Szanowni Państwo,
zbliżają się święta. Mikołajki tuż, tuż. „Merry Christmas” płynie radośnie z radia i kołchoźników w galeriach handlowych. Widmo konsumeryzmu krąży po Europie. Nietrudno wpaść w szał zakupów.
Społeczeństwo polskie, jak twierdzą autorzy najnowszej „Diagnozy społecznej”, jest pod względem potrzeb konsumpcyjnych niejednorodne. Jedni Polacy kupują na potęgę – innych nie stać na zapłatę czynszu. Od lat popularne są kredyty zaciągane na pokrycie bieżących potrzeb.
Tymczasem zakupy zakupom nierówne, a nasze zachowania w sklepach nie zawsze wynikają z przemyślanych decyzji. Właśnie dlatego działacze organizacji pozarządowych próbują uczyć społeczeństwo, jak kupować rozsądnie i ekologicznie, a także jak decyzje o wyborze towaru oddziałują na sytuację w krajach producenckich. Po tragicznych wydarzeniach w fabryce odzieży w Bangladeszu, w polskich mediach zagadnienie etycznej i społecznej odpowiedzialności biznesu (Corporate Social Responsibility, CSR) stało się modne. Nadal jednak hasła wysuwane przez orędowników CSR stanowią głos marginalny.
Od kilku lat w Polsce dostępne są tzw. produkty społecznie odpowiedzialne i ekologiczne, często opatrzone certyfikatami sprawiedliwego handlu. Znaleźć je można niemal wyłącznie w wybranych punktach sprzedaży, a nie w sklepikach osiedlowych i większości marketów. Sprzedawcy najczęściej nie słyszeli o Sprawiedliwym Handlu. Cena certyfikowanej żywności jest wyższa niż „normalnych” produktów, skutkiem czego popyt na produkty „społecznie odpowiedzialne” pozostaje w Polsce znikomy.
Sprawiedliwy Handel oznacza zasadę partnerstwa opierającą się na dialogu, przejrzystości i szacunku w handlu międzynarodowym oraz przyczyniającą się do zrównoważonego rozwoju poprzez oferowanie lepszych warunków handlowych dla zmarginalizowanych producentów i pracowników, szczególnie na globalnym Południu. Fair trade jest zarówno konceptem ekonomicznym, jak i ruchem społecznym, inicjatywą podkreślającą współzależność między producentami a konsumentami. Idea jest szczytna. Co nie znaczy, że niekontrowersyjna.
Dla osób sceptycznych wobec fair trade decyzja o zakupie produktów społecznie odpowiedzialnych to swoista moda, wyraz „konsumpcji na pokaz”. Produkty opatrzone snobistycznymi certyfikatami Sprawiedliwego Handlu stają się fetyszami kultury konsumenckiej, a idea „pomocy poprzez handel” mrzonką zideologizowanych działaczy organizacji pozarządowych. Specjaliści od analiz rynku globalnego zwracają także uwagę na niebezpieczeństwa związane z system sprawiedliwego handlu. W ramach ruchu fair trade działa wiele organizacji i systemów certyfikacyjnych, co sprawia, że system ten nie jest całkowicie transparentny. Wadą Sprawiedliwego Handlu jest także utrwalanie nieefektywnej produkcji, logiki eksportu dóbr nisko przetworzonych, nierozwijanie zmysłu przedsiębiorczości, paternalizm, traktowanie certyfikatu jako narzędzia strategii PR, dobrego rozwiązania marketingowego potrzebnego koncernom międzynarodowym do raportów CSR.
Jaką zatem rolę pełnią produkty certyfikowane na polskim rynku? Czy są społecznie rozpoznawalne? Czy rośnie na nie popyt, czy moda na nie już mija? Czemu wielkie międzynarodowe koncerny angażują się w ruch sprawiedliwego handlu? Jakie znaczenie ma ta idea dla samych producentów – mieszkańców globalnego Południa?
O ograniczeniach fair trade pisze dla nas dziś Gavin Fridell, kanadyjski badacz studiów nad rozwojem z Saint Mary’s University. Także Adam Leszczyński, autor pierwszych w polskiej prasie mainstreamowej reportaży o Sprawiedliwym Handlu, opowiada o dwuznaczności tego ruchu. Te dwa krytyczne głosy zestawione są ze stanowiskiem Borysa Bińkowskiego, przedstawiciela Koalicji Sprawiedliwego Handlu oraz Franka Oloka, koordynatora sieci Fairtrade w Malawi, skąd pochodzi m.in. kawa i herbata z certyfikatami FT. O sporze free trade versus fair trade, debacie toczonej między zwolennikami wolnego rynku i sprawiedliwego handlu, pisze też Błażej Popławski z „Kultury Liberalnej”, historyk, autor książki o sprawiedliwym handlu kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej.
