Najnowszą odsłoną tego trwającego od czterech lat przedstawienia jest pojedynek między „smoleńskimi dziećmi” na prawicy, a „salonowymi dziećmi” poza nią. Owe stosowane przez konkurencyjne czasopisma nazwy trafnie oddają element infantylizmu obecny w tych potyczkach. Element, który trzeba ujmować jednak o tyle delikatnie, że dotyczy sprawy bardzo poważnej, dotykającej politycznych dążeń i emocji tak głęboko zakorzenionych w aktorach życia publicznego, jak tylko jest to możliwe. Pojedynek ten dotyczy odmiennych wizji państwa i jego politycznej przyszłości, chociaż mało kto mówi w tym wypadku o państwie.
Z jednej strony, trudno nie odnieść wrażenia, że gdyby Antoni Macierewicz potrzebował dla udowodnienia tezy o zamachu przyjąć za przyczynę katastrofy laser z kosmosu, zrobiłby to bez mrugnięcia okiem. Intencje, które nim kierują, mogą być przy tym zupełnie szczere i szlachetne – nie ma to większego znaczenia. Działalność jego samego oraz wspierających go osób ostatecznie nie skłania do wyważonych ocen.
Badanie okoliczności katastrofy smoleńskiej byłoby odbierane poważniej, gdyby zespół Antoniego Macierewicza, ale i prawicowi dziennikarze, skoncentrowali się na badaniu nieprawidłowości proceduralnych oraz niedoskonałości instytucji państwa. Skuteczne sprzyjanie ich naprawie służyłoby też lepiej państwu. | Tomasz Sawczuk
Z drugiej strony, nie można lekceważyć emocji i przekonań osób, do których przemawia hipoteza zamachu, a także tych, którzy ją jedynie dopuszczają. Ci pierwsi, nieliczna dziś grupa zwolenników teorii zamachu, doznali potężnej straty. Oto ich reprezentant polityczny, a zarazem człowiek, w którym pokładali moralną wiarę, zginął w niejasnych okolicznościach we wrogiej Rosji. Stało się to za rządów jego politycznych przeciwników, a w dodatku w sytuacji widocznej (zaplanowanej?) niewydolności części instytucji zajmujących się sprawą. Ich wrogość wobec oficjalnej wersji zdarzeń jest łatwo zrozumiała i – choć zbyt jednostronna – możliwa do uzasadnienia.
Ci ostatni – żądający „wyjaśnienia sprawy”, ale nie przesądzający kwestii zamachu – swoją postawą zdają się podkreślać, że w wyniku katastrofy ucierpiała powaga państwa, której nigdy potem nie odbudowano. Winy związane ze Smoleńskiem nie zostały ich zdaniem zadośćuczynione. Samodzielne badanie wszelkich możliwych przyczyn katastrofy ma więc pokazywać, że tak doniosła sprawa wymaga wszechstronnej uwagi, podczas gdy rząd poświęca katastrofie tej uwagi niewiele.
Obie te postawy okazują się przeciwskuteczne. Problem pierwszej z nich polega na tym, że owo silne wzburzenie przekuwane jest na język mesjanizmu i moralnego absolutyzmu, a nie na język budowania politycznej wspólnoty. Polityczna skuteczność i polityczny postęp są w tej perspektywie kwestią drugorzędną, którą należy złożyć na ołtarzu Prawdy. Prowadzi to ostatecznie do budowania coraz bardziej fantastycznych teorii nie tylko nie pozwalających na naprawę instytucji państwowych, ale ośmieszających samo badanie okoliczności katastrofy.
Problem drugiej postawy polega na naiwnej wierze, że kwestię badania faktów dotyczących katastrofy można rozdzielić od kwestii bieżących ocen politycznych. Tym samym reprezentanci postawy drugiej – chcąc czy nie chcąc – wspierają działania Antoniego Macierewicza, co ma dokładnie takie same skutki jak w wypadku postawy pierwszej.
Lewica i centrum najbardziej w tym kontekście obawiają się bowiem właśnie owego niekontrolowanego, nie wiadomo dokąd zmierzającego, ocierającego się wręcz o religijny kult zmarłego prezydenta, smoleńskiego radykalizmu. Projekt politycznej naprawy państwa mógłby zaś skuteczniej szukać szerokiego wsparcia. Potencjalne profity polityczne są więc marnowane, a warta aprobaty wola dbałości o jakość państwa i szacunek dla jego instytucji rozmywa się w rynsztoku codziennych partyjnych połajanek.
Do powtarzanej często tezy o tym, że nasza polityka zostanie uzdrowiona, gdy odejdzie z niej pokolenie Solidarności dojść może kolejna – że nie będzie ona w pełni zdrowa, gdy w polityce wciąż będą aktywni ludzie, którzy przeżyli tragiczny 10 kwietnia 2010 r.| Tomasz Sawczuk
Zdaje się z tego płynąć jeden wniosek. Badanie okoliczności katastrofy smoleńskiej byłoby odbierane poważniej – i służyło powadze sprawy, co jest przecież celem prawicy – gdyby zespół Antoniego Macierewicza, ale i prawicowi dziennikarze, skoncentrowali się przede wszystkim na badaniu nieprawidłowości proceduralnych oraz niedoskonałości instytucji państwa, a dopiero w dalszej kolejności rozważali niezbyt prawdopodobne hipotezy dotyczące samej katastrofy. W ten sposób sprawiliby Platformie znacznie więcej kłopotu niż firmując eksperymenty z puszkami i parówkami. Skuteczne sprzyjanie naprawie instytucji służyłoby też lepiej państwu.
Propozycja taka ma jednak dwie oczywiste wady, które sprawiają, że okazuje się w dużej mierze utopijna. W politycznej praktyce nawet i taka, skoncentrowana na państwie, postawa sprowadziłaby się prawdopodobnie do personalnych oskarżeń strony rządowej oraz obozu PiS. Moralnie zepsutego premiera oskarżono by o chęć zniszczenia prezydenta, a naiwny politycznie obóz prezydencki, trąbiący na moralny alarm z byle powodu, o sianie obciachu i niezdolność do podjęcia jakichkolwiek pożytecznych działań. Czyli wszystko i tak zmierzałoby do polityki robionej na grobach.
Ponadto, dziś nie da się już wrócić do punktu zero. Zbyt wiele się wydarzyło, by możliwa była w najbliższym czasie racjonalna dyskusja o naprawie państwa w kontekście lekcji, jaką dał nam Smoleńsk. Do powtarzanej często tezy o tym, że nasza polityka zostanie uzdrowiona, gdy odejdzie z niej pokolenie Solidarności dojść może kolejna – że nie będzie ona w pełni zdrowa, gdy w polityce wciąż będą aktywni ludzie, którzy przeżyli tragiczny 10 kwietnia 2010 r. A jednak taki wniosek byłby dalece niezadowalający.
Jest jeszcze inna opcja. Być może wszelkie rozsądne reformy powinny być postulowane w oderwaniu od tematu katastrofy smoleńskiej. Być może politycznie trzeba ten temat w ogóle zostawić, ograniczając zainteresowanie nim do standardowego kontrolowania działań prokuratury. Jest to pogląd konstruktywny politycznie, ale kastruje ową politykę z niezwykle istotnego, granicznego dla całego politycznego systemu doświadczenia. Na wiele więcej nie możemy chyba jednak liczyć.
Przypisy:
[1] https://kulturaliberalna.pl/2013/04/09/sawczuk-smolensk-narzedzie-malostkowej-polityki/