Ależ skąd – to tylko odmienna, na pierwszy rzut oka całkiem cywilizowana, kultura picia. Pije się bowiem na potęgę i często do zgonu, ale koleżeństwo pijanego nie puści na żmudną i pełną zakoli wędrówkę, tylko odwiezie do domu taksówką lub odprowadzi do hotelu.

Bliski związek alkoholu i władzy, świeckiej i duchowej, to główna różnica pomiędzy piciem w Chinach i na szeroko pojętym Zachodzie. W Państwie Środka pito z konieczności. Nie można było uhonorować przodków nie wypijając ofiarnego wina, nie można było odmówić zwierzchnikowi wznoszącemu kolejny toast. Picie wiązało się z obowiązkiem i przymusem, jeśli toast wznosi starszy i ważniejszy, młodszy i mniej ważny musiał i musi wypić.

Alkohol towarzyszy Chińczykom od początku ich cywilizacji. Był niezbędny podczas składania ofiar przodkom i odprawiania ceremonii. Nadmierne spożycie było nawet jedną z przyczyn upadku pierwszej historycznej dynastii Chin – dynastii Shang. Jej ostatni król, zamiast pilnować spraw państwowych, namiętnie oddawał się rozrywce nazwanej „staw alkoholu i las mięsa” (do dziś to idiom oznaczający krańcową dekadencję), pływał z konkubinami łódką po basenie wypełnionym winem i konsumował prosto z drzew obwieszonych pieczonym mięsem. Nic dziwnego, że za czasów kolejnej dynastii Zhou powstał tekst „Ostrzeżenie przed alkoholem”, w którym zalecano spożywanie napojów wyskokowych jedynie podczas ceremonii państwowych. Głos wołającego na pustyni!

W literaturze znajduje się wiele wzmianek, mniej lub bardziej zabawnych, dotyczących picia. W okresie Trzech Królestw, burzliwym okresie rozbicia w III w. n.e., władcy zmuszali podwładnych do picia grożąc im np. karą 100 kijów czy zabiciem zabawiających ich hostess, a czasem i ich samych. Li Bai, znamienity poeta tangowski, utopił się, gdy będąc pod wpływem, zapragnął uściskać księżyc odbity w wodzie. Zawody w piciu, ale połączone z układaniem i kaligrafowaniem wierszy urządzał najsławniejszy kaligraf, Wang Xizhi. Za czasów ostatniej dynastii cesarskich Chin uczty trwały po kilka dni i nie wylewano na nich za kołnierz. Z powszechnym piciem alkoholu skutecznie rozprawili się dopiero komuniści, bowiem w epoce wiecznych niedoborów także wódka była na kartki. Dopiero rynkowe reformy Denga zmieniły zwyczaje, alkohol stał się powszechnie dostępny i niezbędny przy wszelkich spotkaniach towarzysko-rodzinnych.

W Chinach każdy znajdzie alkohol dla siebie. Od lokalnych wódek z sorga, ryżu i innych zbóż, ziół i owoców (o wysokiej mocy: od 50 do 65 proc.), przez importowane wódki i wina, chińskie żółte wina (od 12 do 18 proc.) do wysoko i niskoprocentowych piw. Struktura wiekowa osób pijących różni się od tej w krajach zachodnich. W Chinach najwięcej spożywa się pomiędzy 35 a 65 rokiem życia, co odpowiada szczytom kariery zawodowej, podczas gdy na Zachodzie, największe spożycie przypada na okres pomiędzy 20 a 30 rokiem życia.

Najbardziej cierpią urzędnicy państwowi. Według badań Światowej Organizacji Zdrowia od 20 do 35 proc. pracowników administracji cierpi na choroby wątroby, związane z nadmiernym piciem. Każda wizyta w terenie, spotkanie, czy konferencja ma w programie uroczystą kolację. Im wyższa ranga ucztujących, tym droższy alkohol do toastów, a wznosi się je do skutku, czyli przeniesienia się w inne stany świadomości. W biznesie panują podobne zwyczaje, negocjacje i spotkania kończą się przy stole, na którym nie może zabraknąć baterii butelek. Umiejętność picia i mocna głowa są do tego stopnia ważne, że zaczęły się pojawiać w ogłoszeniach o pracę w kategorii wymagania, zwłaszcza do działów sprzedaży. Abstynent, nie dość, że psuje zabawę innym, to ma małe szanse na karierę zawodową.

W ostatnim czasie znacznie spadła sprzedaż markowych – i absurdalnie drogich – chińskich wódek, do czego przyczyniła się walka z korupcją wśród urzędników. Chyba w każdej chińskiej aferze korupcyjnej, poza milionami dolarów, tabunem kochanek i ekskluzywnymi nieruchomościami, pojawiają się stosy kartonów wypełnionych butelkami Maotai i Wuliangye. Zakazy przyjmowania i wręczania drogich prezentów również uderzyły w słupki sprzedaży. To jednak tylko efekt uboczny walki z nieuczciwością urzędniczą, bowiem władze centralne, i w dużej części ludzie, wydają się nie zdawać sobie sprawy z wszystkich kosztów, jakie ponosi całe społeczeństwo na skutek powszechnego picia. Duża część mieszkańców wsi (41 proc.) nawet nie wie, że istnieje taka choroba jak alkoholizm, a codzienne picie wódki do obiadu i kolacji uważa za dobre dla zdrowia, a zwłaszcza kielonek piorunująco mocnej nalewki na wężach i rozmaitych ziółkach i korzonkach.

Zaraz rozpocznie się chińskie Święto Wiosny, czas obowiązkowych odwiedzin i spotkań z rodziną. Znów na stole wylądują wymyślne butelki pełne mocnych trunków, a siedzący przy nim będą zachęcająco wznosić toast: Gan bei! (Do sucha!).