Zmarły w 2010 r. laureat Nagrody Nobla José Saramago był niewątpliwie jedną z najważniejszych postaci dwudziestowiecznej literatury portugalskiej. Był też pewnie jednym z jej największych skandalistów. Jako członek Komunistycznej Partii Portugalii, zadeklarowany antyklerykał i pacyfista, niejednokrotnie zabierał zdecydowany głos w najbardziej kontrowersyjnych kwestiach rozpalających debatę publiczną. Publikacja jego bodaj najsłynniejszej powieści „Ewangelia według Jezusa Chrystusa” (1991, wydanie polskie 1992), w której przedstawił alternatywną, bardzo odbiegającą od kanonicznej wersję życia Jezusa, spotkała się nie tylko z potępieniem Kościoła katolickiego, ale została też oficjalnie skrytykowana przez rząd Portugalii.

Kain_okladkaPo śmierci pisarza portugalska edycja magazynu „Playboy” przygotowała sesję, w której model ucharakteryzowany na Jezusa jest otoczony przez półnagie dziewczyny, co oczywiście wywołało kolejny skandal, a pismo zostało czasowo zamknięte. Saramago zdobył sławę i uznanie przede wszystkim jako autor dystopijnego „Miasta ślepców” (1995, wyd. pol. 1999), które doczekało się hollywoodzkiej ekranizacji, oraz powieści historycznych, jak „Baltazar i Blimunda” (1982, wyd. pol. 1993) czy „Historia oblężenia Lizbony” (1989, wyd. pol. 2002). W swojej ostatniej [1] powieści „Kain” autor wraca do jednego z ulubionych tematów i po mistrzowsku przedstawia zawartą wcześniej w „Ewangelii” krytykę religii.

Historia Kaina jest jedną z najlepiej znanych opowieści Starego Testamentu. Pierworodny syn Adama i Ewy, zazdrosny o to, że Bóg odrzucił jego ofiarę, a przyjął dary młodszego Abla, zabija swojego brata, za co Pan skazuje go na tułaczkę po świecie i daje mu znamię, które ma go chronić przed śmiercią z rąk innych ludzi, tak aby jego kara nie skończyła się zbyt wcześnie. Kluczowe w tej historii wydaje się jednak zdanie, które Bóg wypowiada do Kaina zaraz po tym, jak odrzucił jego ofiarę, jeszcze przed popełnieniem zbrodni. Biblia Tysiąclecia podaje ten fragment w takim oto przekładzie:

„Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować.” [2]

Właściwa interpretacja tego jednego fragmentu była motywem przewodnim największej powieści innego z gigantów literatury XX w. – amerykańskiego noblisty Johna Steinbecka. Bohaterowie „Na wschód od Edenu” dyskutują nad dokładnym tłumaczeniem zdania „przecież ty masz nad nim [grzechem] panować”:

„Amerykańskie tłumaczenie nakazuje ludziom tryumfować nad grzechem, a grzech można nazwać niewiedzą. Przekład króla Jakuba daje obietnicę w słowie «będziesz», co oznacza, że ludzie z całą pewnością nad grzechem zatryumfują. Natomiast hebrajskie timszel ‒ «możesz» ‒ daje prawo wyboru. Kto wie, czy to nie najważniejsze słowo na świecie. Mówi ono, że droga jest otwarta. Przenosi odpowiedzialność na człowieka. Bo jeśli «możesz», to znaczy również, że «możesz nie».” [3]

Paweł Śpiewak w swoich biblijnych rozważaniach publikowanych w „Tygodniku Powszechnym” podobnie odczytuje sens tej rozmowy Boga z Kainem:

„Zwraca się tylko do niego. Jemu powierza jedną z najważniejszych nauk etycznych i od niego zdaje się oczekiwać więcej. Nie ma tu mowy o tym, że Pan odrzucił jego ofiarę. Powiedziałbym wprost przeciwnie. Stawia przeszkody, ale po to, by przed nim odsłonić obietnicę wywyższenia i samodoskonalenia.” [4]

W tej interpretacji Kain, pierwszy człowiek urodzony poza Rajem, nie zna beztroskiej bańki, jaką oryginalnie przygotował dla ludzi Stwórca. Musi stawić czoła wszystkim pokusom i przeciwnościom życia w świecie. Ale jednocześnie jest stworzony na obraz i podobieństwo Wszechmocnego, ma w sobie potencjał do tego, aby te przeciwności przezwyciężyć i mniej ważne jest, że nie podołał temu zadaniu.

Zupełnie innego Kaina przedstawia nam José Saramago. Biblijny bohater jest tutaj nieszczęsną ofiarą boskich igraszek. Bóg w „Kainie” to postać dobrze znana z „Ewangelii według Jezusa Chrystusa” – żądny krwi i łasy na pochlebstwa egocentryk, który dokonał dzieła stworzenia właściwie tylko po to, aby mieć się na kim wyżywać i zdobyć dodatkowe punkty w kosmicznej rywalizacji z innymi istotami wyższymi. „To proste, zabiłem abla, bo nie mogłem zabić ciebie, jeśli chodzi o intencje, to ty jesteś martwy” (s. 34), mówi rozgoryczony Kain do Stwórcy. Saramago odrzuca tym samym współczesną egzegezę biblijną, która przedstawia starotestamentowego Boga jako surowego, ale zawsze sprawiedliwego, tłumacząc, że ostatecznym celem jego działań jest wybawienie człowieka od zła. W „Kainie” Bóg to po prostu bezlitosny okrutnik: „Gdybyś jednak nie usłuchał rozkazu, co by się wydarzyło, zapytał izaak, Zwyczajem pana jest siać zniszczenie albo zsyłać chorobę na tych, którzy mu uchybili, Czyli że pan jest mściwy, Chyba tak, odpowiedział abraham po cichu, jakby się bał, że ktoś go usłyszy” (s. 81) .

