Z rozpoczęcia pozytywnego trendu cieszy się europejska prasa. „The Irish Times” nazywa dzień zakończenia pomocy „dniem niepodległości” i zapewnia, że polityka oszczędności nie zostanie poluzowana. „Mimo zakończenia europejskiego programu pomocowego Irlandia nadal będzie pod stałym nadzorem i będzie musiała się dostosować do surowych zasad nowego dwupaku strefy euro” – deklaruje gazeta. Z kolei hiszpański dziennik gospodarczy „Cinco Días” widzi nadzieję w rozpoczęciu ożywionej akcji kredytowej, która wydaje się naturalną konsekwencją zakończenia dofinansowywania banków – „Jednak plan ratunkowy będzie można uznać za wzorowy, tylko jeżeli potwierdzi się, że przyczynił się on do wzrostu liczby kredytów po trzech latach ujemnego wzrostu PKB”. Gorzkie gratulacje płyną do wspomnianych dwu państw z Portugalii. Ekonomiczny „Jornal de Negócios” ze smutkiem zauważył, że „Irlandia i Portugalia nie jadą już na tym samym wózku”. Pomoc zagraniczna dla systemu finansowego tego kraju nie zakończy się wcześniej niż w czerwcu przyszłego roku, ponieważ polityka oszczędności nie przynosi oczekiwanych rezultatów, mimo wprowadzenia reform wzorowanych na tych przeprowadzonych wcześniej w Irlandii.

Wydawany w Mediolanie ekonomiczny dziennik „Il Sole 24 Ore” sugeruje z kolei, że największym beneficjentem irlandzkiego sukcesu jest niemiecka kanclerz, która udowodniła, że, nadając Europie zdecydowany ton oszczędności, jest w stanie doprowadzić do zakończenia groźnego kryzysu finansowego państw UE, a przynajmniej jednego z nich.

Tematem, który zdominował amerykańskie media w miniony weekend, było życzenie chorego na białaczkę pięcioletniego chłopca o imieniu Miles, który chciał zostać Batmanem. Potęga Twittera sprawiła, że hashtag #SFBatkid zmobilizował tysiące ludzi do pomocy w realizacji przedsięwzięcia. Dzięki temu San Francisco opanowali przestępcy, a superbohater został wezwany na pomoc. Kciuki trzymał nawet sam prezydent Obama. Ostatecznie historia skończyła się dobrze.

Do paneuropejskich wyborów parlamentarnych pozostało pół roku i wszystko wskazuje na to, że będą to miesiące coraz większego strachu środowisk liberalno-demokratycznych. Po raz pierwszy nad Europą zawisła groźba utworzenia w nowej kadencji silnego bloku ugrupowań antysystemowych, jawnie głoszących poglądy nacjonalistyczne. Ta obawa podsycana jest przez gesty przywódców tychże partii, takie jak wizyta Marine Le Pen, szefowej francuskiego Frontu Narodowego, u Geerta Wildersa, lidera holenderskiej skrajnej prawicy. Spotkanie miało na celu utworzenie sojuszu przed przyszłorocznymi wyborami. Niderlandzki „De Volkskrant” żałuje, że największe ugrupowania tego kraju nie są w stanie przeciwstawić się fali populizmu – „Najwyższy czas, aby wyjść naprzeciw wyzwaniu i przedstawić przekonujących kandydatów i odpowiedni dyskurs, jak to zrobił Wilders”. Okazuje się bowiem, że na listach wyborczych głównych partii holenderskich znajdą się działacze, dla których parlament będzie raczej zasłużoną emeryturą niż areną walki politycznej. Zresztą taką praktykę stosuje wiele ugrupowań w Europie, co chcą wykorzystać nacjonaliści. Spotkanie polityków zauważył również francuski „Le Monde”, który trzeźwo zauważa, że do powołania frakcji jeszcze daleko – można ją utworzyć, „jeżeli ma się 25 europosłów wywodzących się z przynajmniej siedmiu krajów Unii Europejskiej. Jak na razie, mogą liczyć na partie należące do Europejskiego Sojuszu Wolności, którego członkami są: Marine Le Pen, austriacki FPÖ, Belgowie z Vlaams Belang i Szwedzcy Demokraci”.

Na koniec dobra informacja dla często podróżujących. Wszystko wskazuje na to, że z czasem zmieni się praktyka dotycząca zakazu używania telefonów w samolotach. O pozwoleniu na używanie komórek w czasie startu i lądowania poinformowało „USA TODAY”. Zgoda nie obejmuje wszystkich maszyn, każda linia lotnicza będzie musiała więc starać się o nią indywidualnie.