W tym tygodniu będą Państwo także mogli przeczytać dalsze komentarze na temat fair trade autorstwa Jerome’a Balleta i Małgorzaty Grącik-Zajączkowski.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja
***
1. GAVIN FRIDELL: Mamy władzę jako konsumenci?
2. ADAM LESZCZYŃSKI: Diagnozowanie słabości
3. BORYS BIŃKOWSKI: Zachłysnęliśmy się konsumpcją
4. FRANK OLOK: Przede wszystkim wsparcie dla producentów
5. BŁAŻEJ POPŁAWSKI: Handel wolny czy sprawiedliwy?
Gavin Fridell
Mamy władzę jako konsumenci?
Międzynarodowy ruch mający na celu wzmocnienie pozycji konsumentów rośnie w siłę. W ciągu ostatnich dziesięcioleci otworzył się przed nami cały wachlarz możliwych wyborów rynkowych – od kupowania produktów fair trade i etycznego inwestowania, przez kampanie przeciwko wyzyskiwaniu pracowników, aż po angażowanie się w działania ograniczające emisję dwutlenku węgla. Ruch ten przysłużył się tym, którym zależy na promowaniu sprawiedliwości społecznej i ekologicznej. Nie jest on jednak pozbawiony wad.
Można to prześledzić na przykładzie tragedii, która miała miejsce wiosną tego roku w Dhace w Bangladeszu. Zawalenie się budynku fabrycznego doprowadziło do śmierci 1100 pracowników przemysłu odzieżowego. W następstwie tego wydarzenia związki zawodowe zainicjowały kampanię, w którą zaangażowały się tysiące bangladeskich pracowników. Zmusiła ona ostatecznie dziesiątki firm do podpisania ugody na rzecz poprawy standardów kontroli i bezpieczeństwa w ponad tysiącu fabryk.
Świętowanie „rewolucji”
W tym samym czasie zachodnie media, przy współudziale konsumentów, domagały się ukarania sprzedawców, jednocześnie oferując im drogę wyjścia właśnie poprzez sprawiedliwy handel. Dziennikarka Stephanie Clifford w artykule na łamach „New York Timesa” świętowała postępującą „rewolucję” w sprawiedliwym handlu ubraniami. Jednocześnie gazeta zwróciła uwagę, że rynek tekstyliów fair trade jest wciąż bardzo mały i prawdopodobnie nie obejmuje żadnych ubrań z Bangladeszu. Mimo to artykuł kończyła optymistyczna wypowiedź jednego z kupujących: „mamy władzę jako konsumenci”.
Czy takie wychwalanie władzy konsumentów jest zasadne? Nie jest to wcale takie oczywiste. Wyniki moich badań, podobnie jak wielu innych naukowców, wskazują, że całościowy wpływ sprawiedliwego handlu na życie ubogich jest raczej niewielki.
Spójrzmy choćby na rynek kawy fair trade, który mimo swojej względnej popularności obejmuje jedynie 3 proc. światowych zbiorów kawy z powodu ograniczonego rozmiaru rynku. Ponadto, cena minimalna płacona rolnikom, o wiele wyższa niż stawki obowiązujące poza fair trade, jest niezgodna z trendami na rynku kawy. W latach 1976–1989, kiedy to rządy regulowały ceny poprzez Międzynarodowe Porozumienia w sprawie Kawy (International Coffee Agreement), standardowe stawki były wyższe lub równe dzisiejszym stawkom płaconym w ramach umów o sprawiedliwym handlu. Co więcej, w przeciwieństwie do dzisiejszych stawek fair trade, obejmowały one wszystkich pracowników na plantacjach kawy.
Niejednokrotnie wyrażano również obawy na temat wpływu sprawiedliwego handlu na tych, którzy mieli okazję w nim uczestniczyć. Często cytowane badania nad handlem kawą w południowym Meksyku przeprowadzone przez Daniela Jaffe’a, opublikowane w książce „Brewing Justice: Fair Trade Coffee, Sustainability, and Survival” (Berkeley-Los Angeles 2007), wykazały, że większość dodatkowego dochodu pracowników była wydawana na dostosowanie się do stale poszerzanego wachlarza standardów narzucanych przez zachodnie organizacje.
Ze skrajnego ubóstwa do zwykłej biedy
Tego rodzaju skutki występują powszechnie w całej sieci sprawiedliwego handlu. Choć fair trade pomógł pewnym społecznościom przejść ze skrajnego ubóstwa do zwykłej biedy, to jednak pozostają one bardzo wrażliwe na kaprysy rynku, a także na zmiany systemu certyfikacji, na które nie mają wpływu.
