W „Kiedyś o tym miejscu napiszę” Wainaina pokazuje, jak należy pisać o Afryce. W artykule opublikowanym w 2005 roku pisarz ironicznie radził, piętnując tym samym okcydentalny dyskurs medialny: „Nigdy nie umieszczaj na okładce książki albo w środku zdjęcia zadowolonego Afrykańczyka – chyba że Afrykańczyk ten otrzymał Nagrodę Nobla. Karabinek AK-47, wystające żebra, odsłonięte piersi – to trzeba wykorzystać. (…) Koniecznie zakończ swoją książkę sceną z Nelsonem Mandelą mówiącym coś o tęczy czy odrodzeniu. Bo ty nie jesteś obojętny”. Tego wszystkiego w „Kiedyś o tym miejscu napiszę” nie znajdziemy, a po lekturze książki rzeczywiście trudno będzie pozostać „obojętnym” wobec twórczości nieznanego w Polsce pisarza.
Binyavanga Wainaina (ur. 1971), „wychował się otoczony ludźmi, których biografie padały wprost z satelitów telewizyjnych i śmigały jak rakiety”. Niedoszły absolwent finansów i marketingu z Uniwersytetu Transkei (RPA) w 2002 roku został laureatem prestiżowej Caine Prize for African Writing, nazywanej „Afrykańskim Bookerem”. Za środki z uzyskanej nagrody rok później założył czasopismo „Kwani?”, (suah. „Dlaczego?” / „Bo co?”), która stała się platformą wymiany idei dla młodych afrykańskich pisarzy. Obecnie Wainaina jest kierownikiem Chinua Achebe Center for African Literatures and Languages w amerykańskim Bard College. „Kiedyś o tym miejscu napiszę” („One Day I Will Write About This Place: A Memoir”) to debiut książkowy Wainainy – autobiograficzna powieść obejmująca okres od dzieciństwa do kryzysu powyborczego w Kenii w 2008 roku.
Eksperyment literacki
Cechą pisarstwa Wainainy jest swobodne mieszanie stylów literackich. Obok fragmentów przywodzących na myśl reportaże czy sprawozdania znaleźć można metaforyczne minieseje czy intrygujące plastycznością haiku podobne wypowiedzi. Kenijczyk posługuje się ekspresyjną, surrealistyczną poetyką, realistyczną narrację przeplatając oniryzmem. Chwilami narratorem wydaje się naiwne dziecko, miejscami zaś cyniczny komentator życia politycznego. Ten zabieg Wainaina tłumaczy w ten sposób: „Obrazy ukształtowane w dzieciństwie bywają uporczywe. Rzeczywistość jest lepszą estetyką”.
Kolejne strony utworu wypełniają sformułowania eksponujące groteskę, kontrasty kształtujące współczesne oblicze Czarnego Lądu. Zwrot w stronę narracji przesyconej abstrakcją i alegoryzmem nie oznacza jednak ucieczki pisarza przed bieżącymi problemami Afryki. Wainaina nie odtwarza świata, lecz kreuje go samemu. „Boję się nieustannie – pisze – że wpadnę i uwikłam się w swoje niechlujne formy. Kiedy budzę się świadom miejsca i czasu, odkrywam, że oddaliłem się od innych, i nie czuję się dość pewnie, by wrócić. W jakimś sensie dzięki pisaniu jestem blisko ludzi. Odpowiada mi percypowanie wielkimi skokami oraz świadomość, że mogę wrócić do tego, co napisałem. (…) Czasami chciałbym przestać pisać, bo nie mogę znieść myśli, że kiedyś pisanie mnie opuści”.
