Łukasz Jasina: Jak określiłby pan rolę papiestwa we współczesnym świecie? Czy zakres społecznego i politycznego oddziaływania tej instytucji uległ zmianie po śmierci Jana Pawła II?
Adam Szostkiewicz: Zakres oddziaływania pozostał ogromny. Papież to nadal elita światowej polityki, czy to się komuś podoba, czy nie. O samą możliwość spotkania z papieżem zabiegają politycy różnych opcji ideologicznych. I nie chodzi mi tylko o sprawy wizerunkowe. Watykan to wciąż realny, liczący się gracz polityczny.
Hubert Czyżewski: Czy ta pozycja nie opiera się jednak wyłącznie na autorytecie religijnym?
AS: Nie tylko. Papiestwo ma służbę dyplomatyczną, która jest uważana za jedną z najlepszych na świecie. Dzięki aktywności dyplomacji, a poniekąd i poprzez sam charakter pracy ewangelizacyjnej, papież ma
dostęp od unikalnego w skali globu zasobu informacji. Można oczywiście dyskutować, jak one są zbierane, na ile są wiarygodne. Niewątpliwie jest to jednak cenne dobro, którym można z powodzeniem handlować. A zatem do Watykanu politycy podróżują nie tylko po to, aby sobie zrobić modne zdjęcie, ale też po to, by prowadzić negocjacje na konkretne tematy. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, co dzieje się za spiżową bramą. Watykan potrafi wykorzystać nimb sekretu, którym jest otoczony i przekuć kulturę tajemnicy na realne wpływy polityczne.
ŁJ: Aura tajemnicy, o której pan mówi, utrudnia jednak ocenę skuteczności watykańskiego soft power.
AS: Watykan to machina, która od wieków kręci się według swoich zasad, zgodnie z własną logiką, którą trzeba po prostu zaakceptować. Gesty modlitwy w intencji pokoju na Bliskim Wschodzie, w Syrii nie przynależą wyłącznie do obszaru wiary. To konkretne sygnały dyplomatyczne, narzędzia wywierania wpływu, wypełnione określoną treścią polityczną. Dobrze jest mieć instytucję, która trwa paręset lat w takiej formie – zorganizowanej centralnej administracji kościelnej z wyspecjalizowanym korpusem dyplomatycznym. I od wieków nadaje przekaz, którego odbiorcami nie są wyłącznie katolicy.
Watykan to wciąż realny, liczący się gracz polityczny. Politycy podróżują tam nie tylko po to, aby sobie zrobić modne zdjęcie, ale też po to, by prowadzić negocjacje na konkretne tematy. | Adam Szostkiewicz
ŁJ: Z ustrojowego punktu widzenia, Watykan to monarchia teokratyczna. Jak oceniać znaczenie polityczne papieża, który – zgodnie z dogmatami wiary – jest nieomylny?
AS: Dla osób wierzących papież jest też gwarantem idei fundamentalnej, to znaczy jedności chrześcijaństwa. Owszem, dogmat o nieomylności papieża można uznać za przeszkodę w dialogu dyplomatycznym. Nie chciałbym jednak pojęcia nieomylności przekładać na jakąkolwiek formę fundamentalizmu w działalności politycznej. Nieomylność papieża to widzialny znak jedności wszystkich chrześcijan, a także wezwanie do dialogu ekumenicznego, czyli – mówiąc językiem politologów – pojednania i zgody ponad podziałami politycznymi. Doskonale uchwycił to Jan Paweł II w encyklice o jedności chrześcijan „Ut unum sint”.
ŁJ: Czy Benedykt XVI, który, jak twierdzą niektórzy katoliccy publicyści, miał być „teologicznym dopełnieniem” Jana Pawła II, poprzez zbytnią pryncypialność teologiczną nie zaprzepaścił dorobku ekumenicznego swego poprzednika?
AS: Niewątpliwie jest to sprawa sporna. Moim zdaniem, dialog ekumeniczny przestał odgrywać rolę priorytetową dla Watykanu po 2005 r. Jan Paweł II był przede wszystkim filozofem i duszpasterzem, nie teologiem. Dla niego ekumenizm stanowił kwintesencję kościelnej praxis.
HC: 27 kwietnia przejdzie do historii nie tylko jako dzień kanonizacji dwóch papieży, lecz także wyniesienie na ołtarze dwóch wybitnych mężów stanu XX w. Porównywanie jakości papiestwa jest zabiegiem dyskusyjnym, choćby z racji na zmianę kontekstu historycznego. Czy moglibyśmy się jednak pokusić o taką ocenę obu błogosławionych?
AS: Oczywiście taki „test jakości” zawsze będzie obciążony grzechem subiektywizmu. I nie mam na myśli jedynie formowania opinii przez nas, komentatorów i publicystów. Ten sam problem dotyczy przecież samego Watykanu. Polityka kanonizacyjna to tak naprawdę ocenianie papieży przez papieży, wystawianie kompromisowych cenzurek poprzednikom – tak przed obliczem Boga, jak i przed ludem Bożym. „Polityka świętości” jest procesem niezwykle skomplikowanym, pełnym meandrów i trudnym do jednoznacznej oceny.
HC: Czyli papieżom nie tak łatwo trafić na ołtarze?