Istotna krytyka fair trade dotyczy również roli wielkich korporacji, które zaczynają dominować na rynku sprawiedliwego handlu. Wiele firm udziela minimalnego wsparcia sprawiedliwemu handlowi w celu przykrycia swojego szerszego oddania dla polityki wolnego handlu. Korporacje takie jak Starbucks mogą zyskać pozytywną reklamę, sprzedając zaledwie 8 proc. certyfikowanych ziaren kawy, podczas gdy pozostałe 92 proc. ich kaw pochodzi od niecertyfikowanych dostawców, których pracownicy są w zdecydowanej większości nisko opłacani i niezrzeszeni w związkach zawodowych.
W tych warunkach zwykłemu konsumentowi w konsumenckiej, etycznej „rewolucji” przypada rola nikła. Może jedynie kupować i mieć nadzieję, że informacje dotyczące pochodzenia danego produktu są prawdziwe. Nie oznacza to jednak wcale, że nie powinniśmy w ogóle kupować produktów fair trade. Ja kupuję.
Niemniej jednak musimy znać granice naszych możliwości. Prawdopodobnie fair trade umożliwia nam maksimum wpływu, jaki w ogóle możemy wywierać poprzez „etyczną konsumpcję”. Zdobycie prawdziwej władzy będzie jednak możliwe tylko wtedy, kiedy przestaniemy być wyłącznie konsumentami.
* Gavin Fridell, pracownik naukowy Saint Mary’s University w Halifaksie i autor książek: „Alternative Trade: Legacies for the Future” oraz „Fair Trade Coffee: The Prospects and Pitfalls of Market-Driven Social Justice”. Specjalista w zakresie studiów nad rozwojem.
***
Adam Leszczyński
Diagnozowanie słabości
Sprawiedliwy handel to szlachetna idea, otwiera jednak liczne pola do nadużyć. Nie winię mieszkańców globalnego Południa, że chcą zarobić więcej na fair trade, bo wiem w jakich warunkach żyją. Być może na ich miejscu robiłbym to samo.
W 2006 r. napisałem dla „Przekroju” reportaż o Sprawiedliwym Handlu w Afryce. Chciałem, żeby była to opowieść o dobrym pomyśle na walkę z biedą. Wcześniej ukazała się moja książka o AIDS i często słyszałem – zwłaszcza od mieszkających w Polsce Afrykanów – że „Leszczyński pisze o Afryce same złe rzeczy”. Chciałem więc napisać reportaż o afrykańskim sukcesie.
Zawsze miałem wrażenie, że Afryka – wbrew europejskiemu stereotypowi – to kontynent ludzi, którzy ciężko pracują i podobnie jak Europejczycy (o ile nie bardziej) są nastawieni na ekonomiczny sukces. Nikt wtedy jeszcze nie pisał w Polsce o fair trade, chociaż temat stawał się modny wśród działaczy organizacji pozarządowych.
Walka z biedą czy tuczenie biurokratów?
Nawiązałem kontakt z Kuapa Kokoo w Ghanie – spółdzielnią działającą od 1993 r., renomowaną i stawianą za przykład sukcesu Sprawiedliwego Handlu. Wówczas w tej kooperatywie zrzeszonych było kilkadziesiąt tysięcy plantatorów uprawiających kakaowce, a fair trade generował około 10 proc. ogólnych zysków spółdzielni (obecnie liczba członków Kuapa Kokoo podwoiła się, a odsetek zysków ze sprzedaży produktów fair trade wzrósł do blisko 50 proc. całości przychodów kooperatywy). Reportaż, który wówczas przygotowałem, nie był historią idei fair trade. Okazał się diagnozą słabości wspólnych – jak sądzę – wszystkim przedsięwzięciom związanym z ruchem sprawiedliwego handlu.
Nie przekonuje mnie do nich przede wszystkim instytucjonalno-biurokratyczne zaplecze ruchu, zwłaszcza wysokość i formuła płacenia premii fair trade. Uważam, że instytucjonalizacja sprawiedliwego handlu doprowadziła zbyt wielkim kosztem do stworzenia ogromnej aparatury biurokratycznej. Jedynie niewielka część dodatkowych zysków ze sprzedaży kawy czy kakao fair trade trafia bezpośrednio do kieszeni farmerów. Większość przeznaczana jest na działalność instytucji odpowiadającej za nadzór i certyfikację produktów.
