Niemoc Zachodu i wojna światów
Afrykańscy publicyści relacjonują wydarzenia na Ukrainie z wprawą porównywalną do dyskursu europejskich żurnalistów śledzących z redakcyjnych gabinetów procesy na Czarnym Lądzie. Warto jednak zwrócić uwagę na wyraźne zainteresowanie kilkoma szczególnie atrakcyjnymi – zdaniem afrykańskich dziennikarzy – wątkami wschodnioeuropejskimi dla odbiorców na południe od Sahary.
Pierwszym tematem, który wielokrotnie eksponowano w mediach afrykańskich jest bezsilność Zachodu wobec wydarzeń na Ukrainie. Afrykanie dostrzegają indolencję decyzyjną, zbyt wolne i niewłaściwe reagowanie na rozwój wypadków przez Unię Europejską i USA. Ten aspekt kryzysu krymskiego wydaje się stosunkowo łatwy do empatycznego oswojenia i osadzenia w afrykańskim kontekście. W dziejach najnowszych Czarnego Lądu bez trudu znaleźć można spóźnione interwencje Zachodu, kontrowersyjne misje pokojowe czy nieumiejętnie prowadzone mediacje przez dyplomatów z globalnej Północy. Zgodnie z tą interpretacją, za eskalację kryzysu na Ukrainie odpowiada w większym stopniu Bruksela i Waszyngton niż Moskwa.
De facto prorosyjska retoryka Afrykanów ma swoje uzasadnienie nie tylko w piętnowaniu bezsilności globalnej Północy. Opiera się ona często także na zwykłej sympatii wobec protagonisty byłych imperiów kolonialnych. | Błażej Popławski
Dwudziesta rocznica ludobójstwa w Rwandzie, która przypada w 2014 r., przywodzić może na myśl ponure analogie do skutków bagatelizowania kryzysów lokalnych przez społeczność międzynarodową. Tego rodzaju rozumowanie, nawet jeśli wydawać się może zbytnią przesadą, odzwierciedla głęboką potrzebę porównywania, a zatem procesu całkowicie zrozumiałego w procesach kognicji. Metafora „kolejnej Rwandy” staje się bardziej czytelna po wyeksponowaniu czynnika etnicznego w konflikcie krymskim, np. tradycji podsycania antagonizmów między Kozakami a Tatarami przez Rosję. Mechanizm ten przywodzi na myśl politykę neokolonialną, opartą na zarządzaniu konfliktami w celu utrwalenia dominacji jednego etnosu nad innymi.
Konflikt o Krym bywa też odbierany przez afrykańskich publicystów jako starcie dwóch światów – Zachodu i Orientu. Antyokcydentalna – de facto prorosyjska – retoryka Afrykanów znajduje swoje uzasadnienie nie tylko w piętnowaniu bezsilności globalnej Północy. Opiera się ona często także na zwykłej sympatii wobec protagonisty byłych imperiów kolonialnych.
Separatyści a prawo wspólnotowe
Kolejną perspektywą zauważalną w wypowiedziach afrykańskich komentatorów polityki europejskiej jest interpretowanie rozpadu Ukrainy jako wcielenia w życie prawa narodów do samostanowienia. Akcentując wątek separatystyczny podczas opisu referendum na Krymie czy aktywności prorosyjskich bojówek, publicyści z Czarnego Lądu często nieświadomie wpadają w sidła propagandy moskiewskiej. Rosjanie wielokrotnie próbowali wykazywać uniwersalność sytuacji na Krymie, zestawiając ją z postulatami Szkotów wobec Wielkiej Brytanii czy mieszkańców Quebecu wobec Kanady.
Zaklasyfikowanie modelu krymskiego do podziału Sudanu (na drodze demokratycznego referendum) bądź rozpadu Somalii (podczas wojny domowej) staje się zatem wyborem ideologicznym, jednoznacznie wartościującym wydarzenia na Ukrainie. | Błażej Popławski
W kontekście geopolityki afrykańskiej separatyzm ma jednak nieco inne znaczenie. Hasła postkolonialnej renegocjacji granic obecne są w wielu regionach – np. senegalskim Casamance, angolańskiej Kabindzie, nigeryjskiej Biafrze czy tanzańskim Zanzibarze. Separatyści zwykle odbierani są jako terroryści, burzyciele – nawet jeśli odziedziczonego po epoce kolonialnej i z gruntu niesprawiedliwego – porządku społecznego.
