Od połowy XV w. Gwinea Bissau stanowiła część kolonialnego imperium Portugalii. Niepodległość wywalczyła dopiero cztery dekady temu. Od tego czasu istotą gwinejskiego systemu politycznego stała się niestabilność oraz permanentna ingerencja wojska w politykę i gospodarkę. Zamach stanu stał się nieoficjalną regułą zmiany rządów. W ciągu ostatnich kilkunastu lat wojskowi przeprowadzili cztery udane pucze. Ostatni w 2012 r. doprowadził do międzynarodowej izolacji kraju. Dziś Gwinea Bissau to podręcznikowy przykład państwa upadłego, organizmu, w którym struktury władzy i infrastruktura społeczna uległy rozpadowi.
W zeszłym miesiącu – pod okiem kontyngentu wojskowo-policyjnego Nigerii, Senegalu i Gwinei, państw członkowskich Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS) – odbyły się wybory parlamentarne i prezydenckie. Wysoka frekwencja oraz spokojny przebieg głosowania dają pewną nadzieję na stopniową odbudowę ładu politycznego.
Wjeżdżając do miast nietrudno natrafić na opuszczone budynki wzniesione przez Portugalczyków, stanowiące wymowne świadectwo przeszłości i dzisiejszej kondycji państwa. Kontrast ten – tak zauważalny w sferze architektonicznej – prowokuje do debat nad przebiegiem transformacji postkolonialnej oraz możliwymi scenariuszami rozwoju kraju.
Elektrownię zbudowali w 1956 r. Portugalczycy. Dzisiaj większość infrastruktury powstałej w czasach kolonialnych już nie funkcjonuje. Prąd, zwykle dostępny tylko przez kilka godzin dziennie, uzyskuje się z agregatów benzynowych. Tak funkcjonują szpitale, szkoły, budynki użyteczności publicznej.
Do dzisiaj Gwinea Bissau utrzymuje bliskie związki z Lizboną. Jednym z elementów kolonialnego dziedzictwa jest kibicowanie portugalskim klubom piłkarskim. Na ulicach miast nietrudno spotkać mężczyzn słuchających na żywo relacji radiowych z rozgrywek FC Porto czy Sportingu Lizbona. Można odnieść wrażenie, że mieszkańcy Gwinei mają większą wiedzę o sytuacji lidze portugalskiej niż o zbliżających się wyborach.
Niezależnie od tego, czy w mieście, czy w głębokim interiorze, na ulicach Gwinei Bissau głównie spotyka się dzieci. Osoby do 14 roku życia stanowią 40 proc. wszystkich mieszkańców kraju. To oni decydować będą o przyszłości Gwinei – zarówno politycznej, jak i gospodarczej.
Zatrudnianie dzieci budzi liczne kontrowersje, prowokuje do dyskusji nad kondycją afrykańskiego systemu opieki społecznej. Biorąc pod uwagę strukturę demograficzną kraju, praca dzieci wydaje się jednak smutną koniecznością.
Gwinea Bissau eksportuje wyłącznie produkty nieprzetworzone, przede wszystkim orzechy nerkowca, ryby i owoce morza oraz drewno. Równocześnie niemal cały sektor przemysłowy i duża część spożywczego opiera się na imporcie (głównie z Portugalii). Do Gwinei w kontenerowcach wracają produkty powstałe z surowców afrykańskich. To jeden z paradoksów postkolonialnego systemu gospodarczego, który utrwala niedorozwój oraz umacnia podziały na bogatą globalną Północ i biedne Południe.
U progu niepodległości cały kraj pokryty był gęstą dżunglą tropikalną. W ostatnich kilku latach dokonywane są masowe wycinki lasów. Azjatycki popyt na wyjątkowo tani i doskonałej jakości surowiec prowadzi do gwałtownego wylesiania oraz dewastacji „dobra narodowego” Gwinei. Robotnicy pracujący przy wyrębie drzew zarabiają równowartość kilku dolarów dziennie, zyski z eksportu trafiają do wysokich rangą wojskowych.
W związku z trudną sytuacją gospodarczą duża część wiejskich rodzin niemal w całości zaspakaja własne potrzeby konsumpcyjne w ramach przydomowych hodowli i upraw. Rynek wewnętrzny nie rozwija się praktycznie w ogóle. Wielu mieszkańców Gwinei decyduje się na migrację za chlebem do krajów sąsiednich i do Europy.
Przez dekady od uzyskania niepodległości w 1974 r. aż do 1990 r. krajem rządziło jedno ugrupowanie, Afrykańska Partia Niepodległości Gwinei i Wysp Zielonego Przylądka (Partido Africano da Independência da Guiné e Cabo Verde). Z PAIGC wywodziło się wielu działaczy niepodległościowych, w tym najważniejszy bohater narodowy Amílcar Cabral (1921-1973). Członkowie partii do dzisiaj odwołują się do marksistowsko-leninowskiej ideologii, która ukształtowała antykolonialny ruch w byłych koloniach portugalskich. Co ciekawe, ustanowiona w 1973 r. narodowa flaga Gwinei Bissau jest niemal identyczna jak flaga PAIGC (różni się wyłącznie brakiem skrótu z nazwą partii). Widnieją na niej trzy pasy: czerwony, żółty i zielony oraz czarna gwiazda, symbolizujące idee panafrykanizmu.
Muzułmanie stanowią połowę gwinejskiego społeczeństwa, 40 proc. to wyznawcy wierzeń tradycyjnych, a pozostałe 10 proc. – chrześcijanie, przede wszystkim katolicy. Wyznawcy sunnickiego islamu w Gwinei Bissau są otwarci i tolerancyjni. Podziały religijne i etnicznie nie decydują o obliczu konfliktów i walki o władzę.
Duża frekwencja w pierwszej turze tegorocznych wyborów (zagłosowało ponad 70 proc. uprawnionych) zdaje się świadczyć o niegasnącej nadziei mieszkańców na poprawę sytuacji politycznej i gospodarczej.
Wyborcom, którzy oddali głos, naznacza się wskazujący palec prawej ręki niezmywalnym atramentem, żeby nie mogli zagłosować po raz drugi. Prawie połowa obywateli Gwinei Bissau jest niepiśmienna. Niestety poziom edukacji i warunki panujące w szkołach pozostawiają wiele do życzenia. W kraju nie wychodzi żadna gazeta codzienna, a popyt na tygodniki ogranicza się do wąskiej grupy mieszkańców stolicy. Głównym źródłem informacji jest radio.
W wyborach parlamentarnych zwyciężyła PAIGC. 18 maja w drugiej turze wyborów prezydenckich zmierzą się reprezentujący tę partię José Mario Vaz, były minister finansów odpowiedzialny za wprowadzanie trudnych reform ekonomicznych oraz Nuno Gomes Nabiam, formalnie kandydat niezależny, choć wspierany przez dużą część wojskowych. Jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało – w obecnej sytuacji dla Gwinei najważniejsze nie są programy polityczne kandydatów, ale stabilność polityczna i gwarancja, że będą mogli je realizować.