Papież Franciszek wprowadza elementy kolegialności i wspólnotowości w zarządzaniu Kościołem; powołuje ośmiu kardynałów-doradców do reform instytucji kościelnych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jego postępowanie stoi w sprzeczności z centralistycznym, bardziej autorytarnym modelem, do którego jesteśmy przyzwyczajeni od ponad stu lat – przynajmniej od pontyfikatu Piusa IX (1846-1878) i jego słynnego programu zwalczania nowoczesnej filozofii za pomocą „Sylabusa błędów”. Wrażenie o reformatorskim charakterze obecnego pontyfikatu wzmacnia to, że już Sobór Watykański II (1962-1965) wprowadził zasadnicze zmiany (choć w wielu przypadkach od tej pory niekonsekwentnie stosowane czy wręcz wyhamowane), gdy chodzi o rząd dusz i instytucji podlegających Kościołowi rzymskiemu. Uczestnikami Soboru byli późniejsi papieże Paweł VI, Jan Paweł II i Benedykt XVI, którzy jednak w swoich pontyfikatach byli często wierni raczej duchowi Piusa IX.

Dwa Sobory

Próba opisu pontyfikatu obecnego papieża wyłącznie przez odniesienie do dwóch Soborów Watykańskich niesie niebezpieczeństwo niefortunnych uproszczeń: albo bliski II Soborowi nacisk na kolegialność biskupów i angażowanie świeckich, albo, przeciwnie, charakterystyczna dla I Soboru (1869-1870) centralizacja i dominująca władza papieska. Tymczasem w przypadku Franciszka silna osobowość papieża idzie w parze z naciskiem na kolegialność. Dodatkowo, styl obecnego papieża natrafił na scentralizowaną biurokrację Kurii Rzymskiej. Tę samą, która, przypomnijmy, w XVI w. uratowała Kościół przed siłami odśrodkowymi, które przez kolejne stulecia skutkowały korupcją, nepotyzmem i wojnami w Kościele, aż w końcu doprowadziły do Reformacji i katolickiej Kontrreformacji. Od czasu Soboru Trydenckiego scentralizowanie władzy służyło utrzymywaniu dyscypliny i ciągłości w instytucji, rzadko kierowanej przez jednego papieża dłużej niż 15 lat.

Obecny papież pojmuje swój pontyfikat w kategoriach pragmatycznych. Jego cele to ucięcie nieprawidłowości funkcjonowania Watykanu i zahamowanie laicyzacji wiary | Piotr H. Kosicki

W 2000 r. Jan Paweł II beatyfikował jednocześnie Piusa IX i Jana XXIII, tzn. papieża Soboru Watykańskiego I i papieża-inicjatora Soboru Watykańskiego II. W wymiarze symbolicznym, było to pogodzenie dwóch tzw. „konstytucji dogmatycznych o Kościele”, czyli soborowych dokumentów, które oficjalnie wyrażają autodefinicję Kościoła. Przyjęta podczas I Soboru konstytucja „Pastor aeternus” („Odwieczny pasterz”) wprowadziła dogmat o nieomylności papieża w przypadku wypowiedzi ex cathedra. Drugosoborowa „Lumen Gentium” („Światło narodów”) podkreślała, że papież kieruje Kościołem we wspólnocie ze wszystkimi biskupami, a także, że Kościół jest wspólnotą całego „Ludu Bożego”. Przedstawianie tych modeli jako sprzecznych jest zbytnim uproszczeniem. Tym niemniej, pytanie o relację między tymi dwiema wizjami eklezjologicznymi jest może najważniejszym w perspektywie nadchodzącej kanonizacji Jana XXIII i Jana Pawła II.

W Kościele katolickim ważne jest jednoczesne zaakcentowanie zarówno stanowiska papieża, jak i kolegialności biskupów i zaangażowania laikatu. Mimo licznych encyklik i dogmatów, wciąż brakuje teologicznej syntezy, która wyczerpująco określiłaby współpracę tych różnych środowisk w Kościele. Vaticanum I dotyczyło papieży i odgórnego modelu Kościoła; Vaticanum II – roli biskupów i świeckich i modelu oddolnego. Nie oznacza to, że biskupi czy świeccy zastępują papieża czy odbierają mu władzę. Ważne jest, aby łączyć obie te tradycje. Właśnie w takiej perspektywie należy oceniać decyzję Jana Pawła II z 2000 r. – z jednej strony Pius IX – symbol władzy papieskiej, z drugiej Jan XXIII – władza Kościoła powszechnego, łącznie ze świeckimi i biskupami. W tym sensie, papież Franciszek jest niewątpliwie dziedzicem zarówno polskiego poprzednika, jak i obu Soborów powszechnych.

Nowoczesny pragmatyk…

Obecny papież nie pojmuje własnego pontyfikatu w kategoriach historycznych, ale pragmatycznych. Z jednej strony chce uciąć nieprawidłowości funkcjonowania Watykanu, zwłaszcza te finansowe. Z drugiej – pragnie poszerzyć zasięg katolicyzmu i zahamować laicyzację wiary.

Franciszek przypisuje coraz większą rolę biskupom i kardynałom spoza Włoch i Europy. Wieloma sprawami nie zajmuje się osobiście; do instytucji watykańskich wprowadza swoich zaufanych ludzi, tworzy też nowe, których Stolica Apostolska nie znała wcześniej lub które były powoływane tylko doraźnie. Przykładem jest choćby Rada ds. Gospodarczych, która już zbiera pochwały za propozycje reform zarządzania funduszami kościelnymi. Minęło jednak jeszcze zbyt mało czasu, aby ocenić długotrwałe skutki działania tych instytucji.