W „Kiedyś o tym miejscu napiszę” układ fabuły wydaje się nieistotny. Opowieść Wainaiany nie zawsze jest chronologiczna. Najwyraźniej widać to w opisie przełomowych momentów w życiu Kenijczyka, np. podróży do Ugandy, podczas której pada brzemienna w skutkach deklaracja wyboru profesji literackiej. Wainaina wypowiada wtedy tytuł książki – „Kiedyś o tym miejscu napiszę” i jeszcze przez jakiś czas snuje zgodnie z chronologią autobiograficzną opowieść. Zaraz potem pojawia się jednak niewielki rozdzialik, w którym autor cofa się do znacznie wcześniejszych wydarzeń. Wainaina daje czytelnikowi – a zapewne także sobie samemu – chwilę oddechu, moment na refleksję.
Polityczne zainteresowania Wainainy ograniczają się do Kenii, Ugandy, Nigerii i RPA, a zatem państw, które odwiedził. Opisy tego regionu nie mają jednak nic wspólnego z nudnymi analizami geopolitycznymi. Wainaina komentuje wybrane elementy rzeczywistości afrykańskiej – nie zawsze kluczowe dla danego kraju, lecz po prostu intrygujące pisarza z jakiegoś powodu. Skutkiem tej właśnie subiektywizacji narracji, czytelnik ma szansę poznać nastroje społeczne rodzącego się wówczas rainbow nation, „odczarnuszonego pokolenia” z okresu, „gdy pieśni wyzwoleńcze przeradzają się w pieśni imprezowe”, a „pieniądz postanowił, że będzie jak tęcza”. Z kolei w przypadku Ugandy i Rwandy opisy tych krajów potraktowane zostały po macoszemu, a wielka polityka zeszła na drugi plan w stosunku do wspomnień rodzinnych.
Harmonia czy akordeon?
Jednym ze słów-wytrychów nadużywanych przez Wainainę jest „akordeon”. Pisarz wprowadza je w zaskakujących kontekstach, stosuje jako ornament, za pomocą którego przerywa główny wątek narracji. Polski wydawca – któremu trzeba oddać honor za wprowadzenie do książki w formie przypisów wielu niezwykle ciekawych i pomocnych objaśnień – niestety nie zadbał o wytłumaczenie funkcjonalności tego pojęcia.
Akordeon – w zamyśle jego XIX-wiecznych twórców – miał się stać urządzeniem zdolnym do imitowania głosu ludzkiego. Harmonia (zwyczajowa nazwa akordeonu) szybko stała się jednym z symboli folkloru miejskiego, a muzyka na akordeon trafiła w gusta zarówno robotników, jak i awangardy artystycznej. W Afryce akordeon bywa z kolei kojarzony z krwawym dyktatorem z Ugandy Idim Aminem, wielkim miłośnikiem tego instrumentu. W Kenii akordeon zyskał na popularności dzięki mwomboko – tradycyjnemu tańcu grupy etnicznej Kikuju (film z nagraniem zespołu H. M. Kariuki). Tropy te – łączące stworzenie przez Europejczyków „magicznego” instrumentu imitującego człowieka, spajające Kenię i Ugandę, kręgi kulturowe obydwojga rodziców pisarza, tzw. kulturę wysoką z folklorem – tłumaczyć mogą zafrapowanym czytelnikom „akordeońskość” pisarstwa Wainainy.
Zjawisko to – które antropolodzy nazwać mogliby hybrydyzacją kultury – najłatwiej prześledzić w sądach Wainainy wygłaszanych w związku z polityką językową Kenii. Oficjalnie językami urzędowymi tego kraju są angielski i suahili, z tym że ten ostatni posiada także status języka narodowego. Każda grupa etniczna posługuje się jednak odmiennymi językami, dialektami, narzeczami. Jakim zatem głosem mówią naprawdę Kenijczycy, pyta Wainaina?
Pisarz piętnuje kakofonię społeczno-kulturową Kenijczyków, zjawiskiem językowej różnorodności tłumaczy brak umiejętności wypracowania ponadplemiennego konsensu politycznego. Stwierdza przy tym z wyrzutem: „Toczy się polityczna walka o wyswobodzenie zagrożonych tożsamości. Każdy język chce zdobyć przestrzeń całej polityki”.
Wainaina sam dorastał w środowisku, w którym ojciec posługiwał się (kolejność według ważności) kikuju, angielskim oraz suahili. Matka z kolei mówiła w kinyarwanda, suahili i luganda. Wainaina wychował się na prozie angielskiej. Zna także sheng – pidżyn językowy z Nairobi. Stosuje różne języki w odmiennych kontekstach, płynnie zmieniając tożsamość społeczną.
Według Wainainy w Kenii najdonośniej słychać kimay. Pisarz tworzy to słowo na określenie dźwięków, które słyszy, czasem rozumie, ale nie potrafi się nimi posługiwać (prefiks klasowy „ki” w suahili występuje m.in. w nazwach języków; np. kiingereza to język angielski; warto dostrzec podwójną grę słów: kimya w suahili oznacza ciszę). Ki-kamba, ki-ganda – to dźwięki etniczności wschodnioafrykańskiej. Z kolei kimay oznacza dysharmonię tej muzyki tudzież ciszę i pustkę w dialogu ogólnospołecznym.
Zaginiona tożsamość
Na początku 2014 r. Binyavanga Wainaina dopisał ostatni rozdział swej autobiografii literackiej. Krótki esej „I am a homosexual, mum” uznać można za podsumowanie refleksji Kenijczyka nad przemianami tożsamości afrykańskiej. Szczera, miejscami wybujała, przełamująca konwenanse, oparta na fantazjach, mitach, walcząca z dyskryminacją i uprzedzeniami, na wskroś tolerancyjna – taka jest właśnie tożsamość społeczna (w tym seksualna) całego pokolenia Wainainy.
Powstanie tego manifestu umieścić należy w kontekście penalizacji homoseksualizmu, która zachodzi obecnie w wielu państwach Czarnego Lądu, w tym w Ugandzie, skąd pochodziła matka Wainainy. Coming out pisarza to gest prowokujący, dowód dojrzałości społecznej, ale także pozycji pisarskiej Kenijczyka. To również apel o konieczność przedefiniowania tożsamości ogólnoafrykańskiej, odnalezienie na nowo własnego miejsca w uniwersum cywilizacyjnym Czarnego Lądu.
Celem Wainany jest eliminacja ksenofobii z kultur afrykańskich. Wrogość wobec „inności” ma, jego zdaniem, wiele oblicz. Prześladowane mniejszości łączyć może orientacja seksualna, etniczna czy np. klasowo-ekonomiczna. Pisarz stwierdził: „My nie wiemy, co znaczy mieć dwie ojczyzny: dom dom (dom do kwadratu, jak mówimy, czyli klan, dom, gdzie się przyszło na świat) oraz dom od tego domu odległy – dom przyszłości, niezaistniałe jeszcze miejsce zwane Kenią. (…) A plemię ciałem się stało i mieszkało między nami”.
Ratunkiem dla tożsamości Afrykanów – nie tylko Kenijczyków – jest, zdaniem Wainainy, stworzenie nowych form identyfikacji społecznej, które zastąpią upolitycznioną, ksenofobiczną etniczność. Pisarz nie ukrywa swoich sympatii wobec idei panafrykańskiej – chce jednak, aby była bardziej refleksyjna, nowoczesna, a przy tym masowa. Afryka staje się „miejscem, o którym napiszę” – przestrzenią stwarzaną w umysłach jej mieszkańców, wspólnotą dialogu i pojednania. Jego propozycję intelektualną dla Afryki nazwać można „egzorcyzmowaniem afropolitanizmu” (Exorcizing Afropolitanism) – obrzędem poświęcenia, który ma na celu uwolnienie Afrykanów od wpływu złych duchów przeszłości, obrazów wojen, barbarzyństwa i zniewolenia.
Książka:
Binyavanga Wainaina, „Kiedyś o tym miejscu napiszę. Wspomnienia”, przeł. Marcin Michalski, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2014