Sojusznicy Moskwy

Zachód – myślę tu zarówno o państwach, jak i o społeczeństwach – nie mówi w sprawie Ukrainy jednym głosem. Rosja może liczyć na wsparcie wpływowych sojuszników, którzy na arenie politycznej czy medialnej będą bronili jej interesów.

Na płaszczyźnie politycznej istotną rolę grają różni aktorzy. Po pierwsze, władze niektórych państw UE/NATO z rozmaitych powodów zaprzyjaźnionych z Rosją. Europejska Rada Stosunków Zagranicznych uznała kiedyś w jednym z raportów za rosyjskie „konie trojańskie” Grecję i Cypr. Ciekawszy jest jednak, zwłaszcza z perspektywy Polski, casus Węgier. Viktor Orbán, który przed kilkoma dniami odniósł kolejne zwycięstwo w  wyborach parlamentarnych, jest przeciwny sankcjom wobec Rosji. Węgry już na początku roku zdecydowały się na rozwój współpracy energetycznej z Federacją Rosyjską (kredyt na rozbudowę elektrowni atomowej w Paks). Taka współpraca jest obustronnie korzystna – Orbán zyskuje wsparcie wobec izolacji na łonie UE, a Rosja może liczyć na przychylność Węgier w instytucjach UE. Oczywiście można się zastanawiać, czy polityka Rosji w odniesieniu do Węgier nie jest elementem „eksportu autorytaryzmu”, który Moskwa coraz chętniej prowadzi nie tylko na obszarze poradzieckim.

Rosja może liczyć na wsparcie europejskich radykałów – zarówno ze skrajnej prawicy, jak i lewicy. | Andrzej Szeptycki

Po drugie, Rosja może liczyć na wsparcie europejskich radykałów – zarówno ze skrajnej prawicy, jak i lewicy. Przypomnijmy – podczas „referendum” na Krymie przebywała międzynarodowa misja obserwatorów, która miała legitymizować jego przebieg i wyniki. Z Polski w jej skład wszedł Mateusz Piskorski, były poseł „Samoobrony”. Działacze tej partii już w przeszłości z życzliwością obserwowali wybory w rożnych krajach WNP, co wskazuje, że związki tej formacji politycznej z Rosją nie mają charakteru ad hoc. Piskorski pełnił funkcję obserwatora m.in. w Naddniestrzu i Osetii Południowej; jest też ekspertem telewizji Russia Today. Poza tym, wedle ustaleń jednego z portali informacyjnych, w misji brali udział m.in. była członkini Komunistycznej Partii Łotwy i działaczka mniejszości rosyjskiej, fiński neostalinista oraz separatysta kataloński. To jakże barwne grono nie odgrywa większej roli w polityce europejskiej. Bardziej niepokojący może być fakt, że swojego podziwu dla Władimira Putina nie kryje Nigel Farage, lider Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) – eurosceptycznej formacji mogącej, wedle niedawnych sondaży, wygrać w Wielkiej Brytanii wybory do Parlamentu Europejskiego.

Związki z europejską skrajną prawicą i innymi radykałami mogą zaskakiwać; Rosja jest wszak wrażliwa na „faszyzm”, zwłaszcza w krajach bliskiej zagranicy i wciąż hołubi dziedzictwo II wojny światowej. W praktyce współpraca ze wspomnianymi siłami politycznymi przynosi Moskwie dwojakiego rodzaju zyski – legitymizuje działania Rosji, a ponadto daje nadzieję na osłabienie od środka Unii Europejskiej.

Po trzecie, trzeba wspomnieć o stanowisku niemieckiej SPD wobec Rosji. Politycy tej partii, częściowo już na politycznej emeryturze, z racji na piastowane w przeszłości stanowiska wciąż są słuchani w kraju i zagranicą. Były kanclerz Helmut Schmidt uznał aneksję Krymu przez Rosję za całkowicie zrozumiałą, zachodnie sankcje zaś – za nonsens. Gerhard Schröder stwierdził że Putin czuje się osaczony i obciążył UE współodpowiedzialnością za konflikt na Ukrainie; jednocześnie uznał aneksję Krymu za sprzeczną z prawem międzynarodowym. Wreszcie Günter Verheugen, były komisarz UE ds. rozszerzenia, wyraził przekonanie, że prawdziwym wyzwaniem dla wspólnoty europejskiej nie jest polityka Moskwy, ale Kijowa – pierwszego w XXI w. rządu, w którym zasiadają faszyści. Stanowisko niemieckich socjaldemokratów wynika z co najmniej dwóch powodów – tradycyjnie wyrozumiałej polityki SPD wobec ZSRR/Rosji, jak i osobistych korzyści (choćby w przypadku Schrödera, który po odejściu z urzędu przeszedł do Gazpromu).

