Mówi więc Korwin-Mikke o wolności, ale nie przeszkadza mu wykluczenie z grona osób do niej uprawnionych ogromnych grup ludzi. Ostatecznie z rozmaitych swobód najważniejszą okazuje się chyba wolność od zapinania pasów w samochodzie. Drobna sprawa, ale pokazuje jego zgoła nieliberalny dogmatyzm. Mówi o sprawiedliwości, ale w jego ujęciu przypomina ona bardziej zasady Kodeksu Hammurabiego niż umowy społecznej. O równości za bardzo nie mówi, bo po co, skoro wiadomo, że są równi i równiejsi. To wszystko okrasza zaś parareligijnym konserwatyzmem, ale bez przesadnej dawki miłosierdzia – inspirowanym raczej Starym niż Nowym Testamentem.
Poglądy Korwin-Mikkego są zbyt kuriozalne, by się z nich szczerze śmiać, a przy tym zbyt niepoważne, by się ich na serio obawiać. JKM przede wszystkim kocha mówić i w tym sprawdza się najlepiej. | Tomasz Sawczuk
Oczywiście, mogę się w tym opisie mylić, ponieważ piszę to jako publicysta tygodnika, który Korwin-Mikke zdemaskował kiedyś w „Angorze” jako komunistyczny. Właściwie wszyscy mogą się mylić. JKM wiele spraw rozumie na swój oryginalny sposób, który z niewiadomych względów nie jest szeroko akceptowany. Jak to jednak możliwe, że prawie wszyscy aktywni w życiu publicznym ludzie myślą inaczej niż on? Naturalne wydaje się, że albo ich umysły są przeorane przez eurosocjalistyczną propagandę, albo tak naprawdę wszystko rozumieją, ale chcą ogłupić ludzi, aby ich okraść. Albo jedno i drugie. No, albo to Korwin-Mikke się myli.
Ale JKM się nie myli. Dlatego dla wielu (szczególnie młodych) jego przekaz jest tak atrakcyjny. Wydaje się raczej, że wygłaszając liczne mądrości na liczne tematy, po prostu pomija kontekst, w którym najlepiej byłoby analizować daną sprawę. W tych nowych, pozornie świeżych i demaskatorskich okolicznościach jego słowa brzmią prawie, jakby były przekonujące.
Gdy więc mówi o złowrogiej europejskiej propagandzie, chodzi mu po prostu o wspólne wartości europejskie, pochodzące z naszej politycznej i filozoficznej historii, takie jak sprawiedliwość, wolność czy równość. Gdy mówił w niedawnym wywiadzie dla „Do Rzeczy” o tym, że Janukowycz „powinien dalej być prezydentem Ukrainy, ponieważ nie było wtedy problemów z Rosją”, to zdaje się znów nie rozumieć, że Ukraińcy to tak samo ludzie jak Polacy i należy im się rząd przestrzegający praw człowieka. Gdy kwestionuje prawne zakazywanie kłamstwa oświęcimskiego, to nie rozumie, że nie chodzi tu o szykanowanie niezależnych badaczy, lecz o przypieczętowanie pamięci o tak gigantycznym złu, że jego kwestionowanie jest absolutnie niedopuszczalne. I tak dalej. Feeria wypowiedzi Korwin-Mikkego, których nie chcielibyśmy po wyborach słuchać na co dzień, jest przy tym tak długa i żenująca, że nie warto jej tu reprodukować.
Zamiast oburzać się na to, co mówi Korwin-Mikke, lepiej powtarzać wciąż na nowo, dlaczego ważne są dla nas te wartości, które on kwestionuje. Wartości liberalnej demokracji wspiera bowiem bardzo wiele rzeczywistych historii i ważnych – a nieraz bardzo prostych – argumentów. | Tomasz Sawczuk
W prasie pojawiły się ostatnio liczne rozbieżności co do tego, jak należy podchodzić do wzrostu popularności jego partii w sondażach. Czy należy się z niego raczej śmiać, czy się go bać? Trudny wybór. Jak zwykle, także i tu JKM zdaje się wymykać schematom. Sam ten wybór nie jest jednak bardzo palący. Poglądy Korwin-Mikkego są zbyt kuriozalne, by się z nich szczerze śmiać, a przy tym zbyt niepoważne, by się ich na serio obawiać. JKM przede wszystkim kocha mówić i w tym sprawdza się najlepiej. Ta mowa czasem boli (jak w wypadku wypowiedzi dotyczących roli kobiet czy praw osób niepełnosprawnych), ale warto pamiętać, że będzie ona bolesna tylko wtedy, gdy jej autora potraktujemy jak poważnego uczestnika dyskusji – kogoś, na kogo opinii nam zależy. Tymczasem nie jest możliwe prowadzenie żadnej szerszej polityki, która byłaby jakkolwiek zgodna z jego ideami. Możliwa jest jedynie gadanina.
I Korwin-Mikke – jako z ducha raczej publicysta niż polityk – mówi dalej. Dlaczego? Wedle najpoważniejszej teorii podróże w czasie są jednak możliwe, a Janusz Korwin-Mikke jest przybyszem z przeszłości. Przybyszem z elitarnego klubu dyskusyjnego, którego członkowie znajdują największą przyjemność w upajaniu się własną elitarnością. I na to nic nie można poradzić.
Dlatego zamiast oburzać się na to, co mówi Korwin-Mikke, lepiej powtarzać wciąż na nowo, dlaczego ważne są dla nas te wartości, które on kwestionuje. Problemy pojawiające się w jego retoryce powinniśmy umieszczać raz za razem we właściwych kontekstach. Wartości liberalnej demokracji wspiera bowiem bardzo wiele rzeczywistych historii i ważnych – a nieraz bardzo prostych – argumentów.