Gdy w 2007 r. Władimir Putin przekonywał Międzynarodowy Komitet Olimpijski do powierzenia jego ojczyźnie organizacji zimowej olimpiady (a, co niezwykle rzadkie, mówił w języku angielskim!), podkreślał, że pozwoliłoby to pokazać światu nową, szlachetniejszą twarz Rosji. Stereotypy z czasów zimnej wojny zostaną przełamane, gdy miliony widzów zachwycą się rosyjską gościnnością i serdecznością. Igrzyska w Rosji, pierwsze tak duże międzynarodowe przedsięwzięcie od rozpadu ZSRR, miały pokazać kraj nowoczesny i bezpieczny. Kraj, po prostu, „normalny”.

Udowodnieniu, że dla Federacji Rosyjskiej nie ma zadań niemożliwych, służył wybór lokalizacji igrzysk – Soczi, wakacyjnego kurortu, jednego z najcieplejszych miejsc w kraju. Wyzwaniem było już zapewnienie dostatecznej ilości śniegu podczas zawodów. Jeszcze większym – zapewnienie bezpieczeństwa imprezie masowej na najbardziej niestabilnym w Rosji Kaukazie Północnym. Region ten, nękany przez wysokie bezrobocie, kojarzony jest przez samych Rosjan głównie z biedą i atakami terrorystycznymi. Olimpiada miała pokazać, że Kaukaz Północny jest bezpieczny, a rząd miał stworzyć tam strategiczną infrastrukturę, będącą impulsem do dalszego rozwoju. Putin sporo ryzykował, w myśl „doktryny Franka Sinatry”: if I can make it there, I will make it anywhere [jeśli mogę zrobić to tam, mogę zrobić to gdziekolwiek – przyp. red.]. Im większe ryzyko, tym słodszy smak zwycięstwa. Tylko czy możemy mówić o zwycięstwie?

Dożywotnio urzędujący i wymownie nieobecni

Nowa i szlachetniejsza twarz Rosji ukazała się międzynarodowej widowni podczas ceremonii otwarcia igrzysk. Wyreżyserowany przez Konstantina Ernsta show miał uwieść tym, co w rosyjskiej kulturze najlepsze. Był symbolizujący Rosję zapożyczony od Nikołaja Gogola trzykonny zaprzęg (trojka), był balet na motywach „Wojny i pokoju” Lwa Tołstoja, była wreszcie rewolucja 1917 r., przedstawiona w estetyce obrazów Kazimierza Malewicza. Ten wysublimowany, urokliwy obraz skomplikowanej przeszłości rosyjskiej wielu pozytywnie zaskoczył. Spektakl wyszedł zresztą poza schemat wielkich uroczystości à la russe – odbyło się bez ostentacyjnej demonstracji siły, bez parady wojskowej, czołgów, sputnika i rakiet kosmicznych. [Czytaj także tekst Łukasza Jasiny o ceremonii otwarcia igrzysk – TUTAJ]

Piękna forma nie zdołała jednak przysłonić niedostatków samej treści, czyli problemów Rosji z jej własną tożsamością. Po 22 latach od rozpadu ZSRR Rosjanie nadal nie wiedzą, co sądzić o radzieckiej przeszłości i jak o niej mówić. Co więcej, jeszcze trudniej jest im cokolwiek powiedzieć na temat Federacji Rosyjskiej. Uwadze oglądających uroczystość otwarcia XXI zimowych Igrzysk Olimpijskich nie umknęło, że synonimem postępu i nowoczesności stały się lata 70., epoka Breżniewa. Ani jedna scena widowiska nie odwoływała się do najnowszego poradzieckiego okresu Rosji. „No bo”, jak komentowali z wyrozumiałością Rosjanie, „co by tu właściwie gościom pokazywać – ostrzeliwanie Białego Domu, wojny w Czeczenii, porachunki gangów czy załamanie ekonomiczne z 1997 r.”?

Wydatki na środki bezpieczeństwa zamieniły Soczi w twierdzę, ale nie przekonały obywateli rosyjskich, że Kaukaz Północny jest bezpieczny.| Alicja Curanović

Jeżeli głównym celem igrzysk w Soczi miała być promocja nowego, pozytywnego wizerunku Rosji w świecie, to brakuje spójnego przekazu, czym jest i czym chce być Rosja w XXI wieku. Na dodatek wśród widzów oglądających uroczystość otwarcia zabrakło wielu przywódców najbardziej wpływowych państw – głównych adresatów całego przedstawienia. Poza prezydentami Chin i Turcji rosyjskiego przywódcę otaczali przede wszystkim „dożywotni” prezydenci byłych republik radzieckich. Minister Spraw Zagranicznych Siergiej Ławrow próbował przekonywać, że przywódcy z „aż” 44 państw towarzyszyli Władimirowi Putinowi. Ale nieobecność przedstawicieli krajów UE oraz USA była wymowna.

Zachód nie uwierzył w „nową” Rosję. Jeszcze przed rozpoczęciem igrzysk media prześcigały się w doniesieniach o fuszerkach gnębiących infrastrukturę olimpijską. Każdy mógł usłyszeć o brązowej wodzie w kranie, zepsutych wagonikach wyciągu narciarskiego, a słynne zdjęcie podwójnej ubikacji stało się hitem internetu. Pod względem wizerunkowym olimpiadę w Soczi trudno uznać za mission accomplished rosyjskiej polityki.

