Marta Bucholc

Myślenie jako prawidłowość i porządek

Pawel Majewski_Pismo, tekst, literaturaTytuł, jaki wybrał Paweł Majewski dla swojej ostatniej książki, obejmuje dokładnie połowę jej treści. Istotnie, jest to książka o piśmie, ale pismu temu zawsze towarzyszy mowa. Mamy w istocie okazję wrócić do czasów, gdy rozróżnienie na mowę i pismo z wolna zaczyna nabierać sensu, jaki ma dla nas dzisiaj. Studia o starożytnych Grekach, obejmujące swoim zakresem okres od presokratyków po hellenizm, dały Autorowi okazję do zabrania głosu w dyskusji – jak mogłoby się wydawać – najbardziej współczesnej z możliwych, a dotyczącej mediów, mediatyzacji i losów słowa tkwiącego pomiędzy mową a pismem.

Pisemność hegemoniczna

Za najcenniejsze w tej niebywale erudycyjnej i – co recenzencka uczciwość nakazuje przyznać otwarcie – momentami niezwykle opornej wobec czytelniczych zapędów pracy mam właśnie odświeżenie pamięci o napięciu między mową a pismem, które w naszej kulturze na pozór zupełnie zanikło. Na pozór – bowiem słowo pisane i mówione różnią się od siebie zasadniczo nie z uwagi na ilościową ich proporcję w świecie społecznym, lecz dlatego, że stają się częścią odmiennych praktyk. Dzieje się tak – o czym warto pamiętać – nie tylko na mocy przygodnych, kulturowych konwencji, jakie każą w danym czasie i miejscu wiązać mowę z jednymi, pismo zaś z innymi formami ludzkiego doświadczania świata, działania i ekspresji. Tak mowa, jak i pismo posiadają pewien zestaw właściwości, które wyznaczają warunki brzegowe ich włączania w nasze życie. Jeśli potraktować jedną i drugie jako technologie przekazu (niech darowane mi będzie to uproszczenie), to technologie te mają właściwe sobie obszary zastosowania – pewien margines elastyczności, który pozwala im adaptować się do nowych uwarunkowań, ale i zestaw ograniczeń, poza które po prostu nie da się wykroczyć.

Wiedza podręczna każdego antropologa obejmuje kilka teorii oralności i piśmienności, do których odwołuje się także Majewski, zgodnie z klasycznymi wzorcami łącząc formę przekazu z rodzajem pracy pamięci niezbędnej dla jego funkcjonowania w społeczeństwie. Każdy student nauk społecznych usłyszał w toku swojej edukacji kilka prawd fundamentalnych w rodzaju: pismo pozwala utrwalać dłuższe, bardziej skomplikowane wypowiedzi, przekazywać je wierniej i mniej polegać na pamięci poszczególnych jednostek (bardziej zaś, mógłby dodać student złośliwy i biegły w historii najnowszej, na sumienności bibliotekarzy i archiwistów). Mowa narzuca pamięci surowy reżim, które pismo znosi: oto zdroworozsądkowy punkt widzenia, solidnie podbudowany naukowo. Każdy, kto ujrzawszy po raz pierwszy dowolne wydanie „Iliady”, dowiedział się następnie, że pierwotnie treść owego utworu przekazywano ustnie, zadumał się zapewne nad tym, jak dalece nasze wyobrażenia o granicach pamięci ludzkiej ukształtowane są przez rzeczywistość, która nie zgłasza wobec owej pamięci przesadnie wygórowanych roszczeń. Czym różnię się od Greka, który potrafił godzinami recytować opis perypetii Achillesa, Agamemnona i Odyseusza? Czym świat, w którym żyję, zdominowany pseudomową utrwaloną w celu potencjalnie nieograniczonego i niezmiennego odtwarzania (martwą?) różni się od świata, którym rządziła mowa żywa?

Pismo na Zachodzie

Paweł Majewski pomaga nam szukać odpowiedzi na te pytania. Bieg jego rozważań wyznaczają trzy główne tezy. Po pierwsze zatem: „[C]ała historia Zachodu rozegra[ła] się” – jak utrzymuje Autor – „pod znakiem (…) rozłamu między przekazem komunikacyjnym a doświadczeniem egzystencjalnym”. Przejście „od doświadczenia przekazu do przekazu doświadczenia” dokonuje się kosztem potęgowania napięcia, które coraz wyraźniej odczuwalne było nie tylko dla starożytnych, lecz i dla ich dziedziców. To napięcie rzadko kojarzymy z innymi zagadnieniami, nierównie częściej uznawanymi za fundamentalne dla naszej kultury, które zwykliśmy sygnalizować za pomocą haseł takich jak „autentyczność” czy „wspólnota”. Schodząc na poziom praktyk komunikacyjnych i badając genealogię naszej piśmienności, przekonujemy się, że początki niektórych przynajmniej subtelnych zagadek filozoficznych, dręczących Zachód, mogą być całkiem przyziemne.