Afrykanie najczęściej postrzegają kryzys krymski w kategoriach postkolonialnej regulacji granic państw – Sudanu, Somalii. Odniesienie modelu krymskiego do podziału Sudanu (na drodze demokratycznego referendum) bądź rozpadu Somalii (podczas wojny domowej) staje się zatem wyborem ideologicznym, jednoznacznie wartościującym wydarzenia na Ukrainie.
Opowiedzenie się Afrykanów po stronie Rosji lub Zachodu staje się także symbolicznym głosem w debacie nad pierwszeństwem prawa wspólnotowego nad porządkiem prawnym legitymizującym władze lokalne. W Afryce kwestia ta odgrywa rolę o wiele istotniejszą niż w Europie. Punktem spornym nie jest dostosowywanie prawa do unijnych standardów, lecz wtłaczanie reform demokratycznych oraz wywieranie presji na państwa członkowskie. Unia Afrykańska wielokrotnie nakładała sankcje na despotów, a decyzje te zawsze dzieliły wspólnotę. Przypomnieć można choćby percepcję polityki Muammara Kaddafiego – postrzeganego w Afryce zarówno jako agresora, tyrana, jak i filantropa, orędownika panafrykanizmu. Mając w pamięci te czynniki, ocena legalności obalenia Wiktora Janukowycza może budzić w Afryce większe kontrowersje niż w Europie. Z jednej strony logika zamachu stanu (egzegeza prorosyjska) stała się nieformalną regułą zmiany rządów na południe od Sahary. Z drugiej strony rewolucje społeczne (egzegeza ukraińska) doprowadziły do rekonfiguracji ładu politycznego w Maghrebie.
Skuteczność BRICS-u a wstrzemięźliwość polityczna
Część afrykańskich publicystów popiera interwencję Rosji z racji członkostwa tego państwa w grupie BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA). Nie dotyczy to jedynie dziennikarzy południowoafrykańskich. Biorąc pod uwagę wzrost skali inwestycji rosyjskich na Czarnym Lądzie w przeciągu ostatniej dekady, krytykowanie Kremla po prostu się Afrykanom nie opłaca.
Dowodem wstrzemięźliwości politycznej Afryki są wyniki głosowania nad rezolucją ONZ popierającą integralność terytorialną Ukrainy z 27 marca 2014 r.. Spośród 168 obecnych delegacji 100 państw poparło projekt rezolucji, 58 wstrzymało się, a 11 zagłosowało przeciwko projektowi. Większość państw afrykańskich wstrzymała się od głosowania (to oficjalne stanowisko 28 delegatów, głównie z Maghrebu; do liczby tej dodać należy sześć państw, które nie wzięły udziału w głosowaniu). Rezolucję poparło 19 krajów afrykańskich, z czego 10 to byłe kolonie francuskie (często uzależnione politycznie i gospodarczo od Paryża, prowadzące relatywnie niewielką wymianę handlową z Rosją), kraje z Afryki Środkowej i Zachodniej. Dodać można, że RPA (członek BRICS) wstrzymała się od głosu, a Nigeria (zagrożona widmem secesji stanów północnowschodnich, kolebki Boko Haram, oraz pamiętająca wojnę biafrańską) poparła rezolucję. Rezolucji sprzeciwiły się dwa kraje – Zimbabwe i Sudan, występujące przeciw zwyczajowi nakładania sankcji przez Zachód. Kraje afrykańskie biorąc udział w głosowaniu na forum ONZ, nie wyrażały jedynie opinii o Ukrainie – ich stanowiska znajdowały swoje uzasadnienie w partykularnych interesach oraz historycznym doświadczeniu renegocjacji granic.
***
Nakładanie krymskiej kliszy na Afrykę może wydawać się zabiegiem równie słusznym, co uczenie mieszkańców Krymu przez Polaków, jak należy gotować barszcz ukraiński. Zabieg ten, nawet jeśli abstrakcyjny, ma jednak istotny propedeutyczny sens. Unaocznia trudności z wypracowaniem odpowiedniego języka opisu specyfiki danego laboratorium politycznego. Uniwersalizacja tego dyskursu jest zabiegiem ryzykownym, choć czasami po prostu niezbędnym do orzeczenia braku wyobraźni politycznej.