Owszem, plantatorzy korzystający z sieci fair trade zarabiają relatywnie więcej od farmerów funkcjonujących poza tym systemem. Ale ja, jako klient w Europie, płacąc za produkty fair trade o wiele wyższą cenę niż za produkty bez certyfikatu, nie mam realnej szansy dowiedzieć się, jaka część tej kwoty trafia do kieszeni producentów. A chciałbym. Ostatecznie przecież płacę więcej – nie dlatego, że produkt jest lepszy, tylko dlatego, że chcę wesprzeć biednego farmera.
Rodzinność, etniczność, fałszerstwo
Mam wrażenie – wbrew opiniom działaczy ruchu sprawiedliwego handlu – że fair trade tworzy system niesłychanie nieprzejrzysty. Procedury certyfikowania są nieczytelne, a przekaz informacyjny o podziale zysków nie przekonuje mnie jako konsumenta.
Wadą systemu fair trade jest również wątpliwa skuteczność procedur certyfikacyjnych oraz mechanizmów kontroli, a także nieczytelność schematu dystrybucji zysków na globalnym Południu.
W spółdzielni, którą odwiedziłem w Ghanie, pieniądze nie trafiały bezpośrednio do farmerów, lecz były wydatkowane zgodnie z decyzjami rady kierującej kooperatywą. Kuapa Kokoo za nadwyżki ze sprzedaży wybudowała np. bardzo piękną szkołę położoną w wiosce, z której pochodził prezes kooperatywy. Być może szkoła była tej właśnie wiosce potrzebna, ale tego rodzaju rodzinne i etniczne zbiegi okoliczności nie budzą najlepszych skojarzeń.
W prasie zachodniej pojawiają się także doniesienia o przypadkach fałszowania produktów fair trade. Proceder ten zachodzi najczęściej na etapie handlu kontrolowanym przez producentów i pośredników na globalnym Południu. Zdaję sobie sprawę, że zarówno ograniczenia logistyczne, jak i koszty kontroli uniemożliwiają nadzór nad całością systemu fair trade. Dla nieuczciwego producenta potencjalne korzyści z ewentualnego oszustwa są jednak bardzo wysokie, a ryzyko związane z wykryciem nadużyć – minimalne.
Sprawiedliwy handel stał się zatem modną i szlachetną ideą, której wcielanie w życie otwiera liczne pola do nadużyć. Nie winię mieszkańców globalnego Południa, że chcą zarobić więcej na fair trade, bo wiem w jakich warunkach żyją. Być może na ich miejscu robiłbym to samo. Nie zmienia to faktu, że lepiej wspierać lokalne organizacje działające w Azji, Afryce czy Ameryce Południowej – nawet przelanie pieniędzy bezpośrednio na ich konto wydaje mi się bardziej efektywną i wiarygodną metodą pomocy niż kupowanie produktów fair trade.
Błędy europocentryzmu
Warto także zwrócić uwagę, że fair trade odtwarza postkolonialną logikę handlową – eksportu niskoprzetworzonych surowców, marginalizowania przemysłu i sektora przetwórczego, niepobudzania zmysłu przedsiębiorczości. Dając Afrykanom wyższy dochód niż wynikałoby to z ich realnej produktywności ekonomicznej, motywujemy ich, by dłużej pracowali w sektorach, które są nierozwojowe i niskowydajne. Działania te cechuje paternalizm i de facto prowadzone są wbrew interesowi producentów. Rozwój gospodarczy powinien zakładać, że ludzie przenoszą się z zajęć o niskiej wartości dodanej do zajęć o wyższej wartości dodanej. Od dotowania fair trade ważniejsze jest zwiększenie inwestycji w edukację i pobudzanie innych sektorów gospodarki. Fair trade jedynie pozornie upodmiotawia plantatorów, kreując w rzeczywiści relacje dalekie od partnerskich.
Sprawiedliwy handel – jeśli stanie się powszechnie rozpoznawalną marką – może zostać wchłonięty przez wielkie korporacje. Znaki fair trade już stały się narzędziem marketingowego PR. Zakładam, że jest to także na rękę instytucjom certyfikującym, które zarabiają na kooperacji z koncernami międzynarodowymi.
Ma to jednak swoją pozytywną stronę – wielkie firmy musiały wreszcie zauważyć, że ich działalność ma skutki społeczne i etyczne. I na tym chyba polega główna rola fair trade. Nie jest to narzędzie ekonomiczne, lecz rodzaj kampanii uświadamiającej mieszkańcom globalnej Północy problemy Południa.