Druga teza autora głosi, co następuje: „[C]ałą klasyczną i późniejszą retorykę i stylistykę można potraktować jako nieustającą próbę odpowiedzi na pytanie, «jak mówić w obecności pisma?»”. Trudno odmówić celności temu uderzającemu sformułowaniu, a trafność jego nie ogranicza się bynajmniej do retoryki i stylistyki. Każdy, kto wskutek nagłego kryzysu wsparcia IT stanął wobec konieczności wygłoszenia referatu lub przeprowadzenia prezentacji bez podpory w postaci pieczołowicie wycyzelowanego power pointa, miał okazję przekonać się, że mówienie w obecności pisma i pod jego nieobecność to zupełnie inne praktyki społeczne. Z pustego „pałacu pamięci” i Salomon nie naleje. Rzecz jednak nie tylko w tym, że szlachetne zdobycze mnemotechniki starożytnej i średniowiecznej zaprzepaściliśmy wskutek rozpowszechnienia nierównie mniej szlachetnego obyczaju odczytywania tekstu z zewnętrznego nośnika. Rzecz w tym, że doświadczenie człowieka współczesnego pozbawionego tekstowej, pisemnej protezy dowodzą, iż ekspansja pisma rzeczywiście zagraża słowu mówionemu. Znane obawy Platona i (mniej znane) Alkidamasa odnośnie słowa pisanego wypada więc uznać za w pełni zasadne.

Obawy te i ich dalszą ewolucję w koncepcje coraz wyraźniej kapitulujące wobec pisma sytuuje Majewski w szerszym kontekście, formułując na ostatnich niemal stronach tezę trzecią: „Próbowałem udowodnić, że właśnie w epoce hellenistycznej doszło w kulturze Zachodu do pierwszego radykalnego rozłamu między słowem i rzeczą, myślą i światem, językiem i rzeczywistością”. Od presokratyków poprzez filozofię okresu klasycznego postępować miało owo rozdarcie, które ze sfery przeczuć przeszło w sferę faktów kultury pod koniec IV wieku. Autor zastrzega wprawdzie, że nie był to ani jedyny, ani pierwszy, ani absolutnie decydujący przełom, który doprowadził do rozczłonkowania naszego świata i rozdzielenia doświadczania go od przekazu owego doświadczania. Nie sposób jednak przeczyć, że miał on nader doniosłe skutki, które dotkliwie odczuwamy po dziś dzień.

Kosmiczna jedność literatury?

Norbert Elias, którego Majewski przywołuje w zakończeniu, napisał w czasach studenckich mało znany i bardzo młodzieńczy tekst na temat greckiej paidei. Padają w nim słowa następujące:

„Wszystkie konstrukcje i wykładnie greckiej spuścizny w najlepszym razie psują głębsze poczucie greckiej postawy, ponieważ nie zauważają następującego zagadnienia: Hellen nigdy nie postrzegał siebie samego jako całkowicie i zupełnie odosobnionego, ostro odrębnego od innych przez swoją świadomość, lecz w owej świadomości czuł się – pomimo wszystkich różnic i przeciwieństw – jednością z innym i odczuwał świat jako jedność, ujętą w jeden wieczny porządek wszechrzeczy. Człowiekowi żyjącemu z taką myślą o kosmosie obca była więc także kwestia, którą zadręczają się czasy późniejsze: tutaj samotne Ja, tam obca wszechrzecz. Noein, phronein, myślenie w ogóle nie było dla Greków – jak się to dziś często wydaje – subiektywną zdolnością jednostki, lecz prawidłowością i porządkiem [1]”.

Paweł Majewski niczego nie psuje: pokazuje pewien istotny fragment procesu wyobcowywania się człowieka z wszechrzeczy i rozpadu kosmosu, jako kategorii filozoficznej i jako podstawy egzystencjalnej pewności.

Lektura książki Pawła Majewskiego pozostawia czytelnika z pytaniem, ile pocieszenia może przynieść literatura człowiekowi oderwanemu od bezpośredniości mowy, skazanemu na życie w świecie zapośredniczonym przez pismo i uformowanym jako tekst. To pytanie, na które odpowiadano już skądinąd tysiące razy, Autor – rozsądnie – odłożył na stronę (a być może na później?). Tytułowa „literatura” to raczej wskazanie kierunku dalszych poszukiwań, punkt dojścia refleksji nad pismem i tekstem, który pozostawia wrażenie lekkiego niespełnienia. Trudno się jednak dziwić, skoro celem Autora było właśnie opisać moment, w którym literatura się rodzi, nie zaś ten, w którym jej potęga uwidacznia się w całej pełni. A to przecież nowy początek zupełnie nowego sposobu radzenia sobie z deficytami kosmicznego ładu. W świecie literackim można się wszak zagnieździć, zamieszkać, zadomowić: w słowach zapisanych, w tekstach cudzych, lecz zarazem autentycznie własnych. „Dynamika mowy i pisma, pisma i tekstu, (…) ulegać będzie (…) jeszcze wielu przemianom, których badanie wypełni może w XXI wieku wiele pracowitych ludzkich żywotów”. Oby pilni owi badacze nie zapomnieli, że gdzie występuje dynamika, tam istnieje i napięcie, a być może dysharmonia i konflikt, także ten, jaki napędza konkurencję słów i rzeczy, która zdominowała naszą współczesną kulturę.

Przypisy:

[1] Norbert Elias, „O widzeniu w naturze”, przeł. Marta Bucholc, „Stan Rzeczy” 1(3)/2012, s. 13-14.

Książka:

Paweł  Majewski, „Pismo, tekst, literatura. Praktyki piśmienne starożytnych Greków i matryca pamięci kulturowej Europejczyków”, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2013.

* Marta Bucholc, doktor socjologii, członek redakcji „Kultury Liberalnej”.

„Kultura Liberalna” nr 249 (41/2013) z 15 października 2013 r.