„Give me a one-handed economist!
All my economists say, On the one hand, on the other.”
Harry Truman
Kiedy zaczynałam czytać książkę Heinera Flassbecka, byłam nastawiona bardzo sceptycznie. Wychowanka austriackiej szkoły ekonomii kontra esej wydany przez lewicowe wydawnictwo? To się nie może dobrze skończyć! Obyło się bez głębokiego uszczerbku na zdrowiu psychicznym, zarówno własnym, jak i otoczenia. Spodziewałam się traktatu wypełnionego ideologią, a odkryłam tekst zawierający ciekawą i dość obiektywną, w moim przekonaniu, ocenę rzeczywistości. Książka zmusi do myślenia każdego, kto interesuje się ekonomią, nawet najbardziej zagorzałych gospodarczych liberałów.
Flassbeck rozprawia się z popularnymi opiniami na temat przyczyn kryzysu ekonomicznego, który zaczął się w 2009 r. w Stanach Zjednoczonych, a w następnych latach dotknął strefę euro. Autor przedstawia rzeczową analizę ekonomiczną dbając jednocześnie o komunikatywność tekstu – dzięki przystępnemu językowi rzecz czyta się łatwo i przyjemnie. A zadanie nie było proste, gdyż opisywane przez Flassbecka zależności makroekonomiczne są dużo bardziej skomplikowane niż to, co przeciętny czytelnik wie o gospodarce i handlu międzynarodowym. Rozmiar zadania odzwierciedla tytuł pracy – obalanie głęboko zakorzenionych mitów nie jest łatwe. Prezentowane tezy i przemyślenia stają się przyjemną odmianą od powtarzanych jak mantra przez opinię publiczną oskarżeń dotyczących niegospodarności krajów południowych. Nawet wtedy, gdy chwilami nie zgadzałam się z zaproponowanymi poglądami, punkt widzenia Flassbecka zmuszał mnie do głębszego przemyślenia zagadnienia, w odróżnieniu od sądów narzucanych przez polityków i media głównego nurtu. Esej nie stanowi spójnego projektu polityki ekonomicznej Unii Europejskiej, lecz raczej zbiór luźnych przemyśleń na temat niespójności rozpowszechnionych opinii. Tym samym po lekturze nie należy spodziewać się gotowych rozwiązań, jest to raczej punkt wyjścia do dalszej dyskusji o ekonomicznej przyszłości Europy.
O jakie mity zatem chodzi? Pierwszy dotyczy efektywności rynków finansowych, czyli założenia, że ceny aktywów w pełni odwzorowują wszystkie informacje dostępne na ich temat. Drugi porusza kwestie (nie)zależności polityki makroekonomicznej od procesów politycznych. Rozdziały trzeci do siódmego rozprawiają się z mocno zakorzenionym w opinii publicznej przekonaniem, że przyczyn kryzysu należy szukać w zadłużeniu krajów południowych. Mit ósmy to przeświadczenie, że inflacja zawsze wynika z nadmiaru pieniądza krążącego w gospodarce. Dziewiąty i dziesiąty rozdział dotyczą roli Niemiec w Europie, przekonania, że Republika Federalna finansuje działanie całej unii walutowej. O ile dość łatwo wyprowadzić czytelnika z przekonania, że rynki finansowe są efektywne, dużo trudniej jest kazać mu uwierzyć, że spłata zadłużenia przez Grecję rozwiąże europejskie bolączki. Część pracy dotycząca mitów o zadłużeniu jest zdecydowanie najciekawsza, ale też najtrudniejsza do zrozumienia dla osoby niezajmującej się na co dzień teorią ekonomii. Warto jednak zainwestować czas w rozszyfrowanie wywodów Flassbecka, gdyż pozwoli to na poznanie argumentów wolnych od populistycznych tez znanych z telewizji.