AS: Kryteria uznania świętości są na swój sposób egalitarne – stosuje się je w sposób identyczny do papieży, jak i do „zwykłych chrześcijan”. Mimo to ocena ojców świętych wydaje się w sposób oczywisty obciążona kontekstem pragmatyki politycznej. Od następców Piotra oczekujemy nie tylko żarliwego głoszenia wiary i przepowiadania, jak to się nazywa w języku kościelnym, Ewangelii. Z racji sprawowanej funkcji wartościujemy papieży mając na uwadze skutki podejmowanych przez nich decyzji – nie tylko w wymiarze teologicznym, lecz także, a może i przede wszystkim, politycznym i społecznym. W tym wymiarze zarówno Jan XXIII, jak i Jan Paweł II mogą wielu ludziom wydawać się ortodoksyjnymi konserwatystami, z których każdy miał własną wizję otwierania Kościoła na świat.
HC: Według znanej anegdoty, papież Jan XXIII zapytany czym jest aggiornamento („uwspółcześnianie”) Kościoła, któremu miał służyć Sobór Watykański II, podszedł do okna i otworzył je na oścież. Czy Jan Paweł II nie przymknął tego okna z powrotem?
AS: Skądże! Jan Paweł II szedł drogą wytyczoną przez Jana XXIII. Swoimi licznymi podróżami apostolskimi dał wyraz otwarciu wobec różnorodności świata. Dodawanie mu wyrwanych z kontekstu etykietek papieża liberalnego, konserwatywnego, postępowego niewiele pomoże. Podobnie nazywanie Jana XXIII kryptokomunistą, czy prelefebrystą niczego nie wyjaśnia. Niestety, jesteśmy skazani na posługiwanie się językiem stworzonym do opisywania świata profanum, którego użyteczność do charakterystyki rzeczywistości kościelnej, a papiestwa w szczególności, jest mocno ograniczona.
ŁJ: Dziś dostrzegamy ten problem przy ocenach początku pontyfikatu Franciszka. Jest to papież, wokół którego media tworzą legendę postępowca.
AS: Franciszek wydaje się najbardziej postępowy w sprawach najmniej związanych z teologią. Wyróżnia go, podobnie jak Jana Pawła II, ekumeniczny styl duszpasterski. Bycie świadkiem Ewangelii w praktyce nie jest takie łatwe dla hierarchów kościelnych. Nie każdy jest gotów popłynąć na Lampedusę, obmyć nogi tym, których dawniej nikt nie chciał nawet oglądać. Tylko tyle i aż tyle. Pontyfikat Franciszka przypomina pontyfikat Jana Pawła II pod względem tego jakże pięknego dysonansu: nieustępliwego trwania przy doktrynie i jednoczesnej adaptacji stylu ewangelizacyjnego do zmieniającego się świata.
Anachroniczny i bezrefleksyjny konserwatyzm to główne grzechy ideowe polskiego duchowieństwa, które kanonizacja Jana Pawła II obnaża w sposób bezdyskusyjny. | Adam Szostkiewicz
HC: Jaką lekcję z kanonizacji obydwu papieży wyciągnie polski Kościół?
AS: Jakieś lekcje już zaczyna wyciągać. Mamy przykłady hierarchów, którzy próbują wlać nową treść w świadectwo wiary. Urządzają „Dziedzińce pogan” i inne spotkania ekumeniczne. To są wciąż zjawiska elitarne, ale sam fakt, że są w Polsce biskupi, którzy poważnie traktują przekaz ewangeliczny Franciszka, stanowi źródło nadziei. Wolałbym jednak nie wymieniać nazwisk konkretnych biskupów. Dostrzegłem, że gdy świecki publicysta, taki jak ja, chwali kogoś w Kościele, to wyrządza tej osobie niedźwiedzią przysługę.
ŁJ: Czy zatem polski Kościół jest już tak naprawdę gotowy na kanonizację Jana Pawła II?
AS: Kościół zareaguje na kanonizację w sensie formalno-dworsko-liturgicznym, wspominając jak wielkiego Papieża Polaka mieliśmy. Anachroniczny i bezrefleksyjny konserwatyzm, odchylenie prawicowe to główne grzechy ideowe polskiego duchowieństwa, które kanonizacja Jana Pawła II obnaża w sposób bezdyskusyjny. Do pewnego stopnia to skutek „dewojtylizacji” Kościoła. Wiernopoddańczy styl wspominania Wojtyły utrudnia uwrażliwienie księży na problemy bieżące, takie jak tuszowanie tzw. kryzysu pedofilskiego w czasie pontyfikatu Wojtyły. A co zostało z ekumenicznego przesłania Wojtyły w polskim Kościele? Niewiele, jeśli nie nic. W kręgach prawicowych Benedykt XVI jest super, a Wojtyła nie. A tym bardziej nie Jan XXIII!
Odnoszę wrażenie, że polscy biskupi wolą brać przykład ze Stefana Wyszyńskiego niż z Jana Pawła II. Nie dostrzegli, że dziś Kościół nie potrzebuje silnego przywódcy, który nie znosi dyskusji i nie zna słowa kompromis. Na dłuższą metę przyjęcie tej patriarchalnej i wykluczającej postawy okaże się fatalnym błędem Episkopatu. Obawiam się, że procesu tego nie zmieni kanonizacja Jana Pawła II. Sakralizacja może utrudnić prowadzenie jakiejkolwiek krytycznej dyskusji o polskim Kościele.
* Za zgodą rozmówcy wywiad został opublikowany bez autoryzacji.