* Adam Leszczyński, publicysta „Gazety Wyborczej”, adiunkt w Instytucie Studiów Politycznych PAN, autor reportaży o fair trade w Afryce Zachodniej
***
Borys BińkowskiZachłysnęliśmy się konsumpcją. Fair trade w Polsce
Zasięg idei sprawiedliwego handlu w Polsce jest odzwierciedleniem kondycji społeczeństwa obywatelskiego. Nie ma w tym nic dziwnego, bo wybieranie produktów „etycznych” jest czymś więcej niż modą czy przywiązaniem do marki. To zmieniająca nasz styl życia postawa, którą przenosimy na nasze rodziny i znajomych.
Fair trade po polsku
Fair trade jest w Polsce słabo znany. Co prawda, nie ukazały się dotąd wiarygodne badania na temat rozpoznawalności ruchu, jednak szacować można, że waha się ona na poziomie 5–10 proc. Wiele osób pytanych o znaczenie pojęcia fair trade automatycznie tłumaczy je sobie na język polski i rozumie w różny sposób. Problemy budzi też złożoność ruchu sprawiedliwego handlu, na który składają się wolontariackie akcje konsumentów i aktywistów, inicjatywy certyfikujące i oczywiście działania producentów kawy, herbaty, kakao oraz wielu innych, nie tylko spożywczych produktów.
Grono osób działających na rzecz rozwoju sprawiedliwego handlu w Polsce również jest niewielkie. Najdłużej funkcjonująca organizacja promująca fair trade to Polskie Stowarzyszenie Sprawiedliwego Handlu, które nie tylko stara się rozpowszechniać ideę, lecz także angażuje się w sprzedaż artykułów tego rodzaju. Przedstawiciele Stowarzyszenia uznają, że popularyzacja założeń sprawiedliwego handlu bez zwiększania szans na dostęp do produktów nie przyniesie pożądanych efektów.
Drugą ważną polską inicjatywą jest Fundacja „Koalicja Sprawiedliwego Handlu”, która w 2013 r. uzyskała osobowość prawną, choć funkcjonowała już od kilku lat, powoli rozszerzając swoją działalność. Koalicja obecnie skupia cztery małe firmy oraz pięć organizacji pozarządowych, wśród nich Polską Akcję Humanitarną i Polską Zieloną Sieć.
Wszystkie te firmy i organizacje zrealizowały szereg projektów popularyzujących ideę fair trade. Dużym problemem dla ruchu jest jednak brak ciągłości, stanowiący pokłosie charakteru działania organizacji pozarządowych – uzależnionych od zdobywania funduszy, grantów i rozliczania swoich projektów w określonych terminach. Dlatego też znakomicie zapowiadające się inicjatywy często nie są kontynuowane.
Na zupełnie innych zasadach funkcjonują firmy produkujące i dystrybuujące produkty fair trade. Mogą one pozwolić sobie jedynie na działania skierowane na długookresowy rozwój, jednak rzadko biorą udział w ambitnych projektach promocji sprawiedliwego handlu ze względu na skromne możliwości finansowe. Kluczowe dla dalszego rozwoju ruchu wydaje się więc stworzenie zintegrowanego programu długookresowych działań edukacyjnych i marketingowych, w których firmy będą współpracować z organizacjami pozarządowymi. Dotychczas takie inicjatywy były podejmowane sporadycznie.
Również rynek sprzedaży produktów sprawiedliwego handlu rozwija się w Polsce powoli. Produkty fair trade przez dwa lata dostępne były w hipermarketach jednej z największych sieci w Polsce. Obecnie coraz częściej można je odnaleźć na półkach niewielkich sklepów ekologicznych i ze zdrową żywnością, w kilku mniejszych marketach oraz wybranych sklepach internetowych.
Większość produktów fair trade jest importowana z Zachodu, co znacznie podnosi ich cenę. Dlatego też na uwagę zasługuje inicjatywa stworzenia przez niewielkie rodzinne przedsiębiorstwo „Szczypta Świata” pierwszej polskiej marki fair trade – Pizca del Mundo. Projekt ten sprzyja skracaniu łańcuchów dostaw, dzięki czemu możliwe jest obniżenie cen produktów certyfikowanych, wzrost popytu i popularyzację idei sprawiedliwego handlu w Polsce.
Jak kupujemy?
Słabość systemu fair trade w Polsce ma także wiele przyczyn natury pozainstytucjonalnej. Najważniejszą wydaje się specyficzna pozycja Polski jako kraju, w którym proces transformacji społecznej i kształcenia schematów świadomej konsumpcji nie został jeszcze zakończony. Zachłysnęliśmy się konsumpcyjnym stylem życia: kupujemy dużo, ale żądamy, aby nasze produkty były niedrogie. Cena wciąż jest najważniejszym czynnikiem wyboru – nawet jeśli podąża za nią drastyczne obniżenie jakości, a produkcja szkodzi środowisku naturalnemu i społecznościom producenckim.