O ile opis mitów oraz ich krytyka w wartościowy sposób wyjaśniają funkcjonowanie popularnych sądów, o tyle nie potrafię zgodzić się z opinią autora na temat źródeł tych mitów. Flassbeck dopatruje się narodzin owych błędnych przeświadczeń w niedostatkach teorii ekonomicznej i prowadzi swój wywód w tonie głębokiej krytyki ekonomii jako nauki w ogóle, a także świata akademickiego. Ten ostatni – jak stwierdza autor – nie potrafił przewidzieć kryzysu, dlatego że uwierzył w niezawodność rynku, formułując swoje opinie na podstawie błędnych modeli ekonomicznych, przede wszystkim modelu neoklasycznego. Ten oskarżycielski ton wywołał we mnie uczucia wprost matczyne, nakazujące mi stanąć w obronie honoru dziedziny, której poświęciłam życie zawodowe. Teza Flassbecka, która patronuje liście dziesięciu mitów, to stwierdzenie, iż teoria ekonomii jest przestarzała, nieprzystająca do rzeczywistości i w żaden sposób nie pomaga rozwiązać problemów dręczących światowe gospodarki od 2009 r. Ba, pada nawet stwierdzenie, iż ekonomia nauką w ogóle nie jest!
Charakterystyka ta nie jest jednak prawdziwa. Flassbeck nie mówi bowiem prawdy, twierdząc, że wszyscy ekonomiści to neoklasycy posłusznie wierzący w racjonalność konsumentów, w Bena Bernankego oraz ekwiwalencję Ricardiańską (czyli stwierdzenie, iż niezależnie od metody finansowania deficytu budżetowego popyt globalny w gospodarce nie ulega zmianie). Krytykowana przez autora szkoła neoklasyczna zakłada, że konsumenci podejmują decyzje racjonalnie, maksymalizując swoją użyteczność w warunkach pełnej informacji oraz konkurencji doskonałej. Jeśli te założenia są prawdziwe, to według neoklasycznych ekonomistów rynek pozostawiony sam sobie doprowadzi do sytuacji optymalnej, a jakakolwiek interwencja rządowa sytuację tę może jedynie pogorszyć. W rzeczywistości każdy, kto na poważnie zajmuje się nauką ekonomii – nawet Paul Samuelson, który uosabia szkołę neoklasyczną – zdaje sobie sprawę z zawodności rynków, asymetrycznej informacji, nieracjonalnych zachowań konsumentów oraz kształtowania polityki gospodarczej nie jako narzędzia maksymalizacji materialnego dobrobytu społeczeństwa, lecz pod wpływem decyzji stricte politycznych, np. pod wpływem lobbystów lub dla zwiększenia szansy reelekcji. Co więcej większość ekonomistów, którzy są świadomi niekompletności modeli ekonomicznych przez nich opracowywanych, wygłasza w pracach naukowych poglądy stonowane. Właśnie takiego podejścia nie lubił prezydent USA Harry Truman.
Atakując ekonomię jako naukę, Flassbeck w zasadzie atakuje jeden jej nurt, którego tezy coraz częściej podawane są w wątpliwość. Behawioralne teorie ekonomii oraz finansów, które odchodzą od założenia, że istnieje racjonalny homo oeconomicus, powstały prawie pięć dekad temu (por. prace noblisty Daniela Kahnemanna) i na stałe goszczą w podstawowym programie nauki ekonomii. Od lat 90. ubiegłego wieku szybko rozwija się behawioralna teoria makroekonomii (tu warto zapoznać się z pracami Paula de Grauwego oraz Seppa Honkapohjiego). Teorie zawodności wolnego rynku w obliczu asymetrycznej informacji rozwijane od lat 70. przyniosły Nagrody Nobla George’owi Akerlofowi oraz Leonidowi Hurwiczowi wraz z duetem Maskin i Myerson. Szkołę ekonomii politycznej oraz teorii wyboru publicznego, które niebezpieczeństwa polityki ekonomicznej dostrzegają w ich zależności od procesów politycznych, reprezentują nobliści James Buchanan, Amartya Sen, Oliver Williamson oraz jedyna kobieta w gronie uhonorowanych przez Bank Szwecji – Elinor Ostrom.
