Pewnego wieczoru dwie rodziny uchodźców z Czeczeni, w tym jedna z dzieckiem, regularnie odsyłane z kwitkiem przez urzędy celne niewymienianego z nazwy europejskiego państwa – może była to Austria, Słowacja, a może Polska? – zdecydowały się przekroczyć granicę. Już dalej, na terenie docelowego kraju, zamierzali zgłosić się na policję i złożyć wniosek o azyl.

Jesień. Zapada noc, a obie pary ruszają w przygraniczny las. Wspinają się stromą ścieżką, szybko okazuje się, że latarki we wszechogarniającej ciemności są bezużyteczne. Mija pierwsza godzina. Mężczyźni na razie zachowują spokój. Przecież tereny otaczające granicę nie są zazwyczaj zbyt rozległe: nie może już być daleko. Obaj mają nadzieję, że niedługo dojdą do drogi. Szlak schodzi delikatnie w dół, wciąż gęsto zarośnięty przez trawę. Mijają dwie godziny. Dziecko jest już głodne i cały czas cicho popłakuje.

W małej grupce narasta niepokój. Trzy godziny. Ojciec dziecka prosi o przerwę, by nakarmić niemowlę, ale drugi mężczyzna upiera się, że najpierw trzeba się stąd wydostać i to tak szybko, jak tylko się da. Obaj podnoszą głosy. Z trudem ukrywają wkradający się niepokój. Pary rozdzielają się w ciszy. Matka dziecka jest wyczerpana i nie może iść dalej. Zimno staje się coraz bardziej dotkliwe. Resztką sił, rodzina idzie samodzielnie jeszcze przez godzinę, lecz wokół nic się nie zmienia. W środku nocy, w panice, ojciec opuszcza swoją żonę i dziecko, aby uzyskać pomoc. Odnajdzie oboje dopiero dwa dni później. Dziecko już nie żyje.

***

Uchodźcy – również Czeczeni – zazwyczaj starają się przekroczyć granicę na oficjalnych posterunkach granicznych. Strach przed administracją i celnikami jest lepszy niż dzika i niebezpieczna ziemia niczyja. Trzydziestoletni Asłan jest jednym z nich – czeka na swoją kolej w Brześciu, na polsko-białoruskiej granicy. Wciąż sprawdza czy dziesięciodolarowy banknot jest dobrze umocowany przy zdjęciu w jego paszporcie. Metoda okazuje się skuteczna. Od miesięcy, ten amerykański sposób otwiera wszystkie drzwi i znacznie ułatwia Czeczenom opuszczenie Białorusi.

Na przejściu granicznym, Asłan rzeczywiście ani nie zobaczy, ani nie usłyszy białoruskich celników. Polacy wydają się być uważniejsi. Nielegalni przybysze zostają prędko wysłani na komisariat policji w Terespolu. Wszyscy szukający azylu, a obecnie są to przede wszystkim Czeczeni, zostają upchnięci w pokoju, w którym niekiedy czekają po wiele godzin, zanim polski urzędnik imigracyjny przyjdzie i wybierze uchodźców: 30-40, rzadziej 50, którzy starania o azyl rozpoczynają od rozmowy z nim. Jego kryteria nie są jasne – wybiera kogo chce. Z perspektywy czeczeńskiej, decyduje przede wszystkim szczęście. Ci, którzy nie zostają wybrani, są odsyłani z powrotem na Białoruś. Pierwsza próba Asłana zakończyła się porażką. Wszyscy jednak próbują ponownie w kolejnych dniach.

Tym razem Asłan ma na sobie niebieską koszulę. Ogolił się, by wyglądać na osobę bardziej profesjonalną i godną zaufania. Przed zajęciem miejsca w kolejce, idzie do pierwszego stanowiska. Białoruska kontrola nie stanowi kłopotu. Wcześnie udaje mu się dotrzeć do Terespola. W poczekalni jest wciąż kilka pustych krzeseł, ale szybko zbiera się znaczna grupa. Asłan oferuje swoje miejsce młodej kobiecie i jej mężowi z dzieckiem na ręku. Jest wielu mężczyzn, kilka par. Jedna z nich, bardzo cicha, solidarnie patrzy nieobecnym wzrokiem – oboje są przeraźliwie niemi, jak gdyby utracili umiejętność mówienia.

