Co ciekawe, zaczynamy nie od jednego, a już od dwóch, i to organizowanych w różnych miastach. Jako pierwszy wystartował BETON Film Festiwal w Warszawie, poświęcony architekturze, a równo dwa tygodnie po nim miał miejsce MIASTOmovie: Wro we Wrocławiu. Od końca pierwszego wprawdzie już minęło kilka tygodni, jednak fakt, że przed chwilą swój finał miał festiwal w stolicy dolnego Śląska, stanowi dobrą okazję do porównań.
Sukcesy i porażki modernizmu
BETON Film Festiwal już przez samą nazwę zdradzał, że będzie dotyczył architektury, a w szczególności modernizmu. Tegoroczna, pierwsza edycja koncentrowała się wokół utopii, jaką obiecywał i tego, co z niej przetrwało do naszych czasów. Zorganizowany w pięknych przestrzeniach warszawskiego SARP-u, przez kilka dni marcowych (14-16.03) stał się centrum spotkań wszystkich zainteresowanych tematyką miejską. Sprofilowanie festiwalu na architekturę poskutkowało tym, że na seanse przychodziła bardzo duża liczba osób – nie tylko studentów Politechniki Warszawskiej. Widać, że ta tematyka cieszy się obecnie dużym wzięciem. Chyba nawet organizatorzy nie spodziewali się takiego zainteresowania, co było widać w kilku potknięciach technicznych, jakie miały miejsce w trakcie jego trwania (np. brak napisów, manipulowanie przy filmach w trakcie ich wyświetlania). Festiwal jednak okazał się interesujący, przede wszystkim dzięki temu, że wychodził– zarówno w filmach, jak i w dyskusjach, które toczone były po projekcjach – poza temat samej architektury. Seansów było niemało (10 filmów w ciągu 3 dni), a części z nich towarzyszyły dyskusje panelowe.
Absolutnym hitem tego festiwalu okazał się film „The Prutt-Igoe Myth” (reż. Chad Freidrichs), który zapełnił wszystkie siedzenia, nieomal wszystkie pufy i trochę przestrzeni pomiędzy nimi. Ten bardzo emocjonalny dokument opowiada historię osiedla mieszkaniowego z St. Louis, którego zburzenie po dziś dzień stanowi dla niektórych symbol klęski modernizmu. Na Prutt-Igoe zazwyczaj patrzy się w perspektywie architektonicznej, prezentowany obraz pokazywał jednak różnorodność możliwych spojrzeń (zawiera wiele wywiadów z jego mieszkańcami, żywo wspominającymi dawne czasy), a także umiejscawiał je w szerszym kontekście wydarzeń społeczno-gospodarczych z drugiej połowy XX w. w Stanach Zjednoczonych. Pod tym względem dotykał kwestii realizacji utopii modernizmu, wskazując na procesy, które – poza samym nurtem i tworzącymi go architektami – wpłynęły na jej ostateczny upadek. Sugerował również, że utopia ta sama w sobie nie była zła, a jej późniejsze postrzeganie zmieniły procesy takie jak dezindustralizacja czy suburbanizacja. Zwróciło to uwagę panelistów, którzy w debacie podkreślali, że dziś rozmowa na temat dziedzictwa architektury modernizmu powinna być prowadzona właśnie w szerszym kontekście społeczno-politycznym, a nie jedynie w obrębie samej architektury. Ten wniosek jednak znamy, ponieważ debata na ten temat trwa już od jakiegoś czasu. Trudno zatem powiedzieć, czy BETON wpłynął jakoś na jej wzbogacenie.
[yt]g7RwwkNzF68[/yt]
Poza granice architektury
Z kolei Wrocławski „MIASTOmovie: Wro”, który odbywał się w kinie Nowe Horyzonty, wyszedł już poza ramy samej architektury. Wybór filmów prawdopodobnie został podyktowany najważniejszymi tematami toczącej się aktualnie debaty o mieście, czyli: estetyką miasta (tutaj obejrzeliśmy znany już niektórym film „This Space is Available”, reż. Gwenaëlle Gobé), destrukcyjną działalnością galerii handlowych (któremu towarzyszył pokaz filmu „Malls R Us”, reż. Helene Klodawsky), rolą rzeki w mieście oraz problemem odwrócenia niektórych miast od swoich rzek (towarzyszył mu pokaz filmu „Lost Rivers”, reż. Caroline Bâcle), oraz problemem rewitalizacji (podejmowany w kontekście filmu „Zurbanizowani”, reż. Gary Hustwit). Jak widać zatem, zestaw filmów okazał się objętościowo nieco skromniejszy, niż w przypadku BETONu (pomijając wszystkie wydarzenia towarzyszące samemu festiwalowi – wystawy artystyczne, warsztaty sitodruku, koncert muzyczny oraz specjalne pokazy – tych z kolei było więcej niż w przypadku festiwalu warszawskiego), jednak zróżnicowanie filmów oraz tematów, których dotykały, wypadało w tym kontekście zdecydowanie na korzyść „MIASTOmovie: Wro”.
