Wielkie, rozdziawione twarze uczestników programu oraz ich niezbyt inteligentne spojrzenia zwróciły uwagę warszawiaków. No i wszystko potoczyło się zgodnie ze znanym scenariuszem: powstała strona na Facebooku, którą zgromadziła rzeszę zwolenników usunięcia tandetnej szmaty ze Smyka. Jej rosnąca popularność przykuła uwagę ratusza i wywołała reakcję władz. Sam generalny konserwator zabytków, Piotr Żuchowski zmienił zdanie w obliczu rosnącego sprzeciwu wobec niefortunnejj płachty, stwierdzając, że cały gmach „Smyka” (a nie tylko jego oryginalna konstrukcja wewnętrzna) stanowi zabytek i jego fasada nie może być zasłaniana. Reklamę zdjęto i wszyscy odetchnęli.
Na tym jednak historia się nie kończy – inna firma, tym razem turystyczna, wywiesiła teraz swoją płachtę, żeby jeszcze na te kilka tygodni przed ostatecznym zakazem wieszania reklam promować swoje usługi. Trudno powiedzieć, czy nie wywoła to odwrotnego skutku, zniechęcają do firmy klientów, ale te kwestie pozostawmy na boku. Za chwilę Smyk odsłoni nam z powrotem swoją piękną (czy aby jednak na pewno w tym momencie piękną?) fasadę i będziemy mogli się jej wszyscy przyjrzeć. Oczywiście, tylko jeśli nie pokryła się dostatecznie kurzem.
Gmach Centralnego Domu Towarowego (w skrócie: „CeDeTem”) otwarto w roku 1951. Była to w owym czasie perła powojennego modernizmu zachodniego, która pojawiła się w samym centrum zrujnowanej i podnoszącej się ze zgliszczy Warszawy już w czasie funkcjonowania doktryny socrealizm w architekturze. Projekt Zbigniewa Ihnatowicza (współautora koncepcji Ośrodka Sportowego „Warszawianka” w latach 1956 – 1962) oraz Jerzego Romanowskiego stanowił sól w oku ówczesnych władz, odznaczając się przy tym nadzwyczajnym pięknem oraz nowoczesnością (warto wspomnieć o ruchomych schodach, które w tamtym czasie stanowiły nie lada atrakcję dla warszawiaków). Nawet dziś, gdy patrzy się na stare zdjęcia dawnego CeDeTu, zdumiewa on świeżością i w zasadzie nie dziwią głosy nawołujące do przywrócenia jego dawnej świetności. Po pożarze z roku 1975 zarówno elewacja, jak i wnętrza zostały dość mocno zmienione. Sam najlepiej pamiętam jego wnętrza z okresu, kiedy był zwyczajnym domem z zabawkami (kilkupiętrowym, co dla dziecka stanowiło wielopiętrową radość).
Jakiś czas temu wstąpiłem do „Smyka”, żeby odwiedzić dawne rejony, w których zdarzało mi się spędzać kiedyś wiele czasu. Minąwszy niezmienione od tamtych czasów wnętrze sklepu „Rema 1000” (do dziś nie zapomnę tego pachnącego pieczywa, które się tam zdobywało), wkroczyłem do jakże znajomych wnętrz, które jednak okazały się być również tyle niezmienione, co bardzo silnie nadgryzione zębem czasu. Niskie piętra sprawiały wrażenie klaustrofobiczne, ruchome schody działały chyba tylko na jednym piętrze. Wyszedłem ze „Smyka” przerażony, jak niewiele budynek ten miał w sobie z radości, którą odczuwałem w nim, jako dziecko. Razem ze swoją zakurzoną elewacją sprawiał wrażenie architektonicznego zombie.
Dziś, gdy głośno sprzeciwiamy się – i słusznie –reklamom wiszącym na gmachu „Smyka”, musimy zadać sobie pytanie: co chcielibyśmy na ich miejscu zobaczyć. Bo jeśli po prostu odsłonimy ten gmach, to ujrzymy widok niewiele lepszy – zaniedbaną, pokrytą kurzem elewację, która prosi się o odświeżenie (albo o remont). Jakie są jednak plany przebudowy budynku? To osobna historia, bo inwestor, który planuje wyłożyć pieniądze na „odzyskanie” dla nas dawnego wyglądu „Smyka”, planuje również „odzyskać” dla siebie fragment działki przy Kruczej, gdzie chciałby wznieść kolejny biurowiec. Zaznaczenie, chociażby na tym odcinku, dawnego przebiegu ulicy Brackiej, silnie zaburzonego przez biurowiec VitkAc, wydaje się być czymś pozytywnym, tym bardziej, że dzięki niemu zniknie również kolejny parking miejski. Należy jednak pamiętać, że to kolejny przejaw dogęszczania przestrzeni miejskiej, a w tym wypadku jest to dogęszczanie architekturą niezbyt urodziwą. Tym bardziej, że narusza ona oryginalną przybudówkę „Smyka”. To jest on zatem zabytkowy, czy nie? Pamiętajmy również, że podobnych budynków, będących w gruncie rzeczy zaniedbanymi pustostanami, jest w Warszawie jeszcze kilka – jak choćby stara kamienica na rogu al. Solidarności oraz Żelaznej, która już od tylu lat służy za stojak na reklam. Już chyba wszyscy zapomnieli, że była kiedyś domem mieszkalnym, a nie słupem reklamowym.
Niezależnie od tego, czy nam się projekt przebudowy podoba czy nie, wydaje się on być lepszym rozwiązaniem, niż obecna sytuacja, w której mamy alternatywę rodem jak z horroru – albo przerażające plastikowe straszydło, albo prawdziwe zombie architektoniczne.
PS W nowym „Smyku” przydałby się powrót do kawiarni na dachu. To wciąż niewyeksploatowany potencjał, jeśli idzie o warszawską gastronomię. Polecam pod rozwagę!
Zdjęcie 1 – źródło:
Zdjęcie 2 – źródło:
http://czarnota.org/gallery/albums/warszawa/zmiany/___Srodmiescie/Smyk/001_-_Warszawa_-_Al_Jerozolimskie_-_DH_Smyk_-_autor_zdjecia_nieznany_-_zrodlo_internet.jpg