Tę listę można rozwijać, dodając do niej kolejne fragmenty ekonomicznej układanki, z której tylko dwa elementy to monetaryzm i szkoła neoklasyczna. Dwuręczni ekonomiści wiedzą, że wolny rynek nie zawsze i nie wszędzie prowadzi do poprawy dobrobytu i że to, czy tak właśnie jest, zależy od bardzo wielu czynników.
Dlaczego zatem teoria neoklasyczna, w opisanej mnogości poglądów, zajmuje w opinii publicznej miejsce wyjątkowe, a dwuręczna nauka ekonomii zamienia się w kaleką politykę gospodarczą? Mechanizm przypomina tytułową zabawę w głuchy telefon. Aby go wyjaśnić, posłużę się scenką rodzajową: przyrośnięty do katedry i zatopiony w skomplikowanych równaniach Profesor X zostaje poproszony przez Posła Y o pomoc w sformułowaniu nowej polityki gospodarczej. Poseł Y najprawdopodobniej nigdy z makroekonomią na poziomie akademickim do czynienia nie miał, względnie ukończył 30-godzinny kurs podstawowy na studiach społecznych (inaczej przecież nie potrzebowałby pomocy specjalisty). Oczywiście, podobnie jak cytowany Harry Truman, spodziewa się jednoznacznych odpowiedzi i prezentacji prostych zależności. Nieszczęsny ekonomista staje przed konfliktem tragicznym: zadowolić polityka i pozwolić sobie odciąć rękę? Zrezygnować z rzetelności analizy na korzyść faktycznego wpływu na kształt polityki gospodarczej? A może wrócić do katedry? Ale ekonomia nie jest przecież „sztuką dla sztuki”. Niezależnie od wyboru Profesora X w końcu znajdzie się taki, który podobnych skrupułów mieć nie będzie i z ochotą utraci prawicę. W następnym akcie tragedii przedstawiam Dziennikarza Z, który o ekonomii wie równie mało, a i czasu na zrozumienie zagadnienia ma dużo mniej niż Poseł Y zasiadający miesiącami w komisji legislacyjnej. Gra w głuchy telefon nabiera rozpędu: wersja polityki gospodarczej przedstawiona opinii publicznej ma już niewiele wspólnego z teorią ekonomii, którą Profesor wykładał z katedry w akcie pierwszym.
Nie muszę chyba dodawać, że na końcu kolejki naszej dziecięcej zabawy jest wyborca, który swoje decyzje ekonomiczne i polityczne opiera na zniekształconym przekazie. Powyższa scenka rodzajowa tłumaczy także, dlaczego teoria neoklasyczna zajmuje miejsce tak prominentne: „niewidzialna ręka rynku” Adama Smitha czy Model IS/LM Johna Hicksa są na tyle proste do zrozumienia, że w niezmienionym stanie pozostają w pamięci społeczeństwa po zniekształceniu przez głuchy telefon. Dostarczają także jednoznacznych odpowiedzi (oczywiście przy spełnieniu określonych założeń), czyli tego, czego oczekuje publika. Właśnie narodził się mit, że wolny rynek jest odpowiedzią na wszystkie problemy!