W związku z dużym ruchem, Polacy otworzyli dziś drugi pokój. Asłan rozpoznaje jednego z sąsiadów z Groznego – jeszcze sprzed wojny. Mężczyzna spędził dwa lata w obozie w Inguszetii. Gdy inguskie władze postanowiły zamknąć to tymczasowe schronienie, zmuszając wysiedlonych do powrotu do Czeczeni, on wracać nie zamierzał – zdecydował się na ucieczkę. Jego rodzina dołączy do niego później, gdy osiedli się już gdzieś w Europie. Asłan dopiero zaczyna opowiadać własną historię, gdy polski urzędnik imigracyjny wchodzi do pokoju. Szybko – z kilkoma nazwiskami na kartce – ogłasza nominowanych. Asłanowi dano szansę – być może dzięki niebieskiej koszuli? Jego dawny sąsiad będzie musiał spróbować ponownie.

Rozmowa jest standaryzowana. To pierwsza część długiego procesu, w którym każdy uchodźca robi wszystko co w jego mocy, by przekonać Polskę do przyznania mu azylu. Jako członek Duńskiej Rady ds. Uchodźców (Danish Refugee Council), pozarządowej organizacji działającej w Czeczeni, Asłan został aresztowany przez rosyjskie służby w październiku 2002 r. Stało się to zaraz po tym jak duńskie władze odmówiły ekstradycji do Rosji lidera czeczeńskich separatystów Ahmeda Zakajewa – zatrzymanego w Danii na prośbę Rosji, gdy zmierzał na polityczne zebranie Czeczenów. Aresztowanie Asłana było zwyczajną zemstą.  Zatrzymanie nie trwało długo, ale zdążyło uniemożliwić całemu lokalnemu zespołowi DRC kontynuowanie pracy w Czeczenii, a nawet dalsze życie w kraju. W każdej chwili można było stać się przecież celem rosyjskich bądź – sprzyjających Rosjanom – czeczeńskich służb bezpieczeństwa. Polski urzędnik zapisuje wszystko z uwagą, nie patrząc nawet na swojego rozmówcę. Robi to w biurokratyczny, chłodny, ale wciąż akceptowalny sposób. Asłan jest dobrej myśli, czuje się bezpieczniej – jest już niemalże uratowany. Zostaje wysłany wraz z innymi do ośrodka dla uchodźców w Dębaku na obrzeżach Warszawy, gdzie czeka na miejsce – w najlepszym razie na dzielony pokój – w jednym z siedemnastu schronisk, które Polska na całym swoim terytorium przeznaczyła dla Czeczenów.

***

Od 2004 roku, gdy Polska stała się granicznym państwem Unii Europejskiej, jej odpowiedzialność w kwestiach imigracyjnych znacznie wzrosła. Warszawa musiała wykazać swoje przywiązanie do europejskiego prawa oraz przede wszystkim potwierdzić swoją świeżą przynależność do europejskiej rodziny. Polska przypuszczała oczywiście, czego oczekują od niej jej partnerzy i jakie mają być jej obowiązki – nawet jeśli nie dysponowała niezbędnymi środkami działania. Doprowadziło to stworzenia statusu „pobytu tolerowanego” – drogi pośredniej między pozytywną a negatywną decyzją, przyznaniu każdemu uchodźcy dostępu do pomocy socjalnej, zatrudnienia bez pozwolenia na pracę i możliwości wynajęcia własnego mieszkania.

Warunki życiowe w ośrodkach przy rosnącej liczbie przebywających tam osób szybko się pogarszają. Niedawno, pod koniec minionej dekady, podjęto wysiłki na rzecz zmiany sytuacji – ośrodek w Dębaku został wyremontowany przy wsparciu unijnych funduszy. Polacy jednak wciąż nie przyznają zbyt łatwo azylu czeczeńskim uchodźcom, zmuszając ich do kontynuowania swojej podróży dalej na zachód Europy. Kiedy osoby te zostają aresztowane w Niemczech, Francji bądź Austrii, podpadają pod rozporządzenie Dublin II, które zastrzega, że uchodźca powinien zostać odesłany do pierwszego kraju Unii, gdzie starał się o azyl.

Niektórzy z nich są w odsyłani do Polski, powiększając jedynie polskie obciążenie. Wśród nich częste są przypadki dalszej ekstradycji do Rosji, z której Czeczeni dopiero co uciekli. Wątpią w to, że po powrocie do „domu” ich prawa będą respektowane. Polska nie powinna tak często podejmować skrajnych decyzji o wydaleniu Czeczenów do Rosji, mogłaby raczej skupić się na reformowaniu rozporządzenia Dublin II, bądź jeszcze lepiej – odmawiać przyjmowania tych, którzy odsyłani są przez inne państwa członkowskie.

Przeł. Michał Jędrzejek