Tomasz Pindel
Kadry, dymki, rysunki
„Po co mam czytać tych Hugo-Baderów i Tochmanów, skoro mam coś takiego?” – oświadczył pewien mój znajomy po zakończeniu „Fotografa” i choć oczywiście było w tym oświadczeniu sporo retorycznej przesady, to tak naprawdę oddaje ono w grubym zarysie uczucia towarzyszące lekturze albumu: to jest po prostu genialnie wymyślony i genialnie wykonany reportaż.
Tytułowy fotograf to Didier Lefèvre, który w 1986 r. wybrał się wraz z grupą Lekarzy bez Granic do Afganistanu – jak pamiętamy, ogarniętego wojną – by udokumentować pracę wolontariuszy tej instytucji, docierających z misją humanitarną do niezwykle trudno dostępnych ludzkich osad. Lefèvre wkracza nagle w świat ludzi, którzy mogliby prowadzić spokojną praktykę medyczną w doskonale zaopatrzonych klinikach Francji, a tymczasem wolą zapuszczać się na niebezpieczne pustkowia i nieść pomoc ludziom żyjącym z dala od cywilizacji, oczywiście w warunkach polowych, i z ciągłym poczuciem zagrożenie wojną. Fotograf przylatuje zatem do Afganistanu, bierze udział w pracach przygotowawczych, poznaje swoich towarzyszy wyprawy, a potem ruszają w drogę. Ekspedycja pozwala nie tylko oglądać przy pracy owych lekarzy z misją, ale stanowi także doskonałą okazję do pokazania, jak żyją zwykli ludzie: a wiadomo, że przyglądając się wizytom medycznym, Lefèvre otrzymuje dostęp do lokalnych społeczności „od kuchni”. Ogląda dzielnych wojowników – ale rannych, posykujących z bólu przy zabiegach; widzi matki i ojców troszczących się o dzieci; ogląda ich wszystkich w sytuacjach intymnych, kiedy opadają maski i pozy. No a wszystko to dzieje się przecież z wojną w tle, i wojna ta także okazuje się nieco inne niż stereotypowe wyobrażenia: życiowy pragmatyzm wymaga czasem zawieszenia linii podziałów i ci sami, którzy do siebie strzelają, czasem potrafią się dogadać w jakichś konkretnych sprawach pierwszej potrzeby. Wszystko to ławo mogłoby osunąć się w truizm bądź ckliwość, ale tak się nie dzieje, zapewne z dwóch przyczyn: po pierwsze, przyglądający się wszystkiemu z ciekawością nowicjusza fotograf rzeczywiście zachowuje się jak aparat rejestrujący fakty, bez podmalowywania ich emocją; po drugie – zupełnie niesamowita jest tu forma.
Album bowiem ma charakter kolażowy: wykonanym przez Guiberta rysunkom – które kojarzą się, przez swoją prostotę, z kreską „tintinowską” (wyjąwszy twarze, rzecz jasna) – towarzyszą zdjęcia Lefèvre’a, i to nie tylko pojedyncze fotografie, ale przede wszystkim całe ciągi kadrów: serie komiksowych rysunków przechodzą płynnie w paski z odbitkami, ukazujące, ujęcie po ujęciu, niektóre sceny. Tak, na przykład, śledzimy zabiegi wykonywane przez lekarzy, widzimy kolejne sekwencje pokazujące zachowanie pacjentów: grymas bólu, zastrzyk, znieczulenie zaczyna działać, nieprzytomne spojrzenie, zwiotczenie ciała, pierwsze cięcie… Nagłe przeskoki z rzeczywistości narysowanej do precyzyjnej fotografii za każdym razem oddziałują z dużą siłą i pozwalają dokładnie zobaczyć, co się dzieje, ale bez tej przesadnej dosłowności, jaką niesie kamera filmowa. Ta technika łączenia rysunku z fotografią, którą przy pobieżnym kartkowaniu tomu można by wziąć za chwyt efekciarski, okazuje się idealną formą narracji, doskonale dopasowaną do tematu tej historii.
Tak więc Hugo-Badera i Tochmana można czytać dalej, ale dzieło Lefèvre’a i Guiberta to naprawdę nowa jakość – i w sztuce komiksowej, i w reportażu. Ucieszyłbym się, gdyby „Fotograf” nie okazał się pojedynczym przebłyskiem, ale pociągnął za sobą więcej publikacji tego typu.
Komiks:
„Fotograf”, Didier Lefèvre (scenariusz, zdjęcia), Emmanuel Guibert (scenariusz, rysunki), Wydawnictwo Komiksowe, Warszawa 2013.
* Tomasz Pindel, pracownik Instytutu Książki i były wykładowca Katedry Ameryki Łacińskiej UJ, tłumacz literatury hiszpańskojęzycznej, ze szczególnym wskazaniem na latynoską. Publicysta, współautor audycji „Piątka z literatury” (RMF Classic) i bloga poczytane.blog.onet.pl, autor jednej powieści i jednej książki literaturoznawczej.
„Kultura Liberalna” nr 251 (43/2013) z 29 października 2013 r.