Etyczne pochodzenie produktu nie jest pierwszym czynnikiem wyboru nawet dla bardziej zamożnych i świadomych konsumentów. Ważniejsze są dla nich jakość, naturalność, wygląd czy moda. Często kupują oni artykuły fair trade, kierując się właśnie takimi czynnikami. Co znamienne, nawet wśród klientów sklepów, w których nie znajdzie się masowych, dostępnych wszędzie produktów, świadomość konsumencka w zakresie sprawiedliwego handlu jest niewielka. Mało osób zdaje sobie sprawę, że przy zbiorze ziaren kakaowca – głównego składnika czekolady – zatrudnionych jest dziesiątki tysięcy dzieci. Ta niewiedza (lub ignorancja etyczna) jest na rękę dużym korporacjom spożywczym, nie sprzyja zaś rozwojowi ruchu sprawiedliwego handlu.
Tymczasem obecnie różne systemy certyfikacyjne fair trade stanowią jedyną wiarygodną gwarancję etycznych rozliczeń finansowych w systemie produkcji i handlu. Dzięki regule ceny minimalnej, premii fair trade oraz wielu innym zasadom, które określane są jako „standardy”, możliwe było stworzenie systemu, który w opinii wielu ekspertów uważany jest za najbardziej postępowy i etyczny. Sprawiedliwy handel rzadko prowadzi do radykalnej zmiany sytuacji producentów rolnych, jednak jako jedyne rozwiązanie systemowe na świecie zapewnia im możliwość przetrwania niekorzystnej sytuacji na rynku, gdy ceny skupu są wyjątkowo niskie. Prowadzi też do stopniowej poprawy sytuacji życiowej członków społeczności wiejskich i rozwoju infrastruktury lokalnej poprzez wzmocnienie pozycji handlowej również tych producentów rolnych, którzy nie są członkami spółdzielni produkcyjnych.
Ważnym czynnikiem hamującym popularyzację idei fair trade w Polsce jest także niewielki stopień wiedzy o problemach globalnego Południa, wynikający głównie z fatalnej jakości przekazu medialnego, powielającego stereotypy o zacofaniu i stagnacji społeczeństw Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej.
Mimo powyższych problemów, jestem przekonany, że sprawiedliwy handel będzie zyskiwał w naszym kraju na popularności. Wynika to głównie z zachodzących zmian cywilizacyjnych, na które składa się nie tylko wzrost zamożności Polaków, lecz także zmiana postaw obywatelskich. Sprawiedliwy handel jest elementem tej transformacji i będzie się rozwijać równolegle do innych zjawisk, takich jak większa dbałość o własne zdrowie, rosnąca popularność wolontariatu czy postaw proekologicznych.
* Borys Bińkowski, przewodniczący Rady Nadzorczej Fundacji „Koalicja Sprawiedliwego Handlu”. Prowadzi badania na temat funkcjonowania społeczności producenckich fair trade.
***
Frank Olok
Przede wszystkim wsparcie dla producentów
Fairtrade to rodzaj partnerstwa handlowego opartego na dialogu, przejrzystości i szacunku. Ma prowadzić do większej sprawiedliwości w handlu międzynarodowym. I, zapewniając robotnikom i drobnym producentom lepsze warunki pracy, przyczyniać się do zrównoważonego rozwoju, w szczególności krajów globalnego Południa.
System certyfikacji Fairtrade sprawia, że zasady sprawiedliwego handlu obowiązują na wszystkich etapach produkcji. W Malawi wprowadzenie certyfikatów miało olbrzymi wpływ na poprawę sytuacji producentów kawy, herbaty, makadamii, cukru i orzeszków ziemnych. Badania przeprowadzone w 2012 r. potwierdziły pozytywny wpływ na wieloaspektowy rozwój drobnych przedsiębiorców w kraju – szczególnie w znaczeniu społeczno-ekonomicznym i techniczno-organizacyjnym.
W Malawi Fairtrade okazał się wielkim sukcesem. Przyczynił się do wzmocnienia pozycji farmerów poprzez udzielenie wsparcia kooperatywom producenckim. Certyfikat Sprawiedliwego Handlu miał olbrzymie znaczenie dla pozyskania dofinansowania i dostępu do rynków międzynarodowych. Dzięki wprowadzeniu nowych zasad handlu w 2004 r. 20 tys. malawijskich farmerów uzyskało łatwiejszy dostęp do rynków w dziedzinie sprzedaży pięciu certyfikowanych produktów: kawy, orzeszków ziemnych, makadamii, trzciny cukrowej i herbaty. Obecnie 25 proc. rocznej produkcji cukru w Malawi pochodzi od krajowych producentów należących do Kasinthula Cane Growers Association. Podobnie – 9 proc. z 46 tys. ton eksportowanej herbaty wchodzi na rynek Fairtrade.