Podobnie jak w Księdze Rodzaju, Kain Saramago otrzymuje znamię i zostaje skazany na wieczną tułaczkę. Tym razem jednak nie jest to podróż bliżej nieokreślona, ale nieustanna wędrówka w czasie i przestrzeni, podczas której uczestniczy w epizodach najbardziej znanych historii ze Starego Testamentu. Bohater służy portugalskiemu pisarzowi jako narzędzie bezlitosnego komentarza do wszystkich opowieści, w których Bóg względem człowieka – przykładając naszą nowoczesną, humanistyczną miarę – jest okrutny i bezlitosny. Tak więc Kain spotyka na swojej drodze Abrahama z Izaakiem, Lota uwięzionego w Sodomie, Mojżesza zstępującego z Synaju, który widzi Izraelitów oddających cześć złotemu cielcowi, Jozuego pod murami Jerycha, Hioba i wreszcie Noego.

W ostatniej książce noblista stosuje swój charakterystyczny styl pisania – buduje długie zdania z dość swobodną interpunkcją. Konsekwentnie stosuje małe litery przy wszystkich imionach i tytułach: adam, ewa, kain, bóg, pan. Ze znamiennym wyjątkiem „Węża” w ogrodzie edeńskim. „Kain” jest więc swoistym podsumowaniem wieloletniej kariery pisarskiej José Saramago, zarówno w sferze warsztatowej, jak i podejmowanej przez autora tematyki.

Ostatnia powieść to również bilans rachunków ikonoklasty z jego największym przeciwnikiem, którego wini za zło na świecie, a w którego decyzjach nie chce dostrzec innego sensu niż ten narzucający się od razu wrażliwemu człowiekowi w obliczu niesprawiedliwych nieszczęść: „Historia ludzi to historia ich niezrozumienia z bogiem, ani on nas nie rozumie, ani my jego nie rozumiemy” (s. 86). Portugalski pisarz pozostał do końca wierny swoim młodzieńczym ideowym wyborom. Potomek ubogich chłopów od początku sprzeciwiał się niesprawiedliwościom faszystowskiej dyktatury Salazara, która dla usankcjonowania reżimu szafowała hasłami katolicyzmu i tradycji. Saramago przyjął i realizował postawę konsekwentnego ateizmu, znajdując winnego nieszczęść zacofanej Portugalii w postaci Stwórcy. Szczęście i lepszy świat należy budować tu i teraz – zdaje nam się mówić noblista – i nie liczyć na żadne mgliste obietnice wiecznego zbawienia, jeśli Obiecujący wielokrotnie zachowuje się jak zwykły sadysta. „Kain” służy wyraźnemu wytknięciu tych bestialstw, odzierając czytelnika z resztek złudzeń co do bożych obietnic.

Główny bohater, w imieniu autora, rzuca Bogu w twarz: „oskarżam!”, nie waha się nazwać Go łotrem i w przewrotny sposób mści się na Stwórcy za jego okrucieństwa. Nie jest to, jak u Steinbecka, człowiek, który „może zapanować nad grzechem”, stawiając czoła zupełnie nowym wyzwaniom w świecie pełnym zła. To raczej rozgoryczone dziecko stworzenia, którego zło stanowi zasadę immanentną. Krytyka religii w wykonaniu Saramago to jednak nie błazen Kołakowskiego, którego sceptycyzm nie znosi dogmatów i związanego z nimi schematycznego myślenia, zachowując przy tym gotowość na dialog z przeciwnikiem-kapłanem. Nie jest to również Iwan Karamazow, który rozgoryczony wyrzuca światu niezgodność czystego ewangelicznego przesłania z rzeczywistym, praktycznym urządzeniem świata.

Krytyka religii Saramago to pozbawiona złudzeń diagnoza, że nie ma nic więcej nad tu i teraz, a stawianie tego, co „wieczne”, nad to, co „ziemskie”, prowadzi nas wyłącznie do zguby i nieszczęść. Człowiek płynie sam w swojej arce – twierdzi portugalski pisarz – i nie wolno mieć złudzeń, że będzie jakaś tęcza po potopie. Jeśli zgodzimy się z postawą autora „Kaina”, to jego bezlitosna, erudycyjna wiwisekcja dostarczy nam oręża w walce na argumenty z apologetami religii. Jeśli jednak bliższy jest nam Steinbeck ze swoim Kainem, stanowiącym symbol człowieczeństwa jako wyzwania, jakie Bóg postawił przed ludźmi, to krytyka Saramago tylko wzbogaci nasze myślenie o religii. „Historia się skończyła, nie ma już nic więcej do opowiedzenia” (s. 168). Ostatnie zdanie ostatniej powieści Portugalczyka może być wezwaniem do gorzkiej akceptacji rzeczywistości bez Boga. Równie dobrze może nas jednak sprowokować – skłonić do próby udowodnienia sobie, że jest zupełnie inaczej.

 

Książka:

José Saramago, „Kain”, przeł. Wojciech Charchalis, wydawnictwo Rebis, Poznań 2013.

Przypisy:

[1] Po śmierci José Saramago znaleziono wśród jego dokumentów niepublikowany manuskrypt z lat 50. zatytułowany „Claraboia” („Świetlik”). Portugalskie wydanie powieści ukazało się w 2011 r.

[2] Rdz 4,7.

[3] John Steinbeck, „Na wschód od Edenu”, przeł. Bronisław Zieliński, Warszawa 1958, s. 238.

[4] „Tygodnik Powszechny”, 8 grudnia 2013.