Toczące się w ostatnich tygodniach spory wokół pojęcia gender były w przeważającej mierze jałowe. Brakowało zgody co do przedmiotu i celu dyskusji. Podczas gdy strona bardziej konserwatywna dostrzegała różnorakie zagrożenia w „ideologii gender”, strona (nazwijmy ją tak umownie) „postępowa” tłumaczyła, że gender to pojęcie naukowe z instrumentarium badaczy kultury. W związku z tym każda ze stron unikała odpowiedzi na problemy wskazane przez drugą.
Zamiast wojny światów
Osoby o poglądach bardziej konserwatywnych odbierają zachodzące lub prognozowane zmiany w świecie społecznym jako zagrożenie dla kultywowania własnych tradycji i dalszego swobodnego wyrażania tożsamości. W uproszczeniu można więc powiedzieć, że za aktualną krytyką gender stoi ogólniejszy lęk przed nowoczesnością. Umieszczenie akurat kwestii genderowych w centrum dyskusji publicznych jest zatem z pewnego punktu widzenia przypadkowe. Ilustruje też szkodliwą strategię części środowisk konserwatywnych: budowania twierdz zamiast mostów. Odpowiedzią na rzeczywisty problem konserwatystów nie jest jednak wyjaśnienie znaczenia obco brzmiącego i wymawianego na co raz to nowe sposoby pojęcia.
Strona „postępowa” postuluje przemyślenie na nowo ról społecznych płci. Jej zdaniem nie powinniśmy bezrefleksyjnie przyjmować zastanych norm. Intelektualną dojrzałość wykażemy dopiero, gdy będziemy kierować się zasadami, na które wcześniej świadomie wyrazimy zgodę. To zaś wymaga wszechstronnej i niedogmatycznej analizy. Formułowany przez konserwatystów zarzut ślepego hołdowania ideologii traci więc rację bytu. Zazwyczaj nawet radykalne kwestionowanie kulturowych znaczeń przypisywanych rolom płciowym przynależy, argumentują „postępowcy”, raczej do arsenału ironii niż bezrozumnej wiary czy ideologii.
Z konserwatywnego punktu widzenia, owo postulowanie refleksji może wyglądać groźnie. Proces taki dopuszcza kwestionowanie przekonań uznawanych przez wielu za prawdziwe, wynikające z naturalnego stanu rzeczy i nie podlegające dyskusji. Jeżeli zasadnicze cele człowieka i jego miejsce w świecie są ściśle określone, rewidowanie ról społecznych kobiet i mężczyzn może stać się wywrotowe. W tym sensie gender studies okazuje się podejrzane nie tylko jako potencjalny katalizator zmiany społecznej, ale nawet jako nauka rzekomo opisowa. Jeżeli kultura katolicka odczytuje nasze powinności właściwie, to nie ma powodów do ich rewizji. Naleganie na refleksję przypomina postawę węża, który zachęcał Ewę do pomyślenia, że może być inaczej niż jest.
W dodatku nie jest jasne, gdzie znajdują się granice owego „postępowego” myślenia. Wszak trudno stwierdzić, że stawianie kwestii kulturowych ról płci ogranicza się do sprawdzenia, czy mężczyźni sprzątają w domu i przewijają dzieci równie często jak kobiety. Są to tematy ważne, ale nie przesadnie kontrowersyjne i niewielu chciałoby się toczyć w tych sprawach batalie. Konserwatyści nie muszą wcale negować, iż tego rodzaju zwyczaje są zależne także od kultury.
Żaden głęboko zakorzeniony sposób życia nie zasługuje na lekceważenie. Zadaniem wszystkich stron dyskusji jest podejmowanie prób wzajemnego zrozumienia i otwarty dialog. Nie dysponujemy żadną magiczną formułą, która to umożliwi – możemy liczyć tylko na wspólnie wypracowywaną i doraźną zgodę. | Tomasz Sawczuk
Pytania o męskość i kobiecość są jednak elementem szerszego, ogólnospołecznego namysłu. A może, skoro kwestionujemy pewne zastane role, wolno nam kwestionować wszystkie? Przykładowo, czy kobiety rzeczywiście muszą rodzić potomstwo? Być może bezdzietność jest równie dobra jak posiadanie dzieci? Abstrakcyjna refleksja może ostatecznie prowadzić do podważenia różnicy między tym, co naturalne, a tym, co wytwarzane przez kulturę. W takiej perspektywie kategoria płci nie opisuje świata takiego, jakim jest, ale staje się co najwyżej pewnym komunikacyjnym uproszczeniem lub wręcz źródłem kulturowej opresji. Skoro tak, częste w debatach o gender lekceważenie lub ośmieszanie obaw konserwatystów nie jest właściwe – nawet jeżeli obawy owe są na ogół nieumiejętnie wyrażane.
