MartynaWócik-Śmierska-5

Zjednoczona Europa nie wypracowała wspólnej polityki obronności. Różne są także sposoby organizacji sił zbrojnych w poszczególnych państwach: od Szwajcarów trzymających karabin w domu i raz do roku uczestniczących w obozie wojskowym, przez powszechną służbę wojskową (Cypr, Austria, Norwegia, Finlandia, Estonia, Grecja), duński system mieszany (pobór następuje wtedy, kiedy nie zgłosi się wystarczająco dużo ochotników), po państwa stawiające na mniejszą lub większą armię zawodową. Wybór ten wynika zarówno z pragmatyki i oceny realnych możliwości i potrzeb. Stanowi także wyraźną deklarację ideową.

Idee i praktyka polskiej obronności

W polskiej debacie publicznej dotyczącej tematyki obronnością i bezpieczeństwa, odnowionej niejako przy okazji dramatu Ukrainy, ściera się kilka krańcowo odmiennych koncepcji.

Z jednej strony środowiska lewicowe prezentują koncepcje utopijne, by nie rzec – szkodliwie pięknoduchowskie. Przekonują, że istnieje alternatywa pomiędzy wydaniem środków budżetowych na szkoły, przedszkola i szpitale, a zakupem nowych myśliwców czy systemów antyrakietowych. Nie popierają ani systemu powszechnej służby wojskowej, ani uzawodowienia armii – każda złotówka wydana na obronność ma być ofiarą na rzecz romantycznych (a więc szkodliwych i archaicznych) rojeń.

Po przeciwnej stronie lokują się wypowiedzi tych przedstawicieli polskiej prawicy, którzy armię zawodową uznają za swego rodzaju protezę wstawioną z konieczności. Nieżyjący Minister Obrony Narodowej w rządzie PiS, Aleksander Szczygło, mówił wprost, że decyzja ta wystawi na szwank bezpieczeństwo Polski. Tym, na co warto tu zwrócić uwagę, jest pewna sprzeczność. Z jednej strony powszechna służba wojskowa miałaby świadczyć o moralnym zdrowiu narodu i rozkwicie uczuć patriotycznych. Z drugiej – politycy prawicy nigdy nie postulowali zmiany zasad poboru. Innymi słowy – ich własne, studiujące dzieci i tak nie poszłyby w kamasze.

Decyzja o uzawodowieniu polskiej armii zapadła pięć lat temu, ale spór między zwolennikami armii z poboru a zawodowej trwa. Osią konfliktu jest relacja statusu żołnierza i obywatela. | Helena Anna Jędrzejczak

Wyważone stanowisko na temat relacji między patriotyzmem, wojną i pokojem przedstawił w eseju „Patriotyzm jutra” Tomasz Merta. „To, że w III Rzeczypospolitej rzadko tylko mamy do czynienia z manifestowaniem gorących uczuć patriotycznych, należałoby przypisać raczej oczywistej zmianie politycznego i społecznego kontekstu – pisał. – Patriotyzm czasu wojny z natury rzeczy manifestuje się w sposób bardziej spektakularny i dramatyczny. Patriotyzm czasu pokoju jest właściwie niewidoczny, nie do końca też wiadomo, co miałoby świadczyć o jego sile czy słabości. Pytanie, jakimi metodami przekazywać naszą patriotyczną tradycję, musi poprzedzić refleksja nad tym, co uważamy za jej najistotniejszą część. Teraz idzie przecież nie o to, by wolność wywalczyć, ale o to, by uczynić z niej jak najlepszy użytek”.

Merta nie sugeruje rezygnacji z uczenia i mówienia o polskiej tradycji insurekcyjnej. Wskazuje jednak, że głównym jej celem ma być wytworzenie poczucia odpowiedzialności za wolność, o którą kolejni powstańcy walczyli, a nie przygotowanie do dalszej walki. Bo ta, ma nadzieję, nie będzie już potrzebna. Polska wreszcie jest wolna, należy do międzynarodowych wspólnot tę wolność ubezpieczających i można się skupić na jej rozwoju, a nie obronie.

Mimo, iż decyzja o uzawodowieniu polskiej armii zapadła pięć lat temu, spór między zwolennikami armii z poboru i armii zawodowej trwa. Osią konfliktu jest kryterium powszechności armii, a zatem związek między statusem żołnierza a obywatela. Co ciekawe, kwestie obronności, stricte militarne dylematy sztabowców początkowo odgrywały w nim często rolę poboczną.

Argumentów do likwidacji poboru dostarczała historia: przypomniano branki do carskiej armii w okresie Zaborów, wcielanie opornych wobec reżimu do Ludowego Wojska Polskiego, nierespektowanie wolności sumienia i wyznania, czy wreszcie zmuszenie poborowych do udziału pacyfikacji Praskiej Wiosny i strajków na Wybrzeżu. Nagle historia polskiej wojskowości – co prawda z okresu braku suwerenności państwowej – okazała się, wbrew prawicowej narracji, źródłem skojarzeń antymilitarystycznych, kojarzących wojsko raczej z traumą niż etosem przedwojennego oficera.

Patriotyzm czasu pokoju

Skoro patriotyzm czasu pokoju różni się znacznie od patriotyzmu czasu wojny, transformacji ulegać powinny sposoby manifestacji miłości do ojczyzny. Konieczne jest przepracowanie wzorców osobowych i ideowych, umiejętne odniesienie bohaterskich postaw przeszłych pokoleń do wyzwań współczesności. Tak, by działać w myśl szaroszeregowej idei „Dziś – Jutro – Pojutrze”. I pamiętać o tym, że mamy szczęście żyć w „Pojutrze”, czyli czasach wolności i pokoju, o które trzeba dbać, a nie narzekać, że żyje się w czasach, w których prawdziwy patriota nie może pokazać, jak bardzo prawdziwym patriotą jest, bo chętnie natychmiast oddałby życie za ojczyznę. Tylko to pozwoli skutecznie poszukiwać nowej tożsamości dla armii. Armii bardziej zakorzenionej w społeczeństwie, będącej po prostu jedną z instytucji państwa demokracji liberalnej.

Niestety debata ta, z trudem rodząca się w ostatnich latach, straciła na dynamice po napaści Rosji na Ukrainę. W przeciągu ostatniego miesiąca odżył dyskurs zimnowojenny, pozbawiony głębszej refleksji nad rolą obywatela i patrioty w (miejmy nadzieję) bezpiecznym państwie, za to nastawiony na uczynienie Polski ponownie przedmurzem Europy.

Wojny nie można mitologizować. Dla demokracji liberalnej to nie jej prowadzenie ma stanowić kuźnię charakterów i okazję do doskonalenia moralnego. Wolność odzyskana najpierw w 1918, a potem w 1989 r. jest nam zadana, także w kwestii zarządzania obronnością. Członkostwo w NATO i UE sprawia, że na tej drodze Polska nie jest samotna. Zaś rozwój polskiej armii jest po prostu elementem budowania wspólnej przestrzeni wolności, demokracji i poszanowania praw człowieka. Przestrzeni, która innym może dać przynajmniej nadzieję.

Współpraca: Błażej Popławski