Strach przed powtórką z Rwandy

MISCA to akronim pochodzący od francuskiego Mission Internationale de Soutien à la Centrafrique sous Conduite Africaine – Międzynarodowej Misji Wsparcia w Republice Środkowoafrykańskiej pod Dowództwem Sił Afrykańskich. O skrócie tym usłyszymy wiele razy w przeciągu najbliższych miesięcy. Warto go zatem zapamiętać. Nawet jeśli kryje się w nim miraż african solution for african problems, a także niebezpiecznie majaczy widmo reanimacji neokolonialnej Françafrique.

MISCA została autoryzowana rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 2127 z 5 grudnia 2013 roku na wniosek Francji. Ma na celu ochronę ludności cywilnej, przeciwdziałanie eskalacji przemocy i eliminację ryzyka powtórki z historii rwandyjskiej. Przypomnijmy – dwie dekady temu z rąk Hutu śmierć poniosło blisko milion Tutsi. W 2014 roku tematyka rwandyjska zagości w mediach na stałe właśnie z racji na kontekst „rocznicowy”. Przypadek Rwandy skłania przedstawicieli globalnej Północy do zastanowienia, co robić, by tragiczna sytuacja się nie powtórzyła. To jeden z powodów decyzji o organizacji misji w Republice Środkowoafrykańskiej.

Widmo maczet

Presję na europejskich i oenzetowskich polityków od wielu miesięcy skutecznie podsycali dziennikarze, piętnujący Paryż za odrzucenie apeli o pomoc wystosowanych przez prezydenta François Bozizé. Polityk środkowoafrykański już rok temu prosił Francję o wsparcie w walce z rebeliantami Seleka (w języku songo – „sojusz”). Gdy do opinii publicznej dotarły informacje, że w Republice Środkowoafrykańskiej walczą ze sobą „balaka” z „anti-balaka”, czyli – w tłumaczeniu z języka songo – „maczety” z „przeciw-maczetami”, François Hollande zdecydował się na interwencję. Ostatnimi laty każda wzmianka o wzroście sprzedaży maczet w Afryce wywołuje gęsią skórkę u polityków europejskich. I słusznie!

Interwencja w Republice Środkowoafrykańskiej jest konieczna. Spóźniona o rok, ale niezbędna! | Błażej Popławski

Rejon nadgraniczny – obszar między Czadem, Sudanem, Sudanem Południowym – de facto nie podlega jurysdykcji władz w Bangi. Stał się poligonem dla paramilitarnych bojówek, uciekinierów z sąsiednich państw, ekstremistów religijnych. Nowo wybrana prezydent, Catherine Samba-Panza, była burmistrz stolicy i chrześcijanka, nie cieszy się szacunkiem zislamizowanych ludów północy. Interwencja Paryża w Republice Środkowoafrykańskiej jest zatem konieczna. Spóźniona o rok, ale niezbędna!

Polski kontyngent

Polscy żołnierze wezmą udział w MISCA. To przykład kolejnego konfliktu na rubieżach świata, w który angażuje się nasze państwo. Warto zastanowić się nad tego rodzaju aktywnością międzynarodową – zdaniem wielu, konieczną, bo humanitarną i zwiększającą naszą podmiotowość, według innych – zbyt kosztowną i wskazującą na uzależnienie Polski od zagranicznych potęg.

Pierwsze misje pokojowe z udziałem Polaków na terenie Afryki subsaharyjskiej miały miejsce w okresie PRL. Wysłanie obserwatorów do Biafry (1968-1970) oraz skierowanie eskadry śmigłowców do Etiopii (1985-1987) stanowić miało wyraźną deklarację polityczną epoki zimnowojennej. Pomoc realizowana była w obrębie „bratnich narodów” a przeciw „siłom kolonialnym”. Udział w operacji Etiopii wynikał także z potrzeby zamanifestowania podmiotowości PRL.

Dopiero misja w Namibii z przełomu 1989 i 1990 roku (decyzja o udziale Polaków zapadła jeszcze przed wyborami czerwcowymi) wskazała konkretne zadania, które nasze kontyngenty mogły realizować najskuteczniej. Polacy wyspecjalizowali się w organizacji zabezpieczenia logistycznego i transportu. Do tego właśnie celu wysłano kilkudziesięciu żołnierzy w ramach operacji MISCA.

Z kolei misje z Kongo (początek – 1999 rok) i Liberii (1993-1997 i od 2003 roku) wskazały, że w trudnych realiach afrykańskich świetnie sprawdzają się polskie oddziały spec-żandarmerii, odpowiedzialne za zabezpieczenie obiektów o znaczeniu strategicznym. To jednak misje bardziej kosztowne, wymagające o wiele lepszej znajomości środowiska lokalnego. Wydaje się, że w przypadku przedłużenia mandatu MISCA istnieje realna możliwość wysłania tego rodzaju oddziałów, z pewnością potrzebnych mieszkańcom Republiki Środkowoafrykańskiej.

Imperatyw pomocy

Tragiczne wydarzenia sprzed dwóch dekad w Rwandzie zachwiały wiarą w możliwości zapobiegania kryzysom, a nawet przeciwdziałania eskalacji przemocy. Destabilizacja geopolityczna wielu regionów w Afryce subsaharyjskiej wymusza jednak na społeczności międzynarodowej kolejne interwencje. Polska musi się w nie angażować z samego faktu członkostwa do UE, czy ONZ. Misje te są Afryce potrzebne.

Część przeciwników wysyłania polskich kontyngentów w odległe rejony świata powołuje się na argumenty natury pragmatyczno-ekonomicznej: „Dlaczego mamy kierować naszych chłopców do krajów, z którymi nie mamy żadnych relacji ekonomicznych, kulturalnych czy historycznych?”. Może właśnie dlatego należy to czynić! Za Polakami nie stoi brzemię postkolonialne, ani interesy gospodarcze. Dzięki temu decyzja o udziale w MISCA zyskuje rzadki we współczesnej polityce wymiar ideowy. Pomagamy, bo ktoś tego wsparcia potrzebuje. Ponieważ giną ludzie. W sposób symboliczny wnosimy swój wkład do działań na rzecz zapobieżenia kolejnemu ludobójstwu.