W swojej książce Flassbeck krytykuje ekonomię i ekonomistów, choć tak naprawdę problem leży zupełnie gdzie indziej. Nie będę tu promować koncepcji lepszego wykształcenia ekonomicznego społeczeństwa. Po pierwsze, to zadanie nierealne, gdyż wymagałoby kształcenia nie na poziomie szkoły średniej, ale raczej studiów doktoranckich. Po drugie, problem teorii ekonomicznych pozostających w konflikcie, takich jak szkoła neoklasyczna i neokeynesizm wcale nie zniknie z racji lepszego wykształcenia. Wręcz przeciwnie. Ekonomia jest nauką społeczną i konflikt w niej zawarty jest dużo głębszy niż nam się często wydaje. Nawet gdy znajdziemy odpowiedź na pytanie, jaka polityka jest w danej sytuacji najlepsza, zasadniczy problem pozostanie. Po pierwsze, co to znaczy najlepsza? To jedno z tych pytań, które są jak włożenie kija w mrowisko. Po drugie, odpowiedzi na pytanie, czy wolny rynek czy też może redystrybucja i interwencja rządowa, szukać należy często wcale nie w teorii ekonomii, ale raczej w socjologii lub filozofii. Posłużę się przykładem wyników eksperymentu opublikowanego przez Hoffman et al. w 1996 r. (por. też Alesina i Angeletos, 2005). Ludzie biorący udział w eksperymencie (tzw. grze w ultimatum) otrzymują do dyspozycji pewną ilość pieniędzy i mogą zdecydować, czy zachować je dla siebie czy może podzielić się z innymi uczestnikami. W większości tego typu eksperymentów okazuje się, że najczęściej dzielą się z innymi, oddając im około 40% do 60% całości. Przynależność do grupy „darczyńców” i „obdarowanych” wyznaczana jest losowo. Wniosek: inaczej niż tłumaczy racjonalny model homo oeconomicus zdaje się, że społeczeństwo uznaje normy i zasady sprawiedliwości nakazujące pomoc bliźnim. Błąd. Elisabeth Hoffman i jej współautorzy odkryli, że ci sami ludzie, którzy w pierwszej rundzie oddawali połowę dochodu, przestają to robić, gdy przed decyzją o redystrybucji proszeni są o rozwiązanie testu wiedzy ogólnej, a prawo rozdzielenia pieniędzy nabywają nie w drodze losowania, lecz jako zwycięzca owego testu. Odkryta norma społeczna znika, gdy zamiast losowego mechanizmu wprowadzimy element wynagrodzenia za pracę. Zasadnicze pytanie ekonomii dotyczące redystrybucji dochodów sprowadza się zatem do zagadnienia filozoficznego: czy ludzie rodzą się jako tabula rasa, a sukces zawdzięczają własnym decyzjom, czy też może z zestawem losowych cech charakteru, które sprawiają, że jedni w życiu odnoszą sukces, a inni nie? Na to i podobne pytania próżno szukać odpowiedzi w ramach teorii ekonomii.
Powyższe dygresje miały na celu poparcie mojej opinii o przyczynie istnienia opisanych przez Flassbecka mitów. Te mity żyją nie dlatego, że ekonomia kuleje jako nauka, czy też dlatego, że ekonomiści nie godzą się przyznać, że wolny rynek nie zawsze jest optymalnym rozwiązaniem. Istnieją, bo kształtowane są przez kombinacje czynników politycznych, niewiedzy, niechęci zrozumienia skomplikowanych zagadnień oraz wynikającej z niej tendencji do upraszczania rzeczywistości po stronie polityków, mediów, a wreszcie społeczeństwa. Ekonomia nie jest kulawa – nie należy oczekiwać od niej odpowiedzi na fundamentalne problemy dotyczące natury ludzkiej, co do których nie mamy pewności, czy mogą być rozwiązane w ogóle.
Tym samym proszę, czytelniku o dowolnych poglądach, przeczytaj „10 mitów kryzysu” i przestudiuj dogłębnie przedstawione zagadnienia, ale nie wiń za kryzys Profesora X!
Literatura:
— Alberto Alesina and George-Marios Angeletos (2005), „Fairness and Redistribution. The American Economic Review”, 95. s. 960-980.
— Elisabeth Hoffman et al. (1996), „On expectations and the monetary stakes in ultimatum games. International Journal of Game Theory”, 25. s. 289-301.
Książka:
Heiner Flassbeck, „10 mitów kryzysu”, przeł. Michał Sutowski, wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013.