Zbawienne widmo genderyzmu
Strona konserwatywna występuje więc w dyskusji jako przypominająca o tym, co „naturalne”. Jest to o tyle interesujące, że w innych sporach – jak choćby dotyczących potrzeb seksualnych człowieka – role się odwracają. „Postępowcy” bronią wtedy natury, konserwatyści optują zaś za poskromieniem natury przez kulturę. Konserwatystom nie chodzi więc tylko o szacunek dla „natury” – a raczej, że kultura musi przybrać odpowiedni kształt. Tymczasem myślenie „postępowców” polega w przeważającej mierze na krytyce społecznej. Pytania o kulturowe role płci pomagają wyobrazić sobie, czy życie może być bardziej sprawiedliwe niż jest, czy ludzie mogą stać się bardziej wolni i traktowani równiej niż w przeszłości. Rozmowa o rolach płciowych w kulturze jest do tego świetną okazją. Nie są to jednak sprawy obojętne dla religii i ludzi wierzących. Rysują się tu dla nich dwie dalsze wątpliwości.
Pierwsza dotyczy świadomości dokonywanych wyborów i powinna leżeć na sercu także stronie postępowej. Niektórzy duchowni porównywali „ideologię gender” do komunizmu. Nie chodzi tu tylko o źródła ideowe. Ideologia owa, tak jak komunizm, również miałaby być Polakom podstępnie narzucona – tym razem przy użyciu dokumentów prawnych, których nikt nie czyta i programów wychowania, nad którymi rodzice nie mają kontroli. Niezależnie od przybieranej formy, wątpliwość ta nie jest zupełnie nieuzasadniona. Jeżeli zmiana społeczna ma rzeczywiście być rozumna i świadoma, to musi wypływać z autentycznych, samodzielnie formułowanych potrzeb ludzi. Alternatywą jest jej paternalistyczne wymuszanie. W tym sensie dobrze się stało, że dyskusja o gender trafiła do szerszej publiczności, choć szkoda, że w tak histerycznym tonie.
Po drugie, nowe sposoby rozumienia sprawiedliwości faktycznie mogą godzić w zakres pochwalanego przez religię sposobu życia. Iluzją jest, że oceny moralne dotyczą tylko czynów jako takich, pomijając cele, do jakich dążą ludzie. Przyjmowane przez nas dopuszczalne zasady postępowania wyznaczają zarazem zakres możliwych modeli dobrego życia. I vice versa – cenione przez nas style życia pomagają wyznaczać uznawane zasady postępowania. Nie dziwi więc, że nowe idee budzą opór.
Żaden głęboko zakorzeniony sposób życia nie zasługuje na lekceważenie. Zadaniem wszystkich stron dyskusji jest podejmowanie prób wzajemnego zrozumienia i otwarty dialog. Jako że na ogół zależy nam na ustaleniu rozsądnych i możliwie akceptowalnych dla wszystkich reguł współżycia, a hołdujemy też zasadzie wolności religijnej, w praktyce prawa katolików są i mogą być w ogromnej mierze gwarantowane. W sytuacji, gdy w społeczeństwie dochodzi do jaskrawego konfliktu wartości, zbyt często podejmuje się próby zdyskredytowania wartości konkurencyjnych. Takie działanie nie pomaga szukać lepszych proporcji między demokratyczną równością a pluralizmem stylów życia. Nie dysponujemy żadną magiczną formułą, która pomoże nam ową proporcję wyznaczyć. Możemy tu liczyć tylko na wspólnie wypracowywany i doraźny modus vivendi.
Zachęcanie do refleksji nad istniejącymi praktykami społecznymi nie jest równoznaczne z ich gwałtowną zmianą. Błędne jest przekonanie, że rozpowszechnienie dyskusji o rolach społecznych płci musi prowadzić do kulturowej rewolucji. Gender jest jednak istotnie zagrożeniem dla naszej kultury – takiej, jaka jest obecnie, w wielu obszarach tradycjonalistycznej, patriarchalnej i często szowinistycznej. I nawet z częściowej zmiany języka opisu świata wypłynąć mogą pozytywne skutki, także dla katolików. Ale jeżeli nasz świat stanie się lepszy i bardziej sprawiedliwy niż był w przeszłości, będzie także ich losem. Zakres zmiany zależy od nas samych.