Należy jednak uczciwe przyznać, że w lawinie informacji na temat niedoróbek z Soczi znalazło się sporo tendencyjnego nagłaśniania detali, które mogłyby ośmieszyć gospodarzy igrzysk. Nie może to dziwić w kontekście napiętych relacji Rosji nie tylko z USA, ale i z UE. Czarny PR w mediach to zwyczajowy instrument polityki zagranicznej, na który rosyjska dyplomacja powinna być lepiej przygotowana. Wymowne są zwłaszcza częste porównania w prasie zachodniej zawodów w Soczi do Olimpiady rozegranej w Moskwie w roku 1980, porównywanie Rosji do ZSRR – gospodarki obu państw trapiła stagnacja, oba były skonfliktowane z Zachodem i wydawały ponad miarę na zbrojenia. Z powyższego zestawienia ma płynąć wniosek, że Rosja w XXI w. jest nadal poradziecka, a nie nowoczesna. Lecz skoro wiemy, iż olimpiada w Soczi nie polepszy wizerunku Rosji za granicą, czy przynajmniej „lud rosyjski” świętuje z należytym entuzjazmem igrzyska?

Infrastruktura, bezpieczeństwo, łapówki

Rosjanie nie stracili głowy dla Soczi. Według badań ośrodka Lewady, tylko 23 proc. obywateli uznaje igrzyska za „ważne”, zaś 17 postrzega je przede wszystkim jako źródło osobistej korzyści Władimira Putina i politycznego establishmentu. Jeszcze przed rozpoczęciem zawodów pojawiło się dużo głosów krytycznych, zwracających uwagę na rekordowo wysokie koszty, 51 mld USD, przekraczające trzykrotnie budżet edukacji oraz dwukrotnie opieki zdrowotnej w Rosji!

Takie kwoty, w dużej mierze wyjęte z kieszeni podatnika, wzbudzają niechęć u części społeczeństwa, która musi radzić sobie podczas wyraźnego spowolnienia gospodarczego. Koszty to nie jedyne źródło kontrowersji wokół Soczi. Lista jest o wiele dłuższa – to także protesty ekologów w związku z niszczeniem regionalnego parku narodowego; oburzenie międzynarodowej czerkieskiej diaspory, która uważa, że zawody bezczeszczą pamięć o ich przodkach zabitych lub wygnanych przez wojska Rosji imperialnej; to również liczne skargi emigrantów pracujących przy budowie obiektów w Soczi w związku z niewypłaconymi wynagrodzeniami; nagłośnione przypadki braku lub mocno spóźnionych odszkodowań dla ludzi, którzy stracili swoje domy podczas realizacji projektów olimpijskich; wreszcie pasmo skandali korupcyjnych (opozycja szacuje, że jedna trzecia wydatków na igrzyska pochłonęły łapówki); słaba jakość nowej infrastruktury czy niezwykle dotkliwy dla mieszkańców wzrost cen w samym Soczi.

Rosjanie nie stracili głowy dla Soczi. 23 proc. uznaje igrzyska za ważne, zaś 17 postrzega je przede wszystkim jako źródło osobistej korzyści Władimira Putina.| Alicja Curanović

Wydatki na środki bezpieczeństwa (prawie 10 mld USD, czyli tyle, co koszt całkowity igrzysk w Vancouver), choć zamieniły samo Soczi w twierdzę, nie przekonały obywateli rosyjskich, że Kaukaz Północny jest bezpieczny – na kilka tygodni przed rozpoczęciem Olimpiady doszło do zamachów w Piatigorsku i Wołgogradzie, które skutecznie podtrzymały w społeczeństwie strach przez terroryzmem. 66 proc. Rosjan jest przekonanych, że w ich kraju dojdzie do kolejnych zamachów.

Igrzyska w Soczi ujawniają kluczową słabość obecnego reżimu: jego niewydolność. Ani osobiste zaangażowanie Władimira Putina, ani stworzona przez prezydenta tzw. vertikal vlasti czy system mikrozarządzania (tzn. interwencje prezydenta nawet na najniższych szczeblach decyzyjnych) nie jest do utrzymania w dłuższej perspektywie w tak dużym państwie. Powszechna korupcja i słaba samorządność stanowią poważne bariery modernizacyjne. Główny cel polityczny igrzysk – poprawa wizerunku – nie został osiągnięty w stopniu proporcjonalnym do nakładów. Zachód nie przekonał się do nowej, szlachetniejszej Rosji, a i obywatele rosyjscy wiedzą swoje. Coraz więcej z nich oczekuje decentralizacji i wzmocnienia kontroli społecznej nad władzą. Rosnące niezadowolenie z obecnej sytuacji ekonomiczno-politycznej najlepiej widać w wyraźnym spadku popularności Władimira Putina (według VCIOM, obecnie 48 proc. deklaruje zaufanie do obecnego prezydenta w porównaniu z ponad 80 proc., podczas dwóch pierwszych prezydenckich kadencji).

Więcej chleba, mniej igrzysk! Tego życzyliby sobie mieszkańcy Rosji w 2014 r. I tylko Ukraińców szkoda, jak mówią Rosjanie w Moskwie, bo gdy tylko Olimpiada się skończy, Kreml się za nich weźmie. Oj weźmie.