Front informacyjny

Na płaszczyźnie medialnej głównym instrumentem polityki Rosji jest Russia Today– rosyjski odpowiednik CNN. Profesjonalnie zorganizowana, wielojęzyczna, RT dociera wedle niektórych danych do blisko 650 mln odbiorców w świecie (w tym 85 mln w Stanach Zjednoczonych). Satelita, internet – każdy sposób jest dobry. Chętnie pokazuje jak źle się dzieje w świecie, np. w Stanach Zjednoczonych („A u was biją Murzynów”, okazuje się wciąż aktualne), ale od listopada skupia się na wydarzeniach na Ukrainie. Przekaz jest dość jednoznaczny. „143 tysiące Ukraińców poprosiło w ciągu dwu tygodni o azyl w Rosji”, „Na wschodzie Ukrainy tysiące ludzi zebrało się w proteście przeciwko nielegalnym władzom, wznosząc rosyjskie flagi”, „Rosja przestrzega samozwańczego prezydenta Ukrainy, że użycie siły przeciwko ukraińskiej ludności cywilnej byłoby zbrodnią wojenną”. Itp.

Kolejnym instrumentem medialnej propagandy stosowanym przez Rosję są prasowe fora dyskusyjne. Znaczną część wpisów przychylnych rosyjskiej polityce piszą zawodowi „trolle”. Analizę tego zjawiska zamówił u ekspertów polski „Newsweek”. Ich zdaniem, komentarze pisane przez Rosjan różnią się od tych pisanych przez prorosyjskich Polaków. Są dłuższe od „klasycznych”, amatorskich wpisów; łatwo dostrzec w nich wyszukany zarówno pod względem formy jak i treści język (trolle starają się przekonać, nie obrazić); publikowane są w krótkim czasie, co biorąc pod uwagę wysublimowaną formę i znaczną objętość, rodzi podejrzenia o uprzednie przygotowanie i „publikację na zawołanie”; wreszcie obecne są przede wszystkim na głównych portalach informacyjnych typu gazeta.pl; nie ma ich natomiast na forach prawicowych czy specjalistycznych.

Rosja może również liczyć na niektóre zachodnie media. „Handelsblatt”, uznana niemiecka gazeta zajmująca się gospodarką, skrytykowała niedawno politykę Zachodu wobec Rosji, przekonując, że „Krym należy do Rosji tak jak Vermont do USA”. | Andrzej Szeptycki

Rosja może również liczyć na niektóre zachodnie media. „Handelsblatt”, uznana niemiecka gazeta zajmująca się gospodarką, skrytykowała niedawno politykę Zachodu wobec Rosji, przekonując, że „ Krym należy do Rosji tak jak Vermont do USA”. Brytyjski „Daily Mail” przekonywał, że Rosja nie jest zagrożeniem – to „po prostu regionalne mocarstwo, które ma dość bycia poniżanym. Mogłaby być przyjacielem Zachodu, ale ten od ćwierć wieku ją prowokuje”. W podobnym duchu wypowiedział się na łamach „New York Times” Thomas Friedman. Jego zdaniem poszerzenie NATO było błędem – upokorzyło bowiem Rosję, paradoksalnie przyczyniając się do fenomenu popularności Putina. Autorzy tych tekstów zapewne działają z reguły w dobrej wierze, kierując się swoimi przekonaniami, choć nie można wykluczyć, że niektóre artykuły są zamówione i opłacone rublami.

Między niewiedzą a realizmem politycznym

Postawa przychylnych wobec Rosji polityków, dziennikarzy, ekspertów wynika z pięciu zasadniczych powodów. Pierwszy z nich to wciąż silny, zwłaszcza w Europie Zachodniej soft power Rosji, odwołujący się zarówno do tradycji ZSRR, jak do kultu silnego przywódcy – Władimira Putina. Kolejny czynnik to słaba znajomość Ukrainy. Sytuacja w tym obszarze uległa istotnej zmianie od lat 90., niemniej zachodnie media często nadal nie mają stałych korespondentów w Kijowie. Trzeci powód to potencjalne korzyści ekonomiczne (Schröder). Czwarty – korzyści polityczne. Lewicowym dziennikarzom wypada przecież krytykować Stany Zjednoczone i NATO. Ostatni powód to realizm polityczny czy jak kto woli cynizm – należy uznać interesy Rosji, bo taka jest natura rzeczywistości międzynarodowej; nie „uratujemy” Ukrainy, a wroga polityka wobec Rosji może zaszkodzić naszym interesom.

Jakiego rodzaju działania można podjąć na froncie informacyjnym? Cenzura, zablokowanie rosyjskich czy prorosyjskich mediów (jak uczyniła to z rosyjską telewizją Ukraina) nie wydaje się dobrym rozwiązaniem. Jest to bowiem sprzeczne z europejską, zachodnią tradycją wolności słowa. Potrzebne są innego rodzaju działania. Przede wszystkim rzeczowa, obiektywna (zatem nie proukraińska) kampania informacyjna. Następnie dziennikarstwo śledcze – w wolnej Polsce Mateusz Piskorski ma prawo, jako osoba prywatna, jeździć na dowolne referenda w charakterze obserwatora. Wskazane byłoby jednak wiedzieć, kogo reprezentuje i kto go finansuje. Wreszcie rozwój własnego potencjału medialnego i analitycznego. Tylko w ten sposób będzie można skutecznie realizować powyższe zadania i skutecznie przeciwstawić się Rosji na polu informacyjnym.