Poza wspieraniem wzrostu gospodarczego oraz otwieraniem nowych rynków zbytu, Fairtrade pomaga radzić sobie z problemem zagrożenia głodem [w oryginale food insecurity – przyp. red.] na trzy sposoby. Po pierwsze, ponieważ jest stabilnym źródłem zarobków. Zapewnia producentom kontrakty długoterminowe, dostęp do kredytów oraz różnicowanie źródeł przychodu. Po drugie, bo silne organizacje producenckie zapewniają społecznościom bezpieczeństwo żywieniowe. Po trzecie, Fairtrade wspomaga dostęp do pożywienia przez zwiększenie areału upraw oraz zachęca do produkcji obliczonej na zwiększenie zysków.
Co więcej, obecne wysiłki działaczy Fairtrade i organizacji partnerskich w Malawi nakierowane są na dywersyfikację systemu upraw. Chcemy zachęcić rolników do odchodzenia od uprawy tytoniu na rzecz wytworów, które mogą być przetwarzane lokalnie, a nie tylko eksportowane. Model taki przyczynia się do tworzenia nowych miejsc pracy na poziomie lokalnym oraz wzmacniania lokalnego rynku.
Wraz z rozwojem Fairtrade rośnie społeczno-ekonomiczny potencjał Malawi – nie tylko przez eksport i zróżnicowanie upraw rolnych, lecz także uczestnictwo w regionalnych rynkach zbytu, szczególnie tych, na których przestrzegane są zasady Sprawiedliwego Handlu. Rolnicy w Malawi korzystają z Fairtrade nie tylko jeśli chodzi o rozwój przedsiębiorczości i wzmocnienie roli społeczności lokalnych w zapewnianiu bezpieczeństwa żywnościowego, lecz także we wdrażaniu projektów rozwojowych. Z Premii Fairtrade budowane są szkoły, wdraża się projekty związane z uzyskiwaniem dostępu do czystej wody, usług medycznych oraz wspiera się rozwój infrastruktury. Korzystają z tego mieszkańcy i wszyscy producenci w regionie, bez względu na to, czy wchodzą w skład certyfikowanych spółdzielni, czy nie. Dla polityków jest to więc wielka szansa by korzyści z Fairtrade i jego reguły wykorzystać do tworzenia nowej polityki rozwojowej na szczeblu centralnym. Na przykład w ramach Narodowej Strategii Eksportu Malawi.
* Frank Olok, koordynator Malawi Fairtrade Network.
***
Błażej Popławski
Handel wolny czy sprawiedliwy?
„Sprawiedliwy handel ma tyle wspólnego ze sprawiedliwością i handlem, co zwykłe krzesło z krzesłem elektrycznym” – twierdzą zwolennicy reform wolnorynkowych. Zwolennicy fair trade ripostują: „Wolny rynek?! Dla kogo wolny?! Na pewno nie dla producentów!”. Czy zestawienie koncepcji fair trade z zasadami free trade musi oznaczać konflikt i wzajemną krytykę?
Musztrowanie producentów
Osią sporu zwolenników fair i free trade jest mechanizm kontrolowania pracy spółdzielni sprawiedliwego handlu, ustalania ceny minimalnej, a także wizji antropologii jednostki.
Elementem działania instytucji fair trade są monitoringi dokonywane przez przedstawicieli organizacji międzynarodowych w krajach globalnego Południa. W tym wymiarze sprawiedliwy handel wydaje się narzędziem opresyjnym, ingerującym w działalność kooperatyw. Już sam nakaz tworzenia spółdzielni, które to mogą się ubiegać o certyfikaty, budzi zastrzeżenia zwolenników wolnego handlu. Historia postkolonialna dowodzi jednak, że bez wsparcia i doradztwa znaczna część projektów realizowanych w Trzecim Świecie ulega samounicestwieniu.
Celem fair trade nie jest musztrowanie producentów, lecz minimalizowanie prawdopodobieństwa nadużyć na poziomie kooperatyw. Nawet jeśli w postawie tej dostrzec można grzech paternalizmu, to wynika on z troski o utrzymanie standardów środowiskowych i społecznych. Receptą na usprawnienie fair trade stać się powinno zwiększenie częstotliwości monitoringu i wspieranie producentów w wysiłkach budowania więzi społecznej w kooperatywach. Wywoła to zapewne kolejne fale krytyki osób stawiających nad hasłami solidaryzmu społecznego prymat „niewidzialnej ręki rynku”, neoliberalnego indywidualizmu i zasad wolnej konkurencji.
