Presl uprawia najczystszą formę opowieści rysunkowej. Gdybyśmy mieli być gatunkowymi purystami, powinniśmy unikać w odniesieniu do jego albumów określenia „komiks”, bo przecież zasadą komiksu jest splatanie tekstu z rysunkiem – a tu tekstu nie ma wcale (na szczęście „niemych” komiksów jest tak naprawdę sporo, więc nie trzeba zaprzątać sobie głowy terminologiczną precyzją). Tym, co rzuca się natychmiast w oczy, jest bardzo charakterystyczna kreska rysownika, widoczna przede wszystkim w postaciach ludzkich, ale konsekwentnie stosowana w całości obrazu. Rzeczywistość wyrysowana w czerni i bieli przez Presla wydaje się już na pierwszy rzut oka spotworniała: ludzkie twarze są okropne, zniekształcone, kanciaste, często mają w sobie coś rybiego (te wielkie ślepia) albo po prostu monstrualnego (profile, nosy, mimika) i karykaturalnego, przy czym jest to karykatura w ogóle nieśmieszna, za to wydobywająca z ludzi to, co złe, brzydkie i odpychające. Współgrają z tym dziwaczne postury i gesty, nienaturalnie wykrzywione szyje, powykręcane kończyny.
Graficzna spójność idzie tu w parze ze spójnością treści. Wszystkie trzy dostępne w polskich wydaniach książki Presla są do siebie podobne zarówno w ogólnym zamyśle, jak i w tonacji, choć stanowią zupełnie odrębne historie. „Fabryka” (oryg.: 2009, polskie wydanie: 2013) utrzymana jest w klimacie ponurej dystopii, a może tak naprawdę trzeba by mówić o lekkim kostiumie ukrywającym obraz rzeczywistości totalitarnej. Skojarzenia z hitlerowskimi Niemcami są tu chyba nieuniknione, tyle że jest to Trzecia Rzesza doprawiona Orwellem. Główną postacią jest bezimienny (jak wszyscy) robotnik, zwalisty chłop pracujący w gigantycznej fabryce broni. Sprawia wrażenie potulnego trybiku nieludzkiej machiny, ale kiedy spotyka na swojej drodze sześciopalczastego chłopca (a szcześciopalczastość jest bezlitośnie tępiona przez policyjne władze), bez wahania pomaga mu i ukrywa w owej fabryce, gdzie chłopiec znajdzie schronienie i możliwość ucieczki, nie materialnej jednak, lecz w świat wyobraźni. Oczywiście wszystko to obarczone jest ogromnym ryzykiem.
„Boska kolonia” (oryg.: 2008, wydanie polskie: 2013), najdłuższe z wydanych u nas dzieł Presla, przenosi nas z kolei w czasy podboju i kolonizacji Nowego Świata. Jej bohater, dręczony wizjami arystokratyczny młodzieniec, wyrusza przez Ocean i trafia do kolonialnego miasta, gdzie będzie musiał zmierzyć się z demonami – jakkolwiek tandetnie to zabrzmi – religii i seksu. Robi wrażenie finezja, z jaką rysownik bez jednego słowa odmalowuje udręki młodzieńca: człowieka idealistycznego, pobożnego, którego moralny gorset pęka jednak pod naporem wrażeń i doświadczeń na nowym kontynencie. Szlachetne odruchy – szlachcic sprzeciwia się złemu traktowaniu Indian, szczególnie lituje się nad pewną młodą kobietą, otacza ją opieką, ubiera w europejskie szaty i obdarza szacunkiem – ustępują jednak podłym czynom i nędznym zachowaniom – powodowany zazdrością natychmiast spycha ją na samo dno niewolniczego stanu i staje na czele zbrojnej ekspedycji przeciwko Bogu ducha winnym tubylcom. Szlachetne intencje i religijna wrażliwość przeradzają się w bezkarne okrucieństwo; w jednej ze swoich wizji młodzieniec widzi druty kolczaste obozu koncentracyjnego – wymowa tej sceny jest mocna i oczywista.
Z kolei w najnowszym „Synu swojego ojca” (oryg.: 2010, polskie wydanie: 2014) przenosimy się na południe Europy i dostajemy coś w rodzaju baśni, tyle że – czego się pewnie można było spodziewać – w wersji stanowczo nie dla dzieci. Oto mężczyzna w trakcie polowania zabija niedźwiedzicę i przygarnia małego niedźwiadka, którego uczy różnych sztuczek, i tak zarabiają na życie. Jednak kiedy niedźwiedź sprowokowany przez wredne dziecko uderza je łapą i pozbawia ucha, mężczyzna trafia do więzienia. Gdy z niego wyjdzie, odkryje, że jego żona zaszła w ciążę ze zwierzęciem i rodzi chłopca o niedźwiedziej głowie. To on staje się centralną postacią tej historii: próbuje odnaleźć swoje miejsce, ale wciąż prześladowany jest za odmienność, pnie się w górę – kończy szkołę, uniwersytet, zostaje artystą – ale wciąż uwiera go niejasne pochodzenie.
Na okładce tego albumu Grzegorz Jankowicz pisze: „Być może – sugeruje Nicolas Presl – tylko miłość może zażegnać ten kryzys i przynieść bohaterowi upragnione ukojenie”, z czego można by się domyślać jakiegoś pozytywnego przesłania, optymistycznego wydźwięku. Nic z tych rzeczy: Presl nie daje żadnej nadziei. Już nawet nie w tym rzecz, że pojęcie happy endu wydaje mu się całkowicie obce – tu w ogóle nie ma cienia wiary w człowieka.
Wszystkie te trzy albumy uderzają w bardzo wysokie emocjonalne tony i podejmują tematy obecne w literaturze nie od dziś– doświadczenie zagłady, koszmar kolonializmu, przekleństwo dziedzictwa i genetycznego obciążenia – pozostają przy tym głęboko pesymistyczne. Presl wpisuje się w szlachetną tradycję twórców-mizantropów, ukazujących nam nasz ludzki świat w całej jego okropności i ohydzie. Fascynujące jest to, jak ów mroczny i pełen subtelności obraz powstaje wyłącznie przy użyciu środków graficznych, i to nawet bez specjalnego eksperymentatorstwa; owszem, Presl stosuje metaforę, symbol, ale nie za często, z dużym umiarem. Jest to, bez wątpienia, sztuka rysowania najwyższych lotów.
Komiks:
Wszystkie polskie wydania albumów Nicolasa Presla ukazały się w krakowskim Wydawnictwie Lokator w Serii Melancholicznej.
– „Fabryka”, 2013
– „Boska kolonia”, 2013
– „Syn swojego ojca”, 2014
Jesienią 2014 roku ukaże się kolejny tom autorstwa Nicolasa Presla, pt. „Priap”.