Franciszek widzi siebie jako spadkobiercę obu soborów watykańskich, a także swoich poprzedników na tronie św. Piotra, w tym i medialnego geniusza Jana Pawła II. | Piotr H. Kosicki

Centralizacja kontroli poszczególnych organów czy nadzoru finansów kościelnych nie tylko nie stoi w sprzeczności z zaleceniami Soboru, ale wręcz otwiera drogi do ich dalszej realizacji. Tworząc Radę ds. Gospodarczych, Franciszek włączył w ten projekt świeckie instytucje, zamówił ekspertyzy konsultantów KPMG czy Ernst & Young. Widać w tym nowatorską próbę wciągnięcia ekspertów świeckich w kluczowe role doradcze w życiu Kościoła. Odbywa się to na podobnej zasadzie, co konsultacje świeckich „audytorów” na obradach soborowych. W wyniku Soboru, ci ostatni są współodpowiedzialni za wdrażanie reform w ramach czynnego udziału m.in. w komisjach papieskich, jak np. Iustitia et Pax, komisji zajmującej się sprawiedliwością społeczną i nierównościami rozwoju gospodarczego na świecie.

…i awangardowy jezuita

Model duszpasterstwa praktykowany przez obecnego papieża to swego rodzaju powrót do korzeni, do praktyk starożytnych Ojców Kościoła. Zapewne można to tłumaczyć jego przynależnością do zakonu jezuitów i dużym doświadczeniem w służbie ubogim, w kościelnej „pracy u podstaw”. Równocześnie podejście papieża wpisuje się ściśle w ewolucję ideową awangardowej myśli katolickiej w XX w., szczególnie w zakresie katolickiej nauki społecznej. Słynni teologowie – początkowo tępieni i odsuwani na bok przez Stolicę Apostolską w latach 40. i 50., za pontyfikatu Piusa XII – dowodzili konieczności bezpośredniego kontaktu duszpasterskiego, przybierającego nawet formę wykonywania przez księży prac fizycznych razem z robotnikami, wśród których szerzyli Ewangelię. Przemiany ideowe w teologii katolickiej zaowocowały później także m.in. teologią wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej. Niejeden krytyk Franciszka już go oskarżał o uległość wobec tego prądu myśli chrześcijańskiej, potępionej we wczesnych latach pontyfikatu Jana Pawła II. Nie trzeba być jednak zwolennikiem tej gałęzi teologii, by zgodzić się, że kontakt w cztery oczy z biednymi uwiarygadnia starania duszpasterskie.

Od samego początku tego pontyfikatu historycy Kościoła zastanawiają się, jaki wpływ na jego charakter ma to, iż papież Franciszek nie jest Europejczykiem. Warto zaznaczyć, że co prawda urodził się w Argentynie, ale jego ojciec był emigrantem z Włoch, a więc w sumie to najbardziej włoski papież, jakiego kardynałowie mogli wybrać, spośród tych, którzy nie urodzili się w tym kraju! Tak czy inaczej, pozaeuropejski rodowód ma ogromne znaczenie w pracy duszpasterskiej. Franciszek potrafi wznieść się ponad tradycyjne praktyki skupiania władzy duchownej w historycznych ośrodkach, takich jak duże miasta włoskie, Mediolan czy Wenecja. Widać to na przykład już w pierwszej rundzie ogłoszonych za jego pontyfikatu nowych kardynałów: papież nie czuje się zależny od tych tradycyjnych centrów władzy. Czytelna jest strategia powoływania licznych purpuratów z krajów Globalnego Południa, szczególnie z Ameryki Łacińskiej. Ważną rolę w reformach Franciszka odgrywa postępowy kardynał z Hondurasu Óscar Maradiaga, koordynator grupy kardynałów-doradców.

Nie należy spodziewać się większych zmian teologicznych wobec aborcji, kobiet w duchowieństwie czy związków partnerskich LGBT. Wiele „sympatycznych” wypowiedzi Franciszka wynika raczej z jego osobowości niż z doktryny | Piotr H. Kosicki

Siła reformatorskiego zapału

Papież nie jest młody, a programy, które trwale zmieniłyby charakter Kościoła, muszą być wdrażane w życie przez długi czas. Dlatego dziś jeszcze nie wiadomo, jaki będzie efekt końcowy reformatorskich wysiłków. Komentatorzy zwracają często uwagę na fakt, że w latach osiemdziesiątych Jan Paweł II też wprowadzał zmiany w zakresie gospodarowania funduszami kościelnymi czy kolegialności biskupów. Historia tamtych reform pokazuje, że w miarę upływu czasu reformatorski zapał ostyga.

Spróbujmy jednak założyć, że Franciszkowi wszystko się uda. Że będzie papieżem jeszcze przez 10 lat i rzeczywiście będzie miał możliwość wprowadzenia zasadniczej przemiany kultury instytucjonalnej w Kurii Rzymskiej. Trudno posądzić go o chęć totalnej rewolucji w Kościele. Papież postrzega siebie jako spadkobiercę obu Soborów Watykańskich i swoich poprzedników na tronie św. Piotra, w tym również medialnego geniusza, Jana Pawła II. Natychmiast wycofałby się, gdyby jakieś propozycje groziły odejściem od ortodoksji wiary. Nie należy się spodziewać większych zmian dogmatycznych dotyczących aborcji, kobiet w duchowieństwie czy związków partnerskich LGBT. Wiele „sympatycznych” wypowiedzi Franciszka wynika raczej z jego osobowości niż z doktryny. Zaś po ładnych zdaniach, które miło brzmią szczególnie w uszach niekatolików, nie należy spodziewać się rewolucji w dogmacie.