„Sprawiedliwcy” i „wolnościowcy”
Kolejny zarzut zwolenników wolnego handlu, a przeciwników handlu sprawiedliwego, wiąże się z mechanizmem utrzymywania cen produktów fair trade na ściśle określonym poziomie. W sprawiedliwym handlu prawa popytu i podaży są mniej istotne od względów stricte humanitarnych. Racjonalność ekonomiczna – twierdzą orędownicy free trade – w fair trade ustępuje postawom irracjonalnym czy nawet kumoterskim. W myśleniu wolnorynkowym nie ma miejsca dla podporządkowywania wolności gospodarczych obywateli wartościom spółdzielni. Jest za to przekonanie o słuszności dostarczenia konsumentowi pełnej informacji o nabywanym dobru, której fair trade niestety nie oferuje.
Przedmiotem krytyki zwolenników wolnego rynku są postulowane przez „fairtrade’owców” interwencjonistyczne idee zmiany globalnych zasad handlu: wprowadzenia specjalnych taryf chroniących gospodarki krajów rozwijających się oraz reformy polityki ekonomicznej na globalnej Północy (subsydiowanie rolnictwa, podnoszenie taryf na import towarów przetworzonych, obniżanie taryf na surowce i produkty niskoprzetworzone). Odpowiedź drugiej strony sporu jest jednoznaczna: obecny mechanizm gospodarki globalnej utrwala niedorozwój społeczeństw postkolonialnych. Jedynie wcielenie w życie oenzetowskich haseł trade not aid i aid for trade, głoszących ścisłe powiązanie handlu z pomocą rozwojową, może poprawić los mieszkańców globalnego Południa.
Rzecznicy free trade uważają, że protekcjonizm ekonomiczny nie wyrówna dysproporcji gospodarczych, a w dłuższej perspektywie czasowej umocni postawy roszczeniowe na globalnym Południu i stłumi zmysł przedsiębiorczości jego mieszkańców. „Wolnorynkowcy” zarzucają systemowi fair trade, że nie rozwiązuje problemu nadprodukcji, tłumi konkurencyjność, utrwala tradycyjne metody wytwarzania i umacnia nierentowność gospodarki. Uważają, że otwarcie rynków spowoduje obniżenie cen towarów i wzrost popytu. Beneficjentami tego procesu mają być zatem zarówno konsumenci na Północy, jak i producenci na Południu. „Fairtrade’owcy” twierdzą z kolei, że pełna liberalizacja handlu spowoduje ekspansję koncernów międzynarodowych, zawłaszczenie przez nich potencjału gospodarczego Trzeciego Świata i praktyczną zagładę idei zrównoważonego rozwoju. Stłumi także wspólnotowe podstawy działania fair trade – doprowadzi do zaniku z trudem budowanej identyfikacji wspólnotowej w spółdzielniach, ważnego aspektu kształtowania ponadetnicznych tożsamości.
Decyzja należy do konsumentów
Fair trade stanowi alternatywny model handlu, który niewątpliwie podważa część zasad gospodarki rynkowej. System ten – wbrew części głosów krytycznych – opiera się na wolnym wyborcze zarówno producentów, jak i konsumentów. Dekomodyfikacja, czyli uniezależnianie się jednostki od wolnego rynku, przełożyć się może zatem na zwiększenie kompetencji obywatelskich.
Odpowiedź na pytanie, czy sprawiedliwy handel należy rozwijać, jest zatem związana z tym, jakie miejsce przyznajemy świadomości konsumenckiej w wizji ładu gospodarczego i kulturze. Im bardziej ta wizja jest zróżnicowana, tym lepiej zdywersyfikowana i odporniejsza na kryzysy. Komercjalizacja fair trade, przez wielu uznawana za niebezpieczeństwo dla ruchu sprawiedliwego handlu, może paradoksalnie sprzyjać rozwojowi idei i uwrażliwieniu mieszkańców globalnej Północy na los postkolonialnych społeczeństw.
* Błażej Popławski, dr historii, afrykanista, autor książki o fair trade w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Stały współpracownik „Kultury Liberalnej”.
***
* Autor koncepcji numeru: Błażej Popławski
** Współpraca: Emilia Kaczmarek, Ewa Serzysko, Łukasz Pawłowski
*** Autorka ilustracji: Magdalena Marcinkowska [marcinkowska.blogspot.com]
„Kultura Liberalna” nr 256 (48/2013) z 3 grudnia 2013 r.