Nie warto licytować się od jakiej liczby ofiar konflikt zasługuje na naszą uwagę. Z tej perspektywy nie ma znaczenia, czy jest to 130 tysięcy zabitych, jak w przypadku Syrii, troje czy sześcioro – jak w Kijowie. Giną ludzie, a wobec tego nie można pozostać obojętnym. W obu przypadkach są to też walki wewnątrzpaństwowe, co dodatkowo smuci i powinno oburzać, a przecież to nie jedyne konflikty toczące się na świecie – długo by wymieniać, ale pamiętamy choćby o Afganistanie czy Republice Środkowej Afryki.
O ile obywatelskim manifestacjom zawsze można przyklasnąć i naiwnie porównywać do „Solidarności”, to po chwili, zamiast myślenia o karnawale i święcie demokracji, powinno pojawić się pytanie: co będzie dalej – dojdzie do eskalacji czy rządzący zgodzą się na żądania protestujących? Sympatia wobec zbiorowych uniesień i podniecenie konfrontacją muszą ustąpić zaniepokojeniu – zapał manifestantów przecież nie zawsze jest wątły, a chęć konfrontacji bywa niestety przemożna. Jeśli jeszcze dochodzi do tego opieszałość w reakcjach światowych decydentów, można się poważnie rozgniewać. Los Egiptu, który z budzącego zachwyt festiwalu zmienił się w wojnę domową, jest ważnym ostrzeżeniem.
Niechęć do działania?
Dyplomatyczne przedstawienie wokół Syrii trwa od dawna. Konflikt toczy się od marca 2011 roku, a specjalna komisja ONZ, której początkowo przewodził Kofi Annan (obecnie funkcję tę pełni Lakhdar Brahimi, prowadzący rozmowy w Genewie), działa od wiosny 2012 roku.
W maju ubiegłego roku sekretarz stanu USA, John Kerry, i jego rosyjski odpowiednik, Siergiej Ławrow, porozumieli się w sprawie podjęcia działań, które miałyby doprowadzić obie strony syryjskiego konfliktu do wspólnych rozmów. Kolejne próby kończyły się jednak niepowodzeniem, a międzynarodowe starania przybrały na sile dopiero po 21 sierpnia, czyli po ataku chemicznym na przedmieścia Damaszku, w którym zginęły setki osób. Najwyraźniej potrzeba tak dramatycznych wydarzeń, by światowi liderzy zdecydowali się na energiczne działania.
Oczywiście, podobnie jak w przypadku Ukrainy, w obliczu zewnętrznej interwencji zawsze zasadne pozostaje pytanie o szacunek społeczności międzynarodowej dla suwerenności państwa. Ale czemu wobec tego mają służyć kolejne konwencje i pakty Organizacji Narodów Zjednoczonych? Są wskazówkami dla rządów krajowych, ale i uprawniają świat do formułowania zdecydowanych ocen i podejmowania działań wobec sygnatariuszy nieprzestrzegających przyjętych zasad. Wobec dzisiejszej sytuacji wielką ironią wydaje się to, że Syria jest członkiem pierwotnym ONZ, czyli należy do Organizacji od początku jej istnienia – roku 1945. Jak pokazuje rzeczywistość, obecny rząd nie czuje się przez ten fakt do czegokolwiek zobowiązany. Przykłady Gruzji, Libii i Afganistanu pokazują, że interwencje różnego kalibru są możliwe – jakie więc przemilczane kwestie tu decydują…?
Syria, Genewa I, Genewa II i X
Jeśli zaś spojrzymy na niewielkie poparcie grup opozycyjnych dla rozmów pokojowych w Genewie oraz burzliwy przebieg pierwszego dnia konferencji, w którym dochodziło do słownych przepychanek między sekretarzem generalnym ONZ, Ban Ki-moonem, a przedstawicielem rządu syryjskiego, nie należy spodziewać się zbyt wiele. Główną przeszkodą na drodze pokoju są sami walczący i ich wymagania.
Obie strony konfliktu, mimo przystąpienia do długo wyczekiwanych rozmów, okopane są na swoich pozycjach. I tu znów pojawia się pewna analogia z Ukrainą – jeśli celem opozycji i głównym warunkiem jej uczestnictwa w negocjacjach jest ustąpienie prezydenta oraz powołanie tymczasowego rządu, to na rychłą zgodę nie ma wielkich szans. Póki co, rozmowy polegają na ustaleniu praktycznych konkretów i dalekie są od wielkiego politycznego konsensusu: dotyczą ewentualnej wymiany więźniów, lokalnych zawieszeń broni, wycofania ciężkiego uzbrojenia czy ustanowienia korytarzy, którymi mogłaby być transportowana pomoc humanitarna.
Czy będą one przestrzegane, nie wiadomo. Jeśli chodzi o ostateczny wynik rozmów, które mają potrwać do przyszłego tygodnia – niech podpowiedzią będą słowa syryjskiego Ministra do Spraw Pojednania:
„Nie spodziewajmy się czegokolwiek po Genewie II. Żadna Genewa II, III czy X nie rozwiąże syryjskiego konfliktu. Jego rozwiązywanie już się rozpoczęło i będzie trwać aż do zbrojnego triumfu państwa”.| Ali Haidar
Kolejny rozdział konfliktu na Bliskim Wschodzie został przespany przez społeczność międzynarodową. Podobnie dzieje się z konfrontacją na kijowskim Majdanie. Oczywiście zachowując wszelkie proporcje, bo do strzelania z ciężkiej broni na Ukrainie miejmy na dzieję nigdy nie dojdzie.
Oby jednak Unia Europejska i Stany Zjednoczone nie zagubiły się w dyplomatycznym nicnierobieniu. O ile prawo do samostanowienia jest ważne, to strzelanie do własnych obywateli jest absolutnie niedopuszczalne. Obawiam się, że wzywanie na dywanik ambasadora, telefony do Wiktora Janukowycza i Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy niewiele już dadzą – czas na sankcje, najlepiej wobec ukraińskich oligarchów z majątkami w krajach Unii. Polska ma tu szczególną rolę do odegrania.