Myślę, że w czasie, gdy niektóre zaangażowane środowiska już zaczynają wyłaniać ze swych szeregów przyszłych kandydatów na radnych, prezydentów oraz urzędników miejskich, takie inicjatywy jak festiwal filmów o mieście, mogą się temu tylko przysłużyć | Wojciech Kacperski
Moim faworytem był film o galeriach handlowych. Ich kwestia dotąd wybrzmiewała w Polsce dość rzadko i zbyt cicho, bo jedynie przy okazji budowy kolejnych centrów na nowych osiedlach mieszkaniowych lub przy dworcach kolejowych (zbudowano ich co prawda niemało w ostatnim czasie, jednak debata wokół nich dość szybko przycichała). Dyskusja po filmie na temat roli, jaką pełnią obecnie galerie handlowe w miastach, pokazała, że jest to temat bardzo gorący (pełna sala na widowni, najwięcej zadawanych pytań, sporo polemicznych głosów) i chyba wciąż oczekujący na lepsze wybrzmienie, chociażby w kontekście „reklam wielkoformatowych”. Ukazała ona także, że nie wszyscy jeszcze mamy dobre pojęcie o tym, jak niszczycielskie dla tkanki miejskiej mogą być galerie handlowe. Zupełnym niepodobieństwem jest bowiem łączyć te miejsca z – nawet ogólnie pojętą – „rewitalizacją”, a tak często robiono.
[yt]C6m0KwBzOpU[/yt]
Filmować o architekturze
Z pewnym zdziwieniem odebrałem obecność na obu tych festiwalach filmu „Zurbanizowani”. Dokument ten wprawdzie dotyka zarówno miasta, jak i architektury, występuje w nim cała gama najbardziej znanych architektów świata (od Oscara Niemeyera poprzez Rema Koolhasa po Jana Gehla), ponadto porusza on tematy, które są w tym kontekście bardzo istotne (skupia się bowiem nad tym, jak powinno wyglądać współczesne planowanie, a także zagospodarowywanie obszarów zdegradowanych). Przyznać trzeba jednak, że popularność obrazu Garego Hustwita trochę nie odpowiada wartości jego przekazu. Film ten stanowi zbiór kilku ładnych widoczków ze światowych metropolii, opis kilku ciekawych projektów, a nade wszystko – pean na cześć miasta i jego możliwości. Jest to obraz, który ogląda się bardzo dobrze, ale tylko za pierwszym razem. Rozumiem zatem fakt, że pokazuje się go wszędzie, choć z drugiej strony jego „wszędobylskość” jest cokolwiek dziwna. Mam nadzieję, że nie wynika to stąd, że po prostu nie ma dobrych filmów o architekturze oraz miastach. Rozumiem jednak, że jest na tyle ważny, że nie powinno go było zabraknąć ani na jednej „pierwszej edycji” festiwalu, ani na drugiej.
Być może obu tych festiwali nie sposób porównywać, ponieważ podejmowały zupełnie różne tematy – jeden koncentrował się wokół pytania, czym dziś jest dla nas utopia modernizmu, natomiast drugi zdawał się skupiać na aktualnych problemach, które trapią nasze miasta. Wspólna im jednak była pewna chęć otwarcia debaty o mieście na zwykłych, na co dzień niezaangażowanych w tematykę miejską odbiorców – i myślę, że to jest ten element takiego festiwalu filmowego, który stanowi szansę na sukces – nie tylko dla niego, lecz także dla nas, to jest osób aktywnie uczestniczących w miejskiej debacie publicznej. Pierwsze edycje przyciągnęły najbardziej zaangażowane w tej dyskusji strony. Fakt zorganizowania obu tych festiwali odczytywałbym jako szansę na otwarcie rozmów, którą aktywiści i sympatycy miasta prowadzą już od kilku lat, na jeszcze szerszą publiczność. Myślę, że w czasie, gdy niektóre zaangażowane środowiska już zaczynają wyłaniać ze swych szeregów przyszłych kandydatów na radnych, prezydentów oraz urzędników miejskich, takie inicjatywy mogą się temu tylko przysłużyć. Zwracają one bowiem uwagę szerszej publiczności i przestają być tylko gratką dla wąskiego grona zainteresowanych, które zna siebie i swoje opinie na różne tematy. Podkreślają także wagę tematów poruszanych w panelowych dyskusjach oraz w wyświetlanych filmach, co pozwala wierzyć, że po pewnym czasie coraz więcej osób zacznie uważać za istotne kwestie ładu przestrzennego, handlu w mieście czy też rewitalizacji oraz będzie umiało ująć je w odpowiedni sposób.