, baby-boomersi rządzić razem będą 24 lata (co już wykracza poza średnią dziewiętnastu lat przypadającą na jedno pokolenie). Pytanie, czy w czasie danym przez wyborców powojennemu pokoleniu zmieści się jeszcze Hillary Clinton?

Kampania z 2008 roku pokazała, że Amerykanie oczekują nowości. Po prezydenturze Baracka Obamy naznaczonej konfliktami między republikańską większością w Izbie Reprezentantów, a demokratycznym Senatem i Białym Domem, wyborcy mogą jeszcze bardziej potrzebować zmian. Możemy się więc spodziewać zmiany pokoleniowej. U Republikanów już brylują Marco Rubio (lat 42), Paul Ryan (43) i Bobby Jindal (42), Demokraci muszą więc rozsądnie dobrać swojego kandydata w 2016 roku, jeśli nie chcą przegrać przez czynnik mało polityczny, czyli różnicę wieku.

Źródło politycznej aktywności pokolenia baby-boomers w Stanach, do którego należy także Hillary Clinton, zdaje się niewyczerpane. Gdy kształtowały się poglądy dzisiejszych 60-latków, historię do wrzenia doprowadzały uliczne protesty, walka o równość rasową, rewolucja seksualna, wojna w Wietnamie i przemoc, której apogeum była seria politycznych morderstw, m.in. Medgara Eversa, Martina Luthera Kinga jr. oraz Johna i Roberta Kennedych. Niezależnie od ich oceny, wobec takich wydarzeń nie można było wówczas przejść obojętnie. Czy w dzisiejszej kulturze krótkiej pamięci tamte wartości są materiałem na strategię wyborczą? Barack Obama często nawiązuje do wydarzeń z lat 60. – w przemówieniu inauguracyjnym wspomniał o wydarzeniach w Stonewall Inn i marszu z Selma-Montgomery, dużym wydarzeniem miała być też niedawna rocznica marszu na Waszyngton. Te obrazki dobrze współgrają z wizerunkiem Obamy jako pierwszego czarnoskórego prezydenta i rzecznika praw LGBT, jednak to nie te wydarzenia były dla niego formatywne.

Wiele mówi się w amerykańskiej polityce o kształtujących polityczną tożsamość latach prezydentury Ronalda Reagana – ważnych szczególnie dla młodszych polityków po stronie republikańskiej. Może już wkrótce nadejdzie czas na liderów ukształtowanych nie tylko przez lata 80. i 90., ale i wydarzenia z 11 września, wojnę z terroryzmem i prezydenturę Busha juniora? Póki co, wobec odległych jeszcze wyborów 2016 roku i braku kandydatów, pozostają spekulacje na temat dwóch pań, które lata spędzone przez Billa Clintona w Białym Domu z